baner

Recenzja

Hellboy #11: Opowieści niesamowite

Paweł Panic recenzuje Hellboy #10: Opowieści niesamowite
Fani przygód Piekielnego Chłopca musieli ostatnimi czasy być naprawdę cierpliwi. Nie licząc „Hellboy: Animated” i „B.B.P.O.: 1946”, to ostatni komiks, który mógł ich w pełni usatysfakcjonować, ukazał się w lipcu 2008 roku. Czy w takim przypadku chociaż „Opowieści niesamowite” są w stanie umilić oczekiwanie na „Dziki łów”?

Omawiany tom jest zbiorem 26 krótkich form komiksowych, który stanowić ma hołd dla dzieła Mike’a Mignoli. Czego można się spodziewać po tym albumie, najlepiej wyjaśnia we wstępie do niego Scott Allie: „Jako że kreska Mike’a w wielkim stopniu definiuje to, czym jest Hellboy, postanowiliśmy w tym tomie położyć nacisk na rysowników. Niektórzy z tych nad wyraz utalentowanych artystów pierwszy raz spróbowali napisać własne scenariusze…”.

„Opowieści niesamowite” to zbiór wizji rozmaitych rysowników i trzeba przyznać, że zdecydowanie lepiej się ten komiks ogląda niż czyta. Niski poziom fabularny można tłumaczyć brakiem doświadczenia części scenarzystów czy ograniczeniem ich do kilku stron, lecz tak naprawdę decydujący był tutaj zwyczajny brak pomysłu. Odnosi się wrażenie, że artyści, zaproszeni do pracy przy tym albumie, chcieli po prostu narysować Hellboya, a nie opowiadać jego przygody. Na tle średnich scenariuszy błyszczą w związku z tym te, których autorzy postanowili podejść w nietypowy sposób do czerwonego bohatera. In plus wyróżniają się: humorystyczne „Przestój” i „Abe Sapien: Gwiazda B.B.P.O.”, będące zbiorem nietypowych pocztówek „Moje wakacje w piekle” Craiga Thompsona oraz „Profesjonalne wsparcie”, w którym Roger walczy z fanami black metalu. Reszta historii wpasowuje się zazwyczaj w schemat: bohater na akcji, rozwiązanie sprawy, puenta.

Rysownicy mieli być siłą „Opowieści niesamowitych” i tak jest w istocie. Albumowi na pewno nie można zarzucić graficznej monotonii. Jeśli ktoś myśli, że w Ameryce wszyscy rysują na jedno kopyto, to ten komiks skutecznie wyprowadzi go z błędu. Ilustracje trzymają wysoki poziom i usatysfakcjonują zarówno zwolenników realistycznej kreski, jak i stylistyki cartoonowej. Nawet zagorzali miłośnicy charakterystycznego stylu Mignoli, mimo że jego dzieło zdobi tylko okładkę, znajdą tutaj coś dla siebie - w postaci dzieł Stefano Raffaele'a, Keva Walkera czy świetnej planszy Lee Bermejo'ego (pierwotnie opublikowanej na tylnej okładce ósmego zeszytu „Weird Tales”, w polskim wydaniu, zdecydowanie na wyrost, zakwalifikowanej do komiksów). Na mnie największe wrażenie wywarły komiksy z ilustracjami Johna Cassady’ego, Alexa Maleeva i Jill Thompson, przy czym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że dzieła pozostałych artystów były kiepskie. Ten album po prostu rysunkami stoi i to widać.

„Opowieści niesamowite” zostały doskonale wydane. Co prawda, w stosunku do amerykańskiego, dwutomowego wydania mają kilka braków, o czym świadczy choćby fakt, że dzieł niektórych artystów z biogramów próżno szukać w albumie (za to o niektórych twórcach, którzy już się w tym albumie pojawili, zapomniano), jednak twarda okładka i kredowy papier to rzecz w polskich przygodach Piekielnego Chłopca niespotykana. Adekwatnie do jakości wydania wzrosła też cena i za najnowszy tom „Hellboya” przychodzi zapłacić 50 złotych więcej niż za poprzedni. Niech się jednak nie przejmują ci, którzy na bieżąco śledzą przygody tego bohatera - omawiany album można sobie spokojnie darować, bez najmniejszej obawy, że przegapi się ważny fragment losów Hellboya. Uwaga ta, rzecz jasna, nie dotyczy największych fanów herosa ze spiłowanymi rogami, ale oni pewnie i tak już ten komiks posiadają.

Podsumowując: „Opowieści niesamowite” to mnóstwo naprawdę świetnych rysunków. Tylko tyle i aż tyle.


Opublikowano:



Hellboy #10: Opowieści niesamowite
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Hellboy #11: Opowieści niesamowite Hellboy #11: Opowieści niesamowite Hellboy #11: Opowieści niesamowite

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-