baner

Komiks

Invincible #01

Invincible #01

Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Cory Walker, Ryan Ottley, Terry Stevens, Matt Roberts, Mark Englert, Dave Johnson, Cliff Rathburn
Tusz: Cory Walker, Ryan Ottley, Terry Stevens, Tony Moore, Erik Larsen, Dave Johnson, Cliff Rathburn
Kolor: Bill Crabtree
Okładka: Ryan Ottley, Bill Crabtree
Publicystyka: Sean Mackiewicz
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2018
Seria: Invincible
Tłumaczenie: Agata Cieślak
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 400
Cena: 99,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328135451
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Czy to ptak? Nie! Czy to samolot? Nie! To… Niezwyciężony!

Oto nowy superbohater, który całkowicie zmieni Wasze dotychczasowe wyobrażenia o superbohaterach. Mark Grayson jest taki, jak większość jego