baner

Komiks

Punisher Max #09

Punisher Max #09

Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Steve Dillon, Roland Boschi
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2020
Seria: Punisher Max, Marvel Classic
Tłumaczenie: Marek Starosta
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 292
Cena: 89,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328196834
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Krwawe spotkanie z Bullseye’em nie tylko prawie kosztowało Punishera życie, ale i ożywiło wspomnienie jego ostatnich chwil z rodziną – o wiele mniej radosnych, niż mogło się wydawać. Pobity, uwięziony w szpitalu Frank Castle musi teraz stawić czoło mitowi, który zrodził Punishera… i jak najszybciej zmierzyć się z Kingpinem, który trzyma już w garści cały Nowy Jork. Jaką rolę odegra w ich walce piękna i zabójcza Elektra? I czy po wszystkim Frank zdoła wreszcie wrócić do domu?

Autorem tej historii jest Jason Aaron – zdobywca Nagrody Eisnera i twórca takich serii jak: „Conan Barbarzyńca”, „Skalp” czy „Thor Gromowładny”. Za rysunki odpowiada Steve Dillon – ilustrator m.in. kultowego „Kaznodziei”. Komiks tylko dla dorosłych.

Galerie

Punisher Max #09 Punisher Max #09 Punisher Max #09

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

ŻEGNAJ, FRANK



„Punisher Max” w wykonaniu Jasona Aarona, to bodajże najlepsze dzieło, jakie wyszło spod ręki tego mocno przeciętnego, przereklamowanego i niestety jedynie kopiującego pomysły innych scenarzysty. Może dlatego, że tym razem skupił się na powielaniu tego, co było takie genialne w runie Gartha Ennisa? Tak czy inaczej, jego „Puni”, choć nie tak wyśmienity, jak ennisowska wersja, to nie tylko dobra kontynuacja, ale też i znakomite zwieńczenie świetnej, dojrzałej, krwawej i brutalnej serii, która pokazała, jaki naprawdę powinien być bohater z czaszką na piersi.



Po tym, jak Punisher musiał zmierzyć się z Kingpinem i Bullseye’em, niemal stracił życie. Co gorsza, walka przypomniała mu nie tylko o ostatnich chwilach jego rodziny, ale też i uświadomiła, co tak naprawdę wtedy się wydarzyło i ile w tym było winy samego Franka. Teraz nasz bohater przebywa w ciężkim stanie w szpitalu. Uwięziony, zmuszony zmagać się ze wszystkim, co tworzyło jego mit i prawdą, której nie chciałby nigdy wyjawić, musi przygotować się na starcie z Kingpinem. Problem w tym, że ten trzęsie już całym Nowym Jorkiem, a co więcej na scenie pojawia się zabójcza Elektra. Czym to wszystko się skończy? Kto wygra, a kto przegra? I, co najważniejsze, kto zdoła przeżyć to, co nadciąga?



Jason Aaron nie jest pomysłowym scenarzystą. Każde dzieło, które stworzył było kopią jakiegoś innego. Czasem pisarz brał na warsztat dobre komiksy, czasem słabe. Z jego powielaniem też różnie było, chociaż zdarzyło mu się stworzyć kilka udanych komiksów. Wszystkie z nich były stricte rozrywkowe, żaden nie okazał się zawierać głębi czy przesłania. Ale „Punisher Max” jest wyjątkiem ocierającym się o nieco wyższą rozrywkę, niż przeciętne komiksy dla nastoletnich odbiorców. I nie chodzi tylko o to, że całość jest tak krwawa, brutalna i wulgarna, że zaklasyfikowano ją do kategorii 18+.



Ennis w swoim runie, podobnie, jak Tarantino w swoich filmach, wykorzystał krew, przemoc, przekleństwa i czarny humor do zbudowania przejmującej opowieści o samotnym mścicielu, który nie jest wcale lepszy od swoich ofiar. Ale my i tak go rozumiemy, popieramy, kibicujemy mu. Dodatkowo pod litrami krwi zawarł też swoisty komentarz społeczny, bawił się ulubionymi motywami i wątkami i sprawił, że Puni stał się przyziemny i mocno osadzany w naszej rzeczywistości. Aaron kontynuuje to wszystko w dobrym stylu. Nie wiem czy ma świadomość, że nie zdoła zrobić czegoś takiego, jak poprzednik, czy robi to podświadomie, ale skupia się nie na wyższych wartościach, a ostrej, krwawej zabawie i zaskoczeniach serwowanych, kiedy tylko może.



W konsekwencji w ręce fanów trafia mocny komiks dla dorosłych. Bezkompromisowy, ostry, tylko rozrywkowy, ale jest to rozrywka naprawdę dobra. I zwieńczona znakomitym finałem, który doskonale do niej pasuje. Świetnie przy tym narysowana – prostota kreski Dillona i jego ponure z miny męskie postacie plus stonowany, prosty kolor doskonale pasują do „Punishera” – i tak samo dobrze wydana. Aż szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony wciąż jeszcze istnieją inne znakomite komiksy z tej serii, jak choćby „Witaj w domu, Frank” i jego kontynuacja – obie napisane przez Ennisa – a także „Untold Tales of Punisher Max” czy one-shoty, więc może jeszcze spotkamy się z Frankiem.