baner

Komiks

Armada. Tom 1

Armada. Tom 1

Scenariusz: Jean David Morvan
Rysunki: Philippe Buchet
Wydanie: I zbiorcze
Data wydania: Wrzesień 2021
Seria: Armada
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 21,6x28,5 cm
Stron: 204
Cena: 99,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328150232
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Krążowniki, statki admiralskie, transportowce wojenne, moduły techniczne... Armada to konwój tysięcy pojazdów kosmicznych, poszukujących nowych form życia na nieznanych planetach. Statki Armady są zamieszkiwane przez stworzenia pochodzące ze wszystkich stron galaktyki. W gronie kosmicznych podróżników jest nawet jeden człowiek – Navis, młoda agentka wywiadu Armady.

Album zbiorczy zawiera oryginalne tomy: „Ogień i popiół”, „Kolekcjoner”, „W trybach rewolucji” i „Talizman demonów”.

Galerie

Armada. Tom 1 Armada. Tom 1 Armada. Tom 1

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

Z NAVIS DO GWIAZD



Po „Armadę” po raz pierwszy sięgnąłem mając kilkanaście lat, bo urzekł mnie jej fragment opublikowany w jednym z numerów „Świata Komiksu” – nieistniejącego już, ale wartego pamiętania magazynu komiksowego, który miał ambicje stania się polskim „Wizardem”. Nie będę ukrywał, że ujął głównie erotyką, bo – poza tym, że to świetnie narysowana opowieść – po tych kilku stronach niewiele dało się o nim powiedzieć, a w okresie nastoletniości niewiele więcej jest zazwyczaj potrzeba. Na szczęście dzieło duetu Morvan / Buchet okazało się bardzo dobrą opowieścią przygodową i fantastyczną, nieco oldschoolową i jakże ujmującą, do której potem chętnie wracałem jeszcze nie raz. I jeszcze chętniej wróciłem teraz, gdy ono samo powróciło w zbiorczym wydnaiu, godnym polecenia każdemu miłośnikowi dobrego science fiction.



Armada to zbiorowisko statków najróżniejszych kosmicznych ras, przemierzających wszechświat w poszukiwaniu kolejnych żywych istot. W pierwszym z czterech zebranych tu tomów jeden z jej zawiadowców trafia na pełną roślinności planetę, gdzie odnajduje dziewczynę imieniem Navis. Ginie jednak, a w celu odszukania go wysłany zostaje niejaki Heiliig. Ma on jednak w tej misji swój własny cel. Chce bowiem przerobić planetę Navis dla własnych potrzeb, wszystko dlatego, że jego lud został pozbawiony swojego świata. Niestety, ponieważ warunki, jakich potrzebuje są zupełnie inne, niż glob ma do zaoferowania, będzie to oznaczało jedno: śmierć całej planety. Navis staje z nim do walki...

W drugim tomie Navis przyzwyczaja się powoli do życia w Armadzie, ale, jak się można domyślić, wkrótce pojawiają się nowe problemy. Teraz, gdy już się ucywilizowała i stała w pełni świadomą członkinią tego świata, musi zacząć zarabiać na siebie. Przełożeni mają dla niej gotowe rozwiązanie tego problemu: chcą by została ich agentką, bo jako jedynej ze znanych im istot, to jej właśnie nie da się czytać w myślach, a to pożądana cecha. Navis jednak się buntuje, a do wkrótce tego poznaje senatora, którym jest zauroczona i chyba nie bez wzajemności…

W kolejne części Navis zostaje wysłana z misją na planetę TRI - JJ 768, gdzie żyje podobna do człowieka rasa, która w rzeczywistości zgodnie z wiedzą Armady nie ma prawa istnieć. Jakby tego było mało, stopień jej rozwoju w chwili obecnej osiągnął poziom przypominający ziemską rewolucję przemysłową. Navis będzie musiała odnaleźć się w tych realiach i odkryć sekrety tego miejsca, szczególnie pewną wielką tajemnicę, którą skrywają podziemia, a także wziąć udział w dramatycznych wydarzeniach, mogących po raz kolejny zachwiać jej psychiką…

Na koniec zaś kolejna misja Armady przenosi Navis, tym razem z towarzyszącą jej drużyną, na planetę, której stopnień rozwoju przypomina ziemskie średniowiecze. Tu wśród walk o władzę, spisków, rewolucji i wszelkiej maści niezwykłości, nasi bohaterowie wmieszają się w kolejne niebezpieczne wydarzenia. I odkryją, że znów nic nie jest tym, czym się wydaje…



Znakomicie narysowany i świetnie napisany komiks rozrywkowy, to pierwsze określenia, które przychodzą na myśl o tej serii, jednej z najpopularniejszych w Europie w swoim gatunku. Nie jest to historia szczególnie oryginalna czy odkrywcza, wszystko co widzimy na jej stronach w fantastyce było już nie raz i to w najróżniejszych wariantach, ale jest w „Armadzie” jakaś lekkości powiew świeżości. I są udany klimat, sporo humoru, odrobina filozofii... Czego chcieć więcej?



