baner

Wywiad

Wywiad z Marcinem Rusteckim

Karol Wiśniewski, Łukasz Chmielewski
Zachęcamy osoby chcące przeczytać więcej wspomnień Pana Rusteckiego do lektury wywiadu, który ukaże się w 50 i 51 numerze magazynu "Kazet". Przypominamy też, iż również w 19 numerze tego periodyku znalazło się wiele materiałów na temat działalności wydawnictwa. Zapraszamy także do obejrzenia fragmentów spotkania autorskiego z WSK 2008.

Redakcja Alei Komiksu pragnie również podziękować Panu Marcinowi Rusteckiemu za poświęcony czas i użyczenie zdjęć ze swojej kolekcji.

--------

Skąd u Pana zainteresowanie komiksem?

Przede wszystkim z zamiłowania do rysowania. Miałem też szczęście dostawania komiksów z Francji w czasach latania po podwórku w krótkich gaciach z kartonowym karabinem na plecach. Rodzina przysyłała magazyny komiksowe, np. „Pilote”. Potem "czytaliśmy" skandynawskie „Tarzany”, „Koraki”, ”Magnusy”, a później, już po polsku, "Tytusy", "Żbiki" i "Klossy".

Można powiedzieć, że od smarkacza ta forma sztuki zawładnęła mną kompletnie. Kiedy w 1981 roku wyjechałem do Londynu i zostałem tam 9 lat czułem się jak w raju. Komiksy kupowałem co tydzień razem z płytami - w dzień wypłaty (marnej zresztą).

Jeździłem też do siostry - do Brukseli, tam poznawałem prawdziwy rynek frankofonski. Byłem też zachwycony podejściem do komiksu jako sztuki. Albumy Bilala, Moebiusa czy Rosińskiego recenzowane były w takich dziennikach jak "Le Monde" czy "Le Soir" obok innych wydarzeń kulturalnych.

Wraz z kapitalizmem do Polski zawitały zachodnie komiksy wydawane przez TM-Semic. Jak trafił Pan do tej firmy?

Na zasadzie selekcji. Było krótkie ogłoszenie, ze firma X potrzebuje redaktorów i kogoś tam jeszcze. W sumie bardzo lakoniczne. Moja żona odpowiedziała na to ogłoszenie bez mojej wiedzy (!). Rysowałem wtedy dla „Szpilek” i tłumaczyłem teksty z jęz. angielskiego. A tu nagle telefon, że chcą mnie widzieć. Hotel Victoria, dwa dni przesłuchań, rozmowy ogólne.

Powiedzieli, że odezwą się w ciągu 2 tygodni. Zadzwonili tego samego wieczoru, a następnego dnia już miałem tę pracę. Jako redaktor naczelny czteroosobowego wydawnictwa!

mrrrzymskaRedakcja TM-Semic, 1991 rok

Pierwszy „Spider-man” i „Punisher” ukazał się w połowie 1990 roku. Kiedy więc powstał polski oddział TM-Semic? Jak długo trwało przygotowanie tych dwóch pierwszych numerów?

TM-Semic rozpoczął działalność w 1991 roku. Dwa pierwsze numery powstały rok wcześniej, zgadza się. Nie my jednak je przygotowaliśmy, tylko Codem w Krakowie. Nie wiem jak długo trwało przygotowanie. My mieliśmy mniej więcej dwumiesięczny cykl produkcji. Plan wydawniczy, edycja, zamówienie materiałów itd. Trochę to wtedy trwało zanim komiks ukazał się w kiosku.

Codem przygotował parę zeszytów na samym początku, byli to chyba freelancerzy, nie redakcja sensu stricte. Z chwilą zarejestrowania TM-Semic z siedzibą w Warszawie od 1991 roku, Codem nie miał z nami nic wspólnego.

Podobno pierwsze numery komiksów były przygotowywane w iście spartańskich warunkach?

