baner

Recenzja

Steampunk po polsku (Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent)

Paweł Panic recenzuje Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent
      Gdy piszę te słowa od premiery albumowej „Pierwszej Brygady” minął już kawałek czasu. Na początku komiks zbierał same bardzo pochlebne recenzje, potem zaczęto kręcić nosem i pojawiło się kilka bardziej negatywnych opinii. Teraz zaś mała burza rozpętana wokół tej pozycji ucichła, więc na spokojnie mogę zaprezentować swoje zdanie na temat „Pierwszej Brygady: Warszawskiego pacjenta”.
Sam pomysł komiksu zrodził się już kilka lat temu i początkowo funkcjonował w formie sieciowej. Na stronach Retrostacji zamieszczano odpowiednio stylizowane, rzekomo cudownie odnalezione odcinki „Nowych przygód Stasia i Nel” publikowane w fikcyjnym tygodniku „Piechur”. Trzeba przyznać, że zagranie bardzo oryginalne i niespotykane wcześniej w naszym kraju. Wspomniane przygody bohaterów Sienkiewicza z czasem zostały zastąpione „Pierwszą Brygadą”- komiksem, w którym oprócz państwa Tarkowskich pierwsze skrzypce grał nie kto inny jak sam Józef Piłsudski. Omawiany album jest właśnie drukowanym rozwinięciem tego komiksu.
      Odchodząc już od internetowego rodowodu „Pierwszej Brygady” (bo o fenomenie tego zjawiska można pisać naprawdę długo, a nie o to tu chodzi) przejdźmy do samego albumu. „Warszawski pacjent” jest najprościej rzecz ujmując komiksem steampunkowym wykorzystującym polskich bohaterów literackich i postaci historyczne drugiej połowy XIX wieku. Właściwie to z tych postaci historycznych dopatrzyłem się tylko Piłsudskiego, ale za to figur zaczerpniętych z polskiej klasyki pozytywistycznej mamy całe mnóstwo. Są więc: wspomniany Staś, Kali, jest i Stanisław Wokulski, a także Bohatyrowicz i Korczyński. Z opisu zamieszczonego na tylnej okładce można zaś wywnioskować, że są szanse na pojawienie się w opowieści również Marii Skłodowskiej-Curie, a nawet Feliksa Dzierżyńskiego. Ile z tych słów jest prawdą, a ile sloganami, przekonamy się być może już przy okazji kolejnego albumu. Grunt, że tutaj sytuacja przedstawia się bardzo interesująco i każdy kto nie spał w szkole na polskim i historii powinien skojarzyć przynajmniej część postaci.

warszawskipacjentrecka2

Cuda i dziwy Syberii


      Za albumem stoi trójka twórców. Scenariusz to sprawka Krzysztofa Janicza i Tobiasza Piątkowskiego, natomiast za rysunki odpowiada Janusz Wyrzykowski. Co do fabuły to jest to pierwszej próby opowieść przygodowa. Ci którzy szukają rozszerzenia treści lektur szkolnych, czy wnikliwego spojrzenia na postać Piłsudskiego mogą sobie ten album darować (choć, przez wzgląd na przyjemność płynącą z lektury, nie powinni tego czynić). Z kolei wszyscy, którzy łakną strzelanin, pościgów, parowych machin i do tego znanych bohaterów połączonych w sprawnie opowiedzianej i ładnie narysowanej opowieści nie będą zawiedzeni. Dialogi Piątkowskiego jak zwykle są bardzo dobre i naturalne. Nie ma tu miejsca na długie pogawędki, które nic nie wnoszą do historii, jest za to dużo opowiadania samym obrazem. Oprócz akcji, nie zabrakło również miejsca na co nieco humoru (tak niezbędnego we wszystkich klasycznych opowieściach przygodowych). Przykładem niech będzie taki oto dialog między Stasiem, a Piłsudskim:

Piłsudski: „Powstrzymać? Kiepsko sobie radzę z bronią...”
Staś: „To co robisz na Syberii, człowieku?”
Piłsudski: „Zostałem zesłany za zamach na cara...”

Opublikowano:

Strona
1 z 2 >>  



Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent

Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent

Scenariusz: Tobiasz Piątkowski, Krzysztof Janicz
Rysunki: Janusz Wyrzykowski
Wydanie: I zbiorcze
Data wydania: Grudzień 2007
Seria: Pierwsza Brygada
Druk: kolor, kreda
Oprawa: twarda
Format: A4
Stron: 48
Cena: 32,90 zł
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Steampunk po polsku (Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent) Steampunk po polsku (Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent) Steampunk po polsku (Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent)

Tagi

Pierwsza Brygada

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

strz1 -

Calkiem niezle ale nie plakalbym jakby na wstep dano nie 48 a 56 stron. Zawsze bylby to mily akcent.