baner

NEWS

- Film

''Lucky Luke'' w Polsce od 10 lutego- obszerne informacje


Już 10 lutego na ekrany kin dzięki Monolith Films trafi film Lucky Luke ("The Daltons"), w reżyserii Phillipe'a Haïma ("Barracuda", "La Descente"). Film będziemy mogli obejrzeć w polskiej wersji językowej. Powstał we współpracy Francja/Niemcy/Hiszpania. Trwać będzie 86 min.

W polskiej wersji językowej głosów postaciom użyczyli: Olaf Lubaszenko- Lucky Luke, Antonina Girycz- Mama Dalton, Jarek Boberek- Joe Dalton, Bartłomiej Topa- Avarell Dalton, Wojciech Paszkowski- Jack Dalton, Marcin Perchuć- William Dalton, Andrzej Blumenfeld- Sołtys.

O filmie


Joe i Avarell, najstarszy i najmłodszy z braci Daltonów, bandy najgłupszych rabusi na Dzikim Zachodzie, mają wielki problem. Ich ubóstwiana Mama nie może już znieść nieudolności swoich synów, należy ją zatem czymś udobruchać. Czemu nie napaść na bank? Bracia organizują spektakularną ucieczkę z więzienia, po czym kierują się do Meksyku w poszukiwaniu sombrero-niewidki, które pomoże im zrealizować niecne plany. Droga pełna jest jednak pułapek, a na dodatek po ich śladach podąża Lucky Luke...

O bohaterach


Lucky Luke (Til Schweiger; "Król Artur ", "Lara Croft: Kolebka życia ")- Samotny kowboj, nieustający w poszukiwaniach braci Daltonów, żywa legenda Dzikiego Zachodu. Sławę przyniosła mu prędkość, z jaką pociąga za spust, lakoniczność ripost oraz charakterystyczny strój: żółta koszula, czerwona chusta i biały kapelusz. Trudno go nie rozpoznać – nawet z daleka!

Joe Dalton (Eric Judor; "Double Zéro", "La Tour Montparnasse Infernale")- choleryk i parszywiec, a przecież taki knypek! Został hersztem bandy dzięki swoim napadom szału, a nie przemyślanym decyzjom. Wystarczy, aby jego brat Averell otworzył tylko usta i Joe wybucha. Jego misją jest udowodnić światu, a zwłaszcza matce, że jest z niego krwawy desperado.

Averell Dalton (Ramzy Bedia; "Double Zéro", "La Tour Montparnasse Infernale")- najwyższy spośród braci, ale to jedyny powód jego dominacji. Łączy naiwność z zaskakującą dla swej rodziny dobrocią. Jego celem w życiu jest konsumpcja, co sprowadza na niego gniew Avarella.

Jack i William Daltonowie (Saïda Serrari, Romain Berger)- ich podstawowym zadaniem jest rozdzielanie Joe i Averella w bójkach. Oczywiście uczestniczą też w napadach, ale dobrocią muszą nadrabiać braki w złodziejskim rzemiośle. Jeśli będą uważać pod nogi, kto wie, może plan Joe się powiedzie...

Mama Dalton (Marthe Villalonga; "Moja ulubiona pora roku ", "Wielka czerwona jedynka ")- jej dzieci są obiektem głębokiej miłości, ale też powodem częstych zawodów. Jak to możliwe, że tak energiczna kobieta, poczyniła tyle błędów w przygotowaniu synów do zawodu? Pod powierzchownością słodkiej niani kryje się szatan w spódnicy! Gotowa podziurawić Lucky Luke’a, jeśli ten zacznie zadawać za dużo pytań...

Jolly Jumper (koń Lucky Luke’a)- obdarzony wyjątkową dla swego gatunku inteligencją, dzięki czemu potrafi wesprzeć swego pana w najtrudniejszych chwilach, na przykład siadając na zadzie niczym pies. Niektórzy zachodzą w głowę, czy to przypadkiem nie on nuci, gdy wraz z jeźdźcem kieruje się w stronę zachodzącego słońca.

