baner

Recenzja

Dwie podróże z Fellinim

Yoghurt, Yaqza, Yaqza recenzuje Dwie podróże z Fellinim
Przyznaję się od razu bez bicia- twórczość Felliniego znam pobieżnie. BARDZO pobieżnie. W zasadzie znam tylko jego „Osiem i pół”, które oglądałem wieki temu całe, może nie małym, ale na pewno niedojrzałym człekiem będąc. I przyznam szczerze- był dla mnie za ciężki. Nie umysłowo- bo mimo wszelkich moich wad, to jednak resztki mózgu mi pozostały, aby pomyśleć nad treścią. Był ciężki do strawienia. Gdyż Fellini do reżyser z założenia kręcący filmy które bywają połączeniem wizji schizofrenika z erotomanią i zagmatwaniem straszliwym, co umożliwia ich odbiórr jedynie dla osób zainteresowanych tego typu twórczością. Nie mogę zaprzeczyć, ze Fellini wielkim artystą jest- w końcu miliony ludzi nie może się mylić ;) Niemniej- do mnie jego filmy raczej nie trafiły (A było tych filmów aż sztuk jeden...) A tu trafia mi się recka komiksu, który jest oparty na jego niedokończonych scenariuszach do filmu. Od razu pomyślałem: „No, może jakoś przebrnę”. I przebrnąłem.
Post nie wydaje rzeczy słabych. Wydaje mało komiksów, ale zawsze są to rzeczy przynajmniej dobre. Ale trzeba przyznać- nie dla masowego odbiorcy (jak to się ładnie mawia). Choćby wspomnieć surrealistyczny „El Borbah” czy poruszające „Niebieskie Pigułki”. I tak też jest z „Dwoma Podróżami...”- mimo że Manarę zna każdy szanujący się miłośnik komiksów, to już twórczość felliniego- raczej nie bardzo. Zaś Post uderza właśnie taką publikacją. Słynna to ona jest- jej wydanie (w częściach) wywołało niemałą burzę na tzw. Zachodzie. U nas raczej przejdzie bez echa, no chyba że Radio M (tudzież niedługo uruchamiana telewizja TRWAM) lub jakaś babcia-dewotka przyczepi się do roznegliżowanej pani na okładce. Ale będzie to raczej burza ze zgoła innych powodów niż ta „zachodnia”- gdyż tam samo połączenie dwóch dość osobliwych twórców- Manara-Fellini zelektryzowało zarówno krytykę, jak i samych miłośników twórczości jednego, jak i drugiego pana. A dlaczego? Czytając ten komiks, szczerze mówiąc- nie mam pojęcia....
Gdyż to zbiorcze wydanie „Dwóch Podróży...” (Podróż do Tulum i Podróż G. Mastorny zwanego Fernet...swoją drogą- dżizas, co za tytuły...argh) to nic wielkiego i niezrozumiała jest dla mnie cała ta wrzawa wokół tego albumu... No, chyba że mówimy o fanach twórczości włoskiego reżysera- dla nich rarytasem mogą być jego osobiste notatki i szkice do mającego powstać filmu, który w końcu, nie nakręcony, został narysowany przez Manarę. Takich bajerów jak wywiady, notki, wycinki pamiętników, zdjęcia itp. to gratka dla naprawdę wąskiej grupy odbiorców- reszta czytelników, którzy tylko z ciekawości sięgnęli po „Podróże” na pewno ziewać będzie z nudów i nie zrozumie połowy (minimum) cytatów czy notek odautorskich. Wierzcie mi- ja próbowałem przez wszystko przebrnąć i udało mi się to jedynie z recenzenckiego obowiązku...
Przejdźmy może do samej treści „Dwóch podróży...”. Pierwsza- „Podróż do Tulum” to dziwaczna opowieść o fantastycznej podróży grupki ludzi do magicznego cholerawieczego. Siakaś amazońska dżungla, piramidy, lokaje, młodociany władca i parę innych schizolskich pomysłów, których nie pomnę- ogólnie rzecz biorąc- opowiastka zakręcona jak to u Felliniego bywa (zresztą- sam w niej występuje). Podsumowując- nikt nie wie, o co tu do końca chodzi, ale pisząc Scenariusz Fellini zapewne chciał cos przekazać. Co? On sam, leżący w grobie od 1993 roku w grobie, raczy wiedzieć.