Kilku rzeczy i wszystkie je tu dostajemy. Jest zatem świetna akcja, która nie nudzi, mnóstwo widowiskowych scen i zwrotów akcji, cała plejada kosmicznych ras, ukazujących popisy wyobraźni obu autorów, jest trochę wzruszeń, jest nuta fantastyki przygodowej, jest też wspomniany oldschoolowy look, który urzeka. Dla męskiej części odbiorców zaś znalazła się tu spora ilość łagodnej erotyki (łagodnej i uzasadnionej – i ograniczonej głównie, choć niewyłącznie do pierwszej części), która o dziwo dodaje całości realizmu i wcale nie sprawia wrażenia chęci zadowolenia spragnionych golizny czytelników. A wszystko to ukazane za pomocą realistycznych, dopracowanych i pełnych detali ilustracji, które ogląda się wprost rewelacyjnie.



To, co jednak na początku jest bardziej przygodową fabułą, z czasem zmienia się w rasowe SF. W drugim tomie bliska nam postać wkracza do świata SF, świata jaskrawego i pełnego cudów, których nie ogarnia, ale do których musi przywyknąć. To, co w „Ogniu i popiele” było bardziej sugerowane niż pokazywane, tu zostaje wyłożone na tacy. Nie zmienia to jednak faktu, że album trzyma dobry, wysoki poziom. Co się jeszcze zmieniło? Zniknęła większość erotyki, co dla wielu odbiorców będzie minusem, przybyło nieco oczywistości, a i odmienił się nieco klimat, w którym zabrakło tej dusznej atmosfery.



Tom trzeci Armady to już nie tylko kawał znakomitego komiksu w swoim gatunku, ale po prostu kawał wyśmienitej historii obrazkowej w ogóle. A już na pewno jednej z najlepszych, jeśli nie najlepszej z przygód Navis i przy okazji kolejny skręt gatunkowy – tym razem wkraczamy w opowieść rodem ze steampunku, pokazującą, że twórcy chcą bawić się najróżniejszymi typami fantastyki, a w każdej z nich czują się znakomicie. Czy wyśmienitość tej części to zasługa scenariusza? Nie do końca, bo ten jest dobry, może nawet bardzo, ale nie wybitny. Poziom jakości podnoszą za to wyśmienite ilustracje, jeszcze lepsze niż dotychczas, genialnie dopracowane w najdrobniejszych szczegółach i uzupełnione o stonowany kolor doskonale pasujący do brudno-zimowego nastroju, jaki panuje na stronach albumu. Graficznie „W trybach rewolucji” to najlepszy z tomów „Armady” – nie tylko dotychczasowych, ale i bodajże wszystkich, jakie zaoferowali nam twórcy.



Ale samej fabule też zresztą nie mam nic do zarzucenia: szybka, ciekawa, spójna i logiczna akcja, dobre tempo, a w końcu emocje i nuta przesłania, składają się na naprawdę dobrą opowieść. Widać tu też, jaki cel obrali sobie autorzy – by wraz z rozwojem serii badać najróżniejsze rejony szeroko pojmowanej fantastyki i bawić gatunkami. Pierwszy tom był bardziej przygodową opowieścią z nutą oldscholoowego SF, drugi był klasyczną fantastyką naukową z odrobiną sensacji i solidną dawką space opery, trzeci zaś to steampunkowa opowieść z politycznymi elementami, pełna zarówno sensacji, jak i retrofuturystycznych klimatów. I przyznam, że takie podejście do serii – genialne w swej prostocie i pozwalające urzec czytelników ceniących najróżniejsze gatunki – jak najbardziej do mnie przemawia.



A jeśli chodzi o album wieńczący ten tom, to scenariusz to właściwie klasyczna robota science fantasy, dynamiczna, pełna akcji, niezwykłości, spektakularnych walk, zamków, dzielnych wojowników i tym podobnych elementów. Dzieje się tu dużo i szybko, choć wydawałoby się, że na 48 stronach niewiele w zasadzie można zbudować. Autorom jednak udało się stworzyć dobrą fabułę, która przenosi nas do niesamowitego świata, gdzieś w kosmosie – pod tym względem rzecz przypomina „Lanfeutsa z Troy” – gdzie ożywają dziecięce fascynacje każdego z nas.



Jednym słowem: znakomity komiks dla wszystkich, którzy cenią sobie to medium. I, oczywiście, dobrą fantastykę. Teraz, w dobie wznawiania podobnych serii, dobrze byłoby przypomnieć losy Navis w tej zbiorczej edycji. I tych bohaterów, tak świetnie nakreślonych, gdzie dobrze nie są wcale tacy dobrzy, a źli mają motywacje, jakie wydadzą nam się niejednokrotnie nam bliskie.