Rantanplan- świadek najważniejszych wydarzeń w historii Dzikiego Zachodu – ma pies nosa!
Niestety rozumu trochę mniej, czym potrafi rozluźnić najbardziej napiętą scenę akcji.

Doxey- samozwańczy geniusz magii i farmacji, wędruje od miasta do miasta, wciskając naiwnym swoje cudowne specyfiki. Potrafi sprawić, że zamienisz się na głowy z sąsiadem, a twoje kury skamienieją. Problem w tym, że często osiąga to za pomocą tej samej mikstury.


O produkcji


Komiks kontra rzeczywistość.

Scenograf Olivier Raoux ("Aniołowie apokalipsy", "Jak mamę kocham, nie kłamię ") określa swoje zadanie w „Lucky Luke’u” jako przeniesienie świata stworzonego na potrzeby komiksu, a zatem przetworzonego przez wyobraźnię rysownika, na wielki ekran. Dodatkowym wyzwaniem było umieszczenie szeregu elementów, odsyłających do współczesności bądź do klasyki gatunku. Raoux podkreśla, że „w odróżnieniu od westernów, świat przedstawiony w naszym filmie miał być bardziej kolorowy i zawierać dużo więcej detali, które publiczność może wychwycić, oglądając go po raz kolejny”. Sceny we wnętrzach kręcono w studiu w Niemczech, a plenery znaleziono w Hiszpanii, w pobliżu Almerii, gdzie zresztą trafiają liczne ekipy filmowe z całego świata. Skala przedsięwzięcia była, jak zapewnia scenograf, olbrzymia: „ Przez 3 miesiące dziesiątki malarzy i stolarzy przygotowywało dekoracje. Na scenę pojedynku w wiosce przywieziono tony jasnego piasku, gdyż miejscowy miał odcień żelaza i burzył kompozycję całości”. Niektóre kłopoty, napotykane przez ekipę, przysłużyły się filmowi. Częste deszcze ożywiły okoliczny krajobraz, zbliżając wygląd poszczególnych scen do wizji autora komiksu – Morrisa.

Wygląd bohaterów: nad kostiumami i charakteryzacją centralnych postaci „Lucky Luke’a” pracowały wszystkie działy produkcji, czerpiąc inspirację głównie z rysunków Morrisa. W przypadku kostiumów, reżyser Phillipe Haïm zażyczył sobie ubiorów „znoszonych”, czyli takich, które podkreślałyby realizm scen dziejących się na Dzikim Zachodzie. Wyjątkiem od tej reguły był ubiór Lucky Luke’a, idealnie wyprasowany i nieskazitelny pod względem kolorystyki, co miało odpowiadać wizerunkowi super-kowboja, utrwalonemu już przez komiks. Dla aktorów, grających Daltonów, przygotowano 5 kompletów strojów, natomiast ich dublerzy dysponowali aż 56 różnymi kostiumami – wszystko z powodu częstych przebieranek braci-kryminalistów.

Charlotte David ("Se souvenir de belles choses", "Restons groupés"), odpowiedzialna za kostiumy w filmie, opowiada o precyzji, z jaką udało się dobrać setki strojów do scen rozgrywających się w wiosce kowbojów i osadzie meksykańskiej. „Musieliśmy ubrać setki statystów, a kostiumów szukaliśmy w Hiszpanii, Maroku, Meksyku i oczywiście w Los Angeles. Haïm wymagał od nas wyrazistych kolorów, podkreślających „komiksowość” bohaterów, musieliśmy więc sporą część kostiumów uszyć specjalnie na potrzeby filmu.