Tak, kompletnie spartańskich. Wynajęty dom jako siedziba, a w nim pusto. Nic. Potem zakładanie telefonu, kupowanie mebli - jak młode małżeństwo na początku drogi. Pojechaliśmy też do Szwecji na szkolenie, żeby w ogóle wiedzieć "o co chodzi”. Takie "musisz-mieć", a raczej "musisz-wiedzieć" mentalne.

Na czym polegało to szkolenie?

Chodziło głównie o pokazanie nam, jak w sensie technicznym robi się komiksy. Oprócz spędzenia dnia w kwaterze głównej w Sztokholmie - rozmowach ogólnych i w studiu graficznym - pojechaliśmy do studia repro, do Arviki, pod granicę norweską, gdzie przygotowywane były diapozytywy.

Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach nie było internetu, telefonii komórkowej, a jak już nastała to telefon tzw. komórkowy był wielkości bloku suporeksu. To jak skuterem wybrać się na księżyc. Studio repro patrząc z dzisiejszej perspektywy było zjawiskiem archaicznym. Dziś komiks można zrobić na laptopie, w dowolnym miejscu, niekoniecznie w domu. Wtedy było to niemożliwe. Zajmowało więcej czasu i było droższe.

Szokiem też było spotkanie ludzi, którzy umieli literować. U nas zgłaszali się ludzie, którzy umiejętność literowania mylili z umiejętnością pisania (!). Jeśli chmurka była za mała to pisali poza nią, lub zaczynali literować wielkimi babolami, a kończyli tekst wielkości ameby.

Ogólnie, w szkoleniu chodziło o pokazanie całego procesu produkcji. Oczywiście z biegiem czasu i ogólnej komputeryzacji, nasza tzw. produkcja tez ewoluowała.

spider11990Pierwszy polski Spiderman!

Gdy już pierwszy „Spider-man” i „Punisher” leżał w kioskach, nie miał Pan obaw, że mogą się nie sprzedać, że taki gatunek komiksu po prostu może się nie przyjąć w Polsce?

Nie, szczególnie jak pierwsze numery sprzedały się po 100 tysięcy egzemplarzy. Wydaje się, że wszyscy razem uczyliśmy się komiksu w Polsce. My i czytelnicy. Dla obu stron była to sprawa nowa, nawet eksperymentalna. Nowe horyzonty, otwarte przestrzenie. Zero tradycji i doświadczeń.

A propos eksperymentów, pamiętam że na początku nazwy super-bohaterów i super-łotrów były tłumaczone na Polski. Potem jednak zaniechano tej praktyki - dlaczego?

Powody były rożne. Osobiście uważałem, że tłumaczenie super-bohaterów skomplikuje sprawę w miarę, gdy poznawaliśmy ich coraz więcej - tu przykład: Kingpin tłumaczony był jako „Ważniak”, potem „Ważniakiem” stal się ”The Main Man”, czyli Lobo. „Człowiek Pająk” wydaje się tłumaczeniem naturalnym, więc używaliśmy do końca obu określeń, ale już „The Punisher” stawia opór – „Pogromca” to nie „The Punisher”. „Karciciel”? I don't think so.

Poza tym kwestia loga. Każde logo było „trade mark”, czyli zastrzeżone. Trzeba by stworzyć polskie wersje dla każdego bohatera... i czekać na akceptacje z Marvela lub DC. Karkołomne zadanie.

Powiedziałem sobie, że skoro nie ma takich możliwości, niech dzieciaki sięgają do słowników, niech sami bawią się w tłumaczenia, może zechcą uczyć się angielskiego. W Skandynawii tłumaczono wszystko, ale oni mieli możliwości techniczne w obróbce filmów i długoletnie tradycje w tłumaczeniu bohaterów, choć paradoksalnie skandynawski czytelnik znał angielski. My zaczęliśmy od „górnego C” z możliwościami i tradycjami "mniej niż zero".

