baner

Komiks

Bakuman #20

Bakuman #20

Scenariusz: Tsugumi Ohba
Rysunki: Takeshi Obata
Wydanie: I
Data wydania: Lipiec 2019
Seria: Bakuman
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, obwoluta
Cena: 19,99 zł
Wydawnictwo: Waneko
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

MANGA NIEMAL IDEALNA



Dan dan kokoro hikareteku

Kono hoshi no kibȏ no kakera

Kitto daremo ga eien wo te ni iretai

Zen zen kinishinai furi shitemo

Hora kimi ni koi shiteru

Hatenai yami kara tobidasȏ

Hold your hand

- Field of View



Najlepsza manga ukazująca się obecnie na polskim rynku właśnie dobiegła końca. Trochę czasu minęło zanim całość w końcu się ukazała, ale na każdy tomik warto było czekać, jak chyba na żadne inne. Emocje, wzruszenia, świetne pomysły, genialnie oddane kulisy mangowej branży, a wreszcie doskonała szata graficzna – trudno nie żałować, że to już koniec. Tym bardziej, że wielki finał opowieści to właściwie jeden wielki emocjonalny rollercoaster, który po raz kolejny potwierdza klasę autorów i sprawia, że chce się zacząć wszystko od początku i jeszcze raz przeżyć to wszystko.



Im bliżej bohaterowie są spełnienia ich marzeń, tym cięższe próby na nich czekają. Ale jednocześnie im większe kłopoty ich spotykają, tym mocniej się trzymają. Czy tak będzie i tym razem?

Kiedy do mediów wyciekły informacje, że Miho ma chłopaka, fani pięknej aktorki głosowej wpadli w rozpacz i rozpoczęli prawdziwą nagonkę na nią. Nagle rodząca się kariera dziewczyny zaczęła chylić się ku upadkowi, a marzenie Muto Ashirogiego, by to ona podłożyła głos pod jedną z bohaterek ich nadchodzącego anime zwisło na włosku. Czy teraz wszystko jest stracone? Kiedy Miho w radiu oficjalnie przyznaje się do wszystkiego i opowiada swoją historię, w końcu zaczynają pojawiać się głosy wspierające ją. Gdy media rozdmuchują całą sprawę, nawet manga Ashirogiego zaczyna się lepiej sprzedawać. Wciąż jednak sytuacja jest niewesoła, a Miho może nie dostać roli. Czy bohaterom uda się przezwyciężyć i te trudności? Czy „Reversi” stanie się flagowcem „Shounen Jumpa”? I czy Miho i Mashiro w końcu staną na ślubnym kobiercu?



Wielokrotnie o tym pisałem, ale ponieważ to już ostatni tom i nadszedł czas podsumowania, powtórzę znów: „Bkuman” to manga, jaką mógłbym sobie wymarzyć i rzecz niemal doskonała – nie tylko dla mnie, ale i dla każdego miłośnika mangi i anime, który lubi ambitne i poruszające historie i nie czyta komiksów tylko i wyłącznie dla chwili bezmyślnej rozrywki. Co tak bardzo zachwyciło mnie w tej opowieści? Przede wszystkim sama tematyka. Oto bowiem dwóch chłopaków, miłośników komiksów, postanawia zostać mangakami. Wierzą w siebie, mają wielkie ambicje, ale zderzenie się z murem prawdziwego życia weryfikuje ich poglądy. Nie poddają się jednak i za wszelką cenę starają się zrealizować swoje marzenie. Już samo to było mi bliskie, bo jako miłośnik opowieści graficznych od dziecka kochałem rysować i próbowałem swoich sił (z pewnymi osiągnięciami, ale to nie miejsce i czas na chwalenie się) w komiksowej materii. Ba, w gimnazjum stworzyłem nawet kilkanaście rozdziałów własnej wersji „Dragon Balla”, więc trudno mi nie utożsamiać się z bohaterami.



Ale i druga najważniejsza dla serii rzecz, czyli miłość, trafiła w mój gust. Nie dość bowiem, że jestem człowiekiem romantycznym i dobrą opowieścią o uczuciach (ale nie romansidłem, jakieś standard trzeba mieć) nigdy nie gardzę, to jeszcze „Bakuman” przypomniał mi jeden z moich ukochanych filmów, „W pogoni za Amy”, amerykańską produkcję traktującą o miłości rysownika komiksów, do koleżanki po fachu – problem w tym, że koleżanka jest lesbijką (rzecz swoją drogą doczekała się mangowo-lightnovelowej adaptacji, więc ktoś mógłby się o nią pokusić w naszym kraju). Czy mogłem chcieć czegoś więcej? Mogłem, ale autorzy i tak zaserwowali mi coś ponad to.



Ileż to wzruszeń dostałem wraz z tą serią. Ileż razy się śmiałem, czy ściskałem w dłoniach tomik, kibicując bohaterom. Ileż razy dałem się zaskoczyć, ile postaci polubiłem, a ile znienawidziłem. Abstrahując jednak od wszystkich tych prywatnych odczuć, „Bakuman” zaskoczył mnie jak najbardziej pozytywnie swoim wykonaniem. Scenariusz to perełka, w której królują dialogi, ale napięcie jest wielkie i porażające. Opowieść o miłości autentycznie angażuje i nie trąci kiczem (czasem schodzi na dalszy plan, co należy uznać za minus, bo to w końcu motor napędowy wszystkiego, ale w końcu autorzy i tak do niej wracają). Postacie skrojone są rewelacyjnie i wyraziście – to nie papierowi bohaterowie, a różnorodni ludzie z krwi i kości. No i jeszcze są te kulisy branży – rysowania, wydawania, kontaktów z redaktorami, walki na głosy czytelników, próby podbicia serc odbiorców, zmagania redakcyjne… Długo by wymieniać. Wszystko to jest tutaj – fikcyjne, ale inspirowane faktami i tak bliskie życia, że czytelnik może poczuć się, jakby siedział w branży.



A przecież „Bakuman” to także genialna szata graficzna. Niby prosta, ale zachwycająca szczegółami, rewelacyjną mimiką i doskonałym kolorem – brak kolorowanych stron rekompensuje nam w tym tomiku rozkładówka. Kto zatem kocha mangi i komiksy, ogląda anime albo rysuje, koniecznie powinien tę serię poznać. To bezwzględnie jedno z najlepszych dokonań w dziejach opowieści obrazkowych i przewodnik po życiu mangaków, na dodatek od początku do końca utrzymane na takim samym, rewelacyjnie wysokim poziomie, że nie znać go to wstyd. Sięgnijcie zatem koniecznie, a przy lekturze puśćcie sobie soundtrack z „Dragon Ball GT” – tam piosenki o miłości „Dan Dan Kokoro Hikareteku” i „Hitoroi Janai” nie pasowały (kto je w ogóle wybrał?), ale tu wpasowują się doskonale, a na dodatek w czytelnikach z mojego pokolenia, pokolenia ludzi wychowanych na „DB”, trącą niejedną sentymentalną nutę.



Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Hitori janai kimi ga yume ni kawatteyuku

Mukai kaze mo habatakeru waratteite okure

Hitotsu ni narou

Futari koko made kita koto ga boku no yȗki no akashi dakara

Kawari tsuzuketeru kono sekai de

- Deen