Druga opowiastka to „Podróż G. Mastorny zwanego Fernet” (inwencja Felliniego co do wymyślania tytułów nie przestanie mnie zadziwiać)- niedokończona (z powodu śmierci Felliniego) historia pewnego niczym nie wyróżniającego się faceta. Jest praktycznie o niczym, gdyż większą jej część zajmują wspomniane już przeze mnie notatki, artykuły, opisy w jakich to bólach rodziła się ta opowieść i takie tam mało znaczące dla zwykłego zjadacza komiksów pierdoły. Ot, leci sobie gość samolotem pasażerskim, który musi awaryjnie lądować przed katedrą wyglądającą jak Notre Dame, a podczas lotu oddaje się przemyśleniom o Flipie i Flapie i przygląda się Stewardessom... Kwateruje się w hotelu tuż po lądowaniu i...koniec historii. Zaiste, bardzo zajmujące, a jakie poruszające czytelnikiem. Serio- na pewno każdy po przeczytaniu tej nowelki (bo nie historii- jest za krótka nawet na opowiastkę) jest poruszony do głębi i zadaje sobie szereg pytań z „o co tu do jasnej cholery chodzi” na czele...
Może teraz o kresce. Znacie Manarę? Znacie. A jak nie znacie, to się nie przyznawajcie, ok? No cóż, jeśli pada to nazwisko, to wiadomo, czego się spodziewać- Pięknych kobiet, dopracowanych teł. I to wszystko znajdziemy w tym albumie. Choć muszę przyznać jedno- Manara w kolorze prezentuje się...nie, nie słabo... ująłbym to raczej: dziwnie. W każdym razie- rysunek Milo w kolorze jak dla mnie wiele traci. Ale pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi- no cóż, kwestia gustu. Ale o wiele lepiej przetrawiłem „drugą” podróż tego całego Mastorny- gdyż jest jedynie w różnych odcieniach szarości. Podróż do Tulum- wyglądała by lepiej w dwóch podstawowych kolorach, tego mogę być pewien.
A co o wydaniu? Przyzwoite. Brakuje twardej oprawy, ale ta usztywniana ze skrzydełkami, na których umieszczono wstęp od wydawcy i krótkie notki o obu panach też jest niezła. Jakość papieru- świetna, zaś tłumaczenie- bardzo dobre. Krótko mówiąc- nie ma się czego czepić, ale post już nas do tego przyzwyczaił. Jedynie cena jest...o jasna cholera- powalająca. Bo wynosi piękne, okrągłe (no prawie) 58 złotych. Tak przynajmniej widnieje na tylnej stronie okłądki, pod kodem kreskowym. I to będzie chyba ostatecznym straszakiem na potencjalnych klientów.
No to czas na małe summa summarum, jak zwykli mawiać Rzymianie. Tyle że przede mną problem- bo naprawdę nie mam pojęcia, jak ocenić ten komiks. Może jestem po prostu za głupi, mimo całej swej ufności w resztki inteligencji, aby zrozumieć twórczość Felliniego? Nie wykluczam, trzeba mieć odrobinę samokrytyki. Może „Fellini i Manara to niedowartościowani erotomani” jak ich skomentował pewien facet, którego szanuję? (pozdrawiam Kur :)) A nóż widelec jedno i drugie? Tego nie wie nikt i na pewno każdy, kto zadecyduje się na zakup tego komiksu, będzie miał nieco odmienne zdanie na temat „Podróży”. Ja zaś stawiam im 4/10- najbardziej średnią ze średnich ocen, bo muszę być kurde obiektywny. A jestem, bo dałbym 5, gdyby nie ta zabójcza cena. Gdybym całkowicie kierował się własną opinią, dałbym ze 3.