Z innych „eksperymentów” nie sposób zapomnieć o cięciu komiksów z czego „słynął” TM-Semic. Pamiętam, np. „Batmana” 9/1991, gdzie pokazaliście jak 5-częściową historię można zmieścić na 30-stronach. Wiem, że wszystko musiało się jakoś zmieścić w 52-stronicowym komiksie, ale czasem było to dość drastyczne...

To był problem, niestety często z naszej winy. Czasami po prostu się myliliśmy, czego przykładem jest „The Punisher: War Zone”, pierwsza próba wersji czarno-białej. Rozkładówki przechodziły na następną stronę na przykład. Ale rzeczywiście, czasami po prostu musiało się zmieścić. Trzeba też pamiętać, że w owych czasach, zamierzchłych już, często w danym komiksie wkładano strony, które były swego rodzaju wstawkami, sugerującymi czytelnikowi, żeby sięgnął po inną serię i dopiero „tam” się dowie. Więc czytelnik kupował ową historię, gdzie dowiadywał się, że musi kupić następnych sześć zeszytów. Sprytne posunięcie. No więc, takie strony usuwaliśmy, lub strony, które ze względu na objętość musiały być cięte, ale ich brak nie rujnował historii. Taki przynajmniej był nasz zamiar.

Gdybyśmy wydawali wszystko to problemu by nie było. Pamiętajcie, że samego "Spider-Mana" wychodziło mnóstwo: “The Amazing Spider-Man”, “Web of Spider-Man”, ”The Spectacular Spider-Man”, “Spider-Man”, nie licząc mini-serii. To samo z „X-Menami”, „Punisherem” itd. Tak komiksu się dzisiaj nie robi. Przypominam, że w pewnym momencie rynek w Stanach się załamał, a Marvel po bankructwie musiał kompletnie się przeorganizować i całkowicie zmienić politykę wydawniczą. Dużą zasługę trzeba przyznać nowemu naczelnemu Marvela, Joe Quesadzie. Wyciął w pień ogromną liczbę tytułów i zaczął od początku, jeśli można nazwać to początkiem oczywiście.

Opublikowano:

Strona
1 z 5 >>  



Tagi

Batman Marcin Rustecki Punisher Spider-Man TM-Semic Wywiad

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

AndrewK1 -

Naprawdę świetny wywiad.
Z miejsca przypomniały mi się lata spędzone na czytaniu komiksów z TM-Semic.

Naprawdę brakuje mi czasami tego wydawnictwa.

vision2001 -

To dzięki Semicowi czytam komiksy.

Fajnie móc sobie powspominać dreszczyk emocji związany z semicowskimi komiksami. Comiesięczne wyczekiwania na komiksy i podróże do kiosku ruchu po ulubionego Supermana :o) Niestety (a może i lepiej) przeważnie nie miałem tyle kasy, by móc kupić więcej niż jedną/dwie serie. Obecnie posiadam większość komiksów z Semica (w tym wszystkie MegaMarvele i prawie wszystkie W S-y) i czasami miło jest wrócić do znacznej części z nich.

Ech... Były to czasy...

Jednoczęsnie muszę napisać, że byłem szczęśliwcem mogąc spotkać się jakieś 2 lata temu osobiście z Arkie Wróblewskim :o) Dla mnie Pan Rustecki i Arek Wróblewski to ikony komiksowej pop-kultury.

eskos -

Wychowałem się na ich wydaniach Batmana, Punishera i Spider-mana. Bardzo żałuję, że nie przetrwali próby czasu. Wielka szkoda.