Jak pokazać naprawdę Dziki Zachód: podobnie jak inni członkowie ekipy „Lucky Luke’a”, operator David Carretero ("Utopia", "Hills Like White Elephants") zaznacza, że jego zadaniem było zasugerowanie widzom analogii ze światem przedstawionym w znanych im kreskówkach z tytułowym bohaterem. Musiał zatem operować szerszą paletą barw, ale za największe osiągnięcie uważa uchwycenie na celuloidzie szaleństwa, jakiemu oddawali się na planie odtwórcy ról Joe i Averella, czyli Eric i Ramzy. „Trzeba było to jakoś wpisać w historię, którą chcieliśmy opowiedzieć i, w dodatku, zachować jej rytm. Musieliśmy wymyślić szereg skomplikowanych, krótkich ujęć, które nadawały filmowi dynamizmu i pozwalały w montażu zrównoważyć tempo scen z Erickiem i Ramzym oraz tych, gdzie aktorzy nie występowali”, wyjaśnia Carretero.
W filmie znajdziemy oczywiście symbole Dzikiego Zachodu, takie jak pojedynek w słońcu i noc z księżycem w pełni, każdy jest jednak przerysowany, tak aby zaspokoić fanów komiksowego pastiszu. Sceną, którą operator wspomina z największym rozbawieniem, jest moment, gdy El Taro (Javivi) przechodzi przez wioskę meksykańską, nie zważając na grad kul, który na niego spada. „Wokół wszystko wybucha, a on nic!”, opowiada Carretero.
„Kiedy Javivi mijał właśnie bar, ten zupełnie niespodziewanie stanął w ogniu. Nikomu nic się nie stało, ale scenę, ze względu na efekt zaskoczenia, zachowano w montażu”.

Melodia i magia wielkiej przygody:- kompozytor Alexandre Azaria ("À ton image", "Fanfan Tulipan") nie ukrywa swojej radości z pracy nad „Lucky Lukiem”. Dzięki niej mógł oddać hołd takim mistrzom jak Ennio Morricone czy Leonard Bernstein, czyli twórcom, bez których western utraciłby sporo epickości. Za swój podstawowy cel Azaria uznał napisanie motywu przewodniego, który łączyłby patos westernu i żartobliwość parodii, jaką jest „Lucky Luke”. Ścieżkę dźwiękową nagrywano z udziałem 66 osobowej orkiestry symfonicznej w słynnym londyńskim studiu Abbey Road, co jeszcze podkreśla rozmach, z jakim przygotowano adaptację przygód Daltonów.

Odpowiedzialni za efekty specjalne Christian Guillon i Arnaud Fouquet ("Grunt to rodzinka", "Zły duch", "Pościg za milionem ") mieli pełne ręce roboty – w „Lucky Luke’u” odnajdziemy ponad 400 ujęć zmodyfikowanych komputerowo. Autorzy stanęli przed szeregiem, skomplikowanych zadań. Po pierwsze musieli powielić istniejące już dekoracje i kostiumy, a niektóre budynki stworzyć od początku (np. więzienie). Drugim wyzwaniem było stworzenie prawdziwej animacji, potrzebnej do ukazania cienia Lucky Luke’a oraz mapy wędrówek Daltonów. Scena, w której Lucky Luke wlewa eliksir do ust Joe, jest charakterystycznym przykładem tzw. efektu „bullet time”, rozsławionego przez „Matrix”. Cały bar w zdumieniu obserwuje błyskawiczną akcję kowboja, który jako jedyny porusza się w kadrze! Komputery okazały się też przydatne w wyczarowaniu sombrera-niewidki oraz animowanej głowy psa Rantanplana, a zwłaszcza jego ogromnego, wszędobylskiego nosa. Spece od efektów specjalnych pozwolili też głupiutkiemu psu wypowiadać całe kwestie, czym po raz kolejny nawiązano do nieśmiertelnego pierwowzoru książkowego. Phillipe Haïm nie kryje wdzięczności dla Guillona i Fouqueta za wzbogacenie wizji Dzikiego Zachodu o subtelne nawiązania do współczesnych trendów filmowych i faktyczne ożywienie postaci, które jak dotąd bawiły jedynie czytelników Morrisa oraz widzów kreskówek: „To nie lada sztuka nadać kształt postaciom niemal legendarnym, a co dopiero włączyć je do szalonej akcji naszego filmu!”



Wywiad z reżyserem Phillipem Haïmem


Skąd wziął się pomysł adaptacji „Lucky Luke’a”?