Yaqza: Co się mnie tyczy, to z filmami Felliniego mam jeszcze mniej wspólnego niż mości Yoghurt (w mej świadomości nie pozostały żadne informacje o jakimkolwiek obrazie tegoż reżysera, z którym miałbym przelotny choćby kontakt wzrokowy. A z reguły zawierzam swej pamięci, jest prawie niezawodna, oprócz tych nielicznych, wyjątkowych sytuacji, gdy niezawodna nie jest), dlatego jeszcze trudniej jest mi niż memu drogiemu poprzednikowi cokolwiek o tym komiksie napisać. Mogę jedynie podać żądnym informacji rzeszom wiernych i oddanych czytelników i czytelniczek (mój adres, moje drogie, w stopce redakcyjnej...zaraz...my nie mamy takiego działu...o, motyla noga) kilka zupełnie oderwanych od obrazów Fellniniego obserwacji tegoż albumu.

...Dziwny jest ten komiks. Ja go postrzegam jako niezwykłą, metafizyczną wędrówkę, której jednak wszystkich aspektów i elementów nie potrafię zauważyć- a to wzbudza we mnie smutek. Sytuację tą można porównać do wydania „48 stron” na rynkach zachodnich- coś tam nasi koledzy z przesiąkniętych kapitalizmem krajów zajarzą, ale lwia część zawartych w komiksie żartów pozostanie dla nich niezrozumiała. Ja tak właśnie się czuję- nie znając twórczości włoskiego reżysera nie potrafię odnieść się do jego komiksu. Widzę zarys, kształt już może jakiejś niezwykłej opowieści, ale trudno poskładać mi to w jedną całość, nie jestem po prostu w posiadaniu brakujących elementów. Widzę rysunki Manary- jak zwykle piękne i charakterystyczne, tym razem wzbogacone o kolor (z dość ciekawym rezultatem, przyznam), widzę interesujące pomysły (podwodne cmentarzysko samolotów i okrętów) i czytam frapujące dialogi, ale... nie potrafię tych elementów umiejętnie połączyć. Podobnie jest w „Podróży G. Mastorny...”- coś miga w tle, jakiś płomyk, światełko obiecujące coś więcej jeśli tyko się zagłębisz w ten świat, ale...nie potrafię- nie mam takiej możliwości. I piekielnie tego żałuję.
Dla kogo więc jest ten komiks? Dla wielbicieli wspomnianego już wielokrotnie reżysera, przede wszystkim. Znajdą tu oni wiele informacji o przełożonych na język komiksu projektach, historii ich powstania, autorach...o wszystkim, co ma z tym związek. Ludzie znający twórczość Fellniniego bez trudu zapewne odnajdą nawiązania do jego filmów- zresztą kilka z nich wymienionych jest w dodatkach publicystycznych. Pomagają one nieco zorientować się w wizji Włocha, ale do końca, niestety.
Tak jak wspomniał Yogh- Post wydaje komiksy ambitne i skierowane do szczególnego grona odbiorców. Ja do nich niestety najwyraźniej w tym odosobnionym przypadku nie należę. A może jeszcze nie? Nie wiemy, co przyniesie przyszłość...
Nie ocenię tego albumu. Nie wystawię mu oceny, bo trzeba w tym przypadku bardziej niż w jakimkolwiek innym samemu zdecydować, czy chce się ten komiks przeczytać. Nie potrafię go sklasyfikować nie znając wszystkich za i przeciw...może wy potraficie, jeśli tak, dajcie znać- postaram się zamieścić waszą opinię. Dajcie znać, co sądzicie o tym komiksie, jak go odbieracie, czym dla was jest- bardzo pomożecie tym, którzy jeszcze nie zdecydowali się kupić/nie kupić.
No i pozostały jeszcze kwestie edytorskie- album, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić jest świetnie wydany- kreda, duży format, profesjonalne tłumaczenie i wykorzystanie materiałów dodatkowych (jak wywiady itp.). I do tego dochodzi jeszcze piekielnie wysoka niestety cena...Za wysoka jak na nasze warunki. Chociaż uważam, że dla ludzi chcących komiks ten przeczytać nie będzie ona żadną przeszkodą.
I tutaj skończę. Nie napiszę już ani słowa, bo marnotrawienie ich na czcze gadanie w tym akurat przypadku nie ma sensu.

Opublikowano:



Dwie podróże z Fellinim

Scenariusz: Federico Fellini
Rysunki: Milo Manara
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2003
Tytuł oryginału: Due viaggi con Fellini: Viaggio a Tulum, il viaggio di G. Mastorna detto Fernet
Rok wydania oryginału: 1991, 1993
Tłumaczenie: Ewa Kosakowska, Joanna Grząka
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Stron: 146
Cena: 58 zł
Wydawnictwo: Post
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-