Wielkie dzięki dla Pana Rusteckiego za to co zrobił dla fanów. Czapki z głów. Pozdrawiam

pirus -

ja też wychowałem się na TM-semicu, i jak 99% czytelników śmiałem się i zgrzytałem zębami, widząc nędzę wydania i wymysły translatorskie Kasi Rusteckiej. Byłem przekonany, że to żonka rednacza, który zafundował beztalenciu ciepłą posadkę. Tym bardziej się dziwię, że jej nie wykopał po pierwszych zeszytach. Czytanie SW wymagało nie lada samozaparcia, tak sztywniackich dialogów i ogólnie mętnego sposobu pisania nigdy później już nie było (no, z wyjątkie orkinaugorze z Mandry). Gdyby nie to, że TM-S byli wtedy jedyni, nikt by nie sięgał po te wydawnicze gnioty. Wystarczyło jednak, że pojawiła się konkurencja, i TM musiał paść. Z tak fatalną jakością wydań, z tak tragicznym i tłumaczeniami nie mieli szans. Ten sam los podzieliła Mandragora - zmiana jakości przyszła za późno. Okazało się, że można wydać na niezłym papierze, bez kretyńskich literówek, z dobrym tłumaczem i dobrą dystrybucją. Można, tylko zbyt późno. Zresztą, Mandra nie nauczyła się niczego. Podnosi się z popiołów, i wypuszcza takiego babola, że szkoda gadać. X-ów przeczytałem do połowy - dalej się nie da czytać.

celtic -

pirus - jeśli dobrze pamietam to początki kłopotów Semica miały miejsce gdzieś między 96/97 rokiem , a pod koniec 98 roku Semic prawie całkowicie wyciągnął kopyta . Powiedz mi , jaką w tych latach Semic miał konkurencję , bo nie pamiętam ?

vision2001 -

KaZet przedstawia grafiki stworzone przez Pana Rusteckiego. Całkiem ciekawe rzeczy :)

qwerty -

celtic. w maju 1998 roku ruszyl klub swiata komiksu egmontu. a pakieciki mieli calkiem fajne i jakosciowo na pewno lepsze od semica. semic od 99r. zaprzestal wydawac zeszytowki i sam tez sie wzial albumy (tpb). moze to tylko zbieg oklolicznosci, ale pasuje.

pirus -

kurde, dokładnie to samo miałem napisać ;) Wtedy mniej więcej zaczął wychodzić Relax 2, czyli Świat Komiksu, Egmont zaczął wydawać naprawdę niezłe pakiety, i dzięki miernocie Semica wypłynął ostro w górę. Szkoda, bo Semic mógł odwalić kawał dobrej roboty. Nie wiem, czym się kierowali, zatrudniając amatorów (bo tłumaczenia siostry szefa to amatorszczyzna do kwadratu). Nie brakowało przecież ludzi, którzy mogli to zrobić profesjonalnie. Może ciut drożej, ale idealnie. I nie chodziło wcale o to, że pojawiało się nowe nazewnictwo. Skoro ono się dopiero tworzyło, to trzeba było tylko odrobinę konsekwencji. Ale do tego właśnie trzeba zawodowców, a nie amatorów, w dodatku kiepsko posługujących się polszczyzną. Później chodziły słuchy, że niektóre zeszyty jacyś licealiści robili. Nie dziwne, że wychodziły gnioty. A przecież koszty korekty, przekładu, to pikuś w porównaniu z drukiem, i ewentualnymi zyskami. Nie kumam zupełnie takiej polityki wydawców.

Nytemayr -

Aleja dzięki za wywiad :-D

bardzoczarnykot -

@pirus
Nie ma wyjścia - musisz założyć własne wydawnictwo (np. Relax 3)! Pokaż wszystkim jak się to robi! Co prawda wszyscy fani komiksu wiedzą jak je wydawać (a zwłaszcza polscy fani), ale ty to zrobisz najlepiej! Zaufaj mocy!