W tej historii znajdujemy idealne postaci komediowe: piekielników, szuje i kretynów – i to wśród samych Daltonów! Do tego mamy ich Mamusię, która jest desperado jak się zowie, bo chce z tych niedojd zrobić prawdziwych bandytów. Już jako dziecko byłem wielkim fanem Lucky Luke’a, kowboja, którego wsławiły zimna krew i strzały szybsze od jego cienia. Film miał byś skierowany przede wszystkim do młodych widzów i do wszystkich, w których drzemie jeszcze małe dziecko. Pomimo przywar, których nie brakuje postaciom Daltonów, byłem pewien, że wielu urzeknie ich niewinność, wręcz naiwność.

Co było największym wyzwaniem?

Adaptacja komiksu nigdy nie należy do prostych, a bohaterowie, wymyśleni przez Morrisa, weszli już do panteonu postaci rysunkowych. Musieliśmy przenieść komediową wizję świata dzikiego Zachodu z książek na film, który wymaga przecież dynamicznej akcji i pewnych uproszczeń. Zachowując żartobliwy ton pierwowzoru, musieliśmy go dostosować do temperamentów Erica i Ramzy’ego i zadbać o to, aby obaj mieli równe szanse na zaistnienie na ekranie. Zależało nam również na pokazaniu szeregu barwnych bohaterów drugoplanowych, np. szarlatana Doxeya, wierzchowca Jolly Jumpera i szalonego psa Rantanplana. Dlatego produkcję poprzedziła wielokrotna lektura komiksów, która pozwoliła na precyzyjny dobór planów zdjęciowych (np. domu Mamy Daltonów, fortu czy miasteczka). Zrobiliśmy cyfrowe podobizny wszystkich aktorów, aby móc dopasować do nich charakteryzację. Powróciliśmy także do klasyki westernu, żeby nawiązać do jej charakterystycznego nastroju w naszej produkcji. Nie sposób było przecież uciec od stuletniej tradycji gatunku, którym mieliśmy się posłużyć. Pragnęliśmy jednak położyć akcent na jego pogodne strony – jasną oprawę wizualną, bogatą kolorystykę kostiumów i dynamiczna akcję.

Jak wyglądała praca nad dekoracjami, kostiumami i zdjęciami do filmu?

Wyszedłem z założenia, że najważniejszą osobą, odpowiedzialna za wygląd „Lucky Luke’a” jest sam Morris, twórca pierwowzoru komiksowego. Po podzieleniu scenariusza na sceny, stworzyliśmy storyboardy, na które składało się ponad 5000 rysunków! Dzięki nim mogliśmy sprawować dokładną kontrolę nad złożoną produkcją, z udziałem ogromnej ekipy, pracującej w kilku krajach. Miałem wielkie szczęście móc współpracować z fachowcami i pasjonatami, m.in. Olivierem Raoux (scenografia) i Charlotte David (kostiumy).

Jak przebiegała współpraca z wielkimi gwiazdami francuskiej komedii: Erickiem i Ramzym?

Ten projekt był dla nich nietypowy, gdyż po raz pierwszy musieli wcielić się w wymyślone wcześniej postaci. Muszę przyznać, ze jestem z nich dumny! Znani są z tego, że każdy dzień, spędzony z nimi, wypełnia humor i szaleństwo. Naprawdę eksperymentują od świtu do zmroku i to w taki sposób, że trudno zgadnąć, co może im przyjść do głowy za chwilę. Dzięki tej energii Avarell i Jose czynią film nieprzewidywalnym, ale też nie różnią się znacznie od swoich odpowiedników w komiksach Morrisa.

Czy, zważywszy na skalę przedsięwzięcia, było trochę czasu i miejsca na improwizacje?

Na szczęście tak. Musieliśmy i tak wiecznie brać pod uwagę zmiany pogody i efekty specjalne z użyciem ciągle psujących się maszyn. 64 ciężarówki przewoziły sprzęt, słońce świeciło dla nas dość kapryśnie. Raz zdarzył się nam nawet pożar na planie w wiosce meksykańskiej, ale to nic w porównaniu z huraganem, jakim są Eric i Ramzy! Trudno było ograniczać ich improwizację, tym bardziej, że to z niej zrodziła się część najzabawniejszych scen w „Lucky Luke’u”.

