baner

Komiks

Lucky Luke. Samotny jeździec

Lucky Luke. Samotny jeździec

Scenariusz: Tonino Benacquiste, Daniel Pennac
Rysunki: Achde
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2021
Seria: Lucky Luke
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 21,6x28,5 cm
Stron: 48
Cena: 24,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328159280
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Po nieudanym napadzie Daltonowie znów wpadają w ręce Lucky Luke’a i trafiają do więzienia. Joe wymyśla plan ucieczki, ale pozostali bracia mają dość przywództwa małego szaleńca i się buntują. W tej sytuacji sprytny Joe proponuje, że nowym szefem bandy zostanie ten z nich, który po wydostaniu się zza krat pierwszy zdobędzie milion dolarów. Od tej pory każdy z desperados działa na własną rękę. Lucky Luke’a ponownie rusza w pościg za zbiegami, jednak tym razem ma utrudnione zadanie, bo musi podążać aż czterema tropami w cztery różne miejsca. A to dopiero początek jego kłopotów, ponieważ bracia wykażą się talentami, których nie ujawniali, gdy działali razem. Samotny Kowboj zastosuje więc nowe metody walki z bandytami – metody niezbyt pasujące do obrońcy prawa... Cykl „Lucky Luke” był przez wiele lat tworzony przez mistrzów komiksu Morrisa i Goscinnego, a po ich śmierci jest kontynuowany przez uznanych francuskich autorów, m.in. Achdé, który narysował ilustracje do kilkunastu serii humorystycznych, takich jak „Big Twin”, „Esmeralda” czy „Kid Lucky”. Scenariusz tego albumu napisali dwaj znani także w Polsce pisarze: Daniel Pennac („Mała handlarka prozą”, „Wszystko dla potworów”, „Jak powieść”) i Tonino Benacquista („Malavita”).

Galerie

Lucky Luke. Samotny jeździec Lucky Luke. Samotny jeździec Lucky Luke. Samotny jeździec

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

SAMOTNOŚĆ DALTONÓW



Ile razy czytaliście już opowieści o Daltonach? To w końcu najważniejsi źli serii i trudno by nie powracali raz po raz. Pytanie jednak, czy można powiedzieć jeszcze coś interesującego w ich temacie? A odpowiedź jest jasna, tak. Może niniejszy album nie jest tak znakomity, jak prace Goscinnego, ale wciąż trzyma poziom i zapewnia dobrą rozrywkę dla całej rodziny.



Daltonowie znów rozrabiają. Lucky Luke znów ich łapie. I znów trafiają do więzienia, gdzie wymyślają kolejny plan ucieczki. Problem w tym, że tym razem bracia buntują się przeciw wiecznie wściekłemu Joemu. Ten więc proponuje reszcie wyzwanie: kto pierwszy po wyjściu zza krat zdobędzie milion, zostanie nowym szefem bandy. Tak zaczynają się samotne działania czwórki dotąd nierozłączanych barci. Czy któryś z nich w ogóle poradzi sobie bez reszty?

Tymczasem Lucky Luke ma nie lada problem. Daltonowie zawsze przysparzali mu kłopotów, tym razem jednak musi podążać czterema oddzielnymi tropami. A gdy odkryje, do czego zdolni są wrogowie, gdy działają niezależnie od siebie, będzie musiał uciec się do metod, jakich chyba stosować nie powinien…



Na początku wspominałem, że w „Lucky Luke’u” pełno jest Daltonów i to widać już na pierwszy rzut oka. Spójrzcie tylko na tytułu poszczególnych tomów serii: „Dalton City”, „Wujaszkowie Dalton”, „Daltonowie i zamieć”, „Na tropie Daltonów”, „Ucieczka Daltonów”, „Kuzyni Daltonów”, „Tortilla dla Daltonów” czy „Daltonowie tracą pamięć”. Poza tym czwórka wrednych acz pechowych krewniaków pojawia się też w albumach, gdzie tytuł wcale nie wymienia ich nazwiska. Ale tak to bywa, każdy dobry bohater musi mieć swojego arcywroga, a tym właśnie oni są dla Lucky Luke’a. Poza tym to jeden z najpopularniejszych schematów serii. i nie przypadkiem, bo stanowiący nie tylko jedną z jej wizytówek, ale i też jedną z bardziej udanych rzeczy.,



Wracając jednak do „Samotnego jeźdźca” to całkiem sympatyczny tom „Lucky Luke’a”. Może żarty nie bawią już tak bardzo, jak te wymyślane przez Goscinnego, ale nadal serię czyta się lekko, przyjemnie i bez chwili nudy. Tytułowy bohater jak zwykle jest ostoją moralności i sprawiedliwości, Daltonowie bezustannie knują, a wszystko jest jak zawsze i wesołe, i niegłupie, z nutą satyry i… Tak, twórcy próbowali wprowadzić coś nowego, choćby miała być to tylko zmiana w działaniu Lukcy Luke’a i to też trzeba docenić, nawet jeśli nie do końca im wyszedł ten zabieg.



Szata graficzna także nie zwodzi. Odpowiedzialny za nią Achdé to może nie ojciec całej serii ani twórca postaci najszybszego kowboja na Dzikim Zachodzie, Morris, ale stara się rysiwać tak, jak on i robi to naprawdę dobrze. Jak zwykle pokazał się więc od znakomitej strony. Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale świetnie do niej pasujący kolor nieodmiennie robią wrażenie od kilkudziesięciu lat niemal się nie zmieniając mimo zmiany twórców. I nie przestaną urzekać, bo takie rzeczy się nie starzeją.