pirus -

@kot:
otóż właśnie, tu się różnimy. Ja NIE WIEM, jak się wydaje komiksy, więc się za to nie biorę. Wiem natomiast, że gdy czytam translatorką porażkę, to moje odczucia rzutują na każdy inny komiks wydany przez dane wydawnictwo. A jak się takim komiksów trafi 3 czy 5 po kolei, to dziękuję i nawet nie zaglądam do kolejnych.
Jak można położyć firmę, która wychowała pokolenie komiksowych czytelników i miała nakłady 30-40 tyś (zeszytówek, oczywiście)? Przecież to armia ludzi, która powinna być wierna im do końca. A tak się nie stało. Jeśli masz jakieś TM-semiki to poczytaj sobie. Tego nie da się czytać. Małolatom po 12-13 lat jest już wszystko jedno, ale gdy coś takiego wpadało w ręce 20-latkowi, to pukał się w głowę.
Oczywiście, że TM wychował obecnych czytaczy komiksów, szkoda tylko, że sam z nie korzysta z portfeli przychówku.

vision2001 -

No cóż... Sam mam troszkę ponad 20 lat i z miłą chęcią sięgam po stare semicowskie komiksy. Widocznie nie jestem aż na tyle wybredny (i mam nadzieję, że tylko o to chodzi) niż co poniektórzy...

Barhadad -

Nie jestem znawcš angielskiego, stšd domniemane kolapsy przekładu w produkcjach TM-Semica nie sš dla mnie dostrzegalne. Do ich komiksów z wielkš przyjemnoœciš wracam co jakiœ czas. Było tego tak wiele, a przy okazji tak różnorodnej oferty, że praktycznie każdy mógł znaleŸć coœ dla siebie. Pamiętacie "Dark Empire" Cama Kennedy'ego ? A jego opowieœć o gorgulcu z "Batmana" (zdaje się ze numer 3/1994) ? Znakomite rysunki, których nie powstydziłby się frankofoński wydawca ambitniejszych tytułów. A "Daredevil" Millera i Romity Jr. ? Kompletnie niedoceniona, a przecież dalece wyrastajšca ponad przeciętnoœć "Opowieœć Gantheta" ? A miniseria "The Man of Steel" publikowana w pierwszych zeszytach "Supermana", która na zawsze odmieniła postać Supermana ? Takich klejnocików było znacznie więcej ! Koledze Pirusowi proponuję odkurzyć stare zeszyty Tm-Semic zalegajšce w pudłach na strychu i nieco wnikliwiej spojrzeć na ich produkcje pamiętajšc przy tym o momencie dziejowym w jakim te serie zaistniały.

ramirez82 -

Oczywiście szacun dla Tm-Semic, bo całe lata 90-te zaczytywałem się w ich komiksach i niemal wychowywałem się na nich. Fakt, szkoda że wydawnictwo upadło, ale dziwne to nie jest, mając na uwadze ich polityke wydawniczą. Fajnie że teraz, niewiadomo skąd odgrzebano Rusteckiego i pojawiają się tego typu artykuły. Może by tak dotrzeć do Arka Wróblewskiego i też przeprowadzić z nim podobną rozmowe?

yemet -

Mnie rowniez brakuje TM-Semic. Panu Rusteckiemu chcialbym napisac jedno: dziekuje.

lion -

Świetny wywiad i mała łezka zakręciła mi się w oku
Ech jaki by semic nie był, to były piękne i legendarne czasy. Ale jak to się mówi to se ne vrati :roll: . Kiedyś łamaną polszczyzną jeszcze jako mały dzieciak wysłałem list do semica z prośbą o przysłanie archiwalnych numerów. Pamiętam z jakim utęsknieniem czekałem na paczkę, a jak już doszła to od razu poleciałem na pocztę i czekałem w kolejce strasznie długo, myślałem że już nigdy nie odbiorę upragnionej przesyłki i później ten powrót do domu z paką pełną komiksów. To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu.
Dzięki Panie Rustecki i jak spotka Pan Arka jemu też proszę podziękować
A strony klubowe to już legenda. Czasami zaczynałem lekturę komiksu właśnie od tych stron. Na początku nie umiałem za dobrze czytać i jakoś szybko się nauczyłem, żeby wreszcie móc w pełni delektować się komiksami
lion