Czy tytułowy bohater w Pana filmie różni się czymś od Lucky Luke’a, którego dotąd znaliśmy?

Gdy byłem dzieckiem, Lucky Luke pozostawał dla mnie symbolem niewzruszonej prawości, niemalże wzorem do naśladowania. Chciałem zachować ten wizerunek. Jego strój w filmie nie został zmieniony: jaskrawo żółta koszula, czerwona chusta i kruczoczarne włosy zaczesane w charakterystyczny banan na czole – wszystko jest na miejscu! Til Schweiger idealnie też odegrał zadowolenie z siebie, którym odznacza się jego postać. Za swój sukces uważam natomiast ukazanie, dlaczego strzały Luke’a są szybsze od jego cienia.

Najczęściej wspomina się o Joe i Avarellu Dalton. Czy Pana film powie nam więcej o pozostałych członkach rodziny?

O tak! Wybór Marthy Villalongi do roli Mamy Dalton zapewnił filmowi momenty czułości ale też gwałtowności, gdyż bohaterka nie stroni od przemocy w wychowywaniu synów. Co do „środkowych” Daltonów, ich atutami jest spora dawka komizmu sytuacyjnego, niemalże burleski. Do roli Jacka wybrałem Saïda Serrariego ze względu na jego imponującą mimikę. Romain Berger wydawał się idealnym Williamem, gdyż potrafi bez słów wyrazić niezachwiany entuzjazm jego bohatera.

Dlaczego Rantanplan jest w Pana filmie tworem animowanym komputerowo?

Jak wiadomo psa można wytresować do wszystkiego, nawet do głupoty, ale i tak nie da się z niego zrobić Rantanplana. Razem z treserem przejrzeliśmy 4 tysiące zdjęć i nawet odnaleźliśmy psa w Niemczech, który przypominał trochę naszego bohatera. Niestety, tresura zajęłaby trzy tygodnie, których niestety już nie mieliśmy. Za namową speców od efektów specjalnych, zdecydowaliśmy się na nałożenie animowanej komputerowo głowy Rantanplana na tułów prawdziwego psa.

Podobno często nawiązuje Pan do dzieł Sergia Leone...?

To mój mistrz! W trakcie końcowego pojedynku Lucky Luke’a z Joe korzystamy z charakterystycznych elementów westernowych, ale też z komedii, co było znakiem rozpoznawczym Leone. Joe powoli wyciąga pistolet, widzimy Lucky Luke’a, a chwilę potem...łaskotki!



Wywiad z Joe i Averellem


...czyli co sobie (i czy w ogóle...) myślicie, gdy słyszycie:

- Lucky Luke?

Joe: Łgarz, wolniej strzela ode mnie, szczyl jakiś...
Averell: Czarujący, odpowiedzialny, schludny, kulturalny.

- Mama Dalton?

Joe: Choć nie jestem jej pupilkiem, zdobędę jej miłość, nawet gdybym musiał kraść i zabijać.
Averell: Najpiękniejsza kobieta na świecie.

- skok na bank?

Joe: Nie odmówię.
Averell: To chyba jakaś trampolina by się przydała.

- najmilsze wspomnienie?

Joe: Gdy przywaliłem Averellowi.
Averell: Ostatni posiłek.

- twoja dewiza?

Joe: Przylej, na pomyślenie zawsze jest czas.
Averell: Chyba dolar.

- największa zaleta Joe?

Joe: Mój intelekt.
Averell: Łatwo się wywija.

- największa wada Joe?

Joe: Zbyt hojny w przemocy.
Averell: Czasem to przeszkadza.

- największa zaleta Averella?

Joe: Pass.
Averell: Mój rozmiar.

- największa wada Averella?

Joe: Za duży, rzuca się w oczy.
Averell: Moja inteligencja.

- a może by tak adoptować Rantanplana?

Joe: A co to?
Averell: Z czym to się je?


- ile to 6+4?

Joe: 14. Co? Myślałeś, że mnie zagniesz?!
Averell: 2

- twoje najskrytsze marzenie?

Joe: Zostać szeryfem.
Averell: Jak najskrytsze to najskrytsze.


[Monolith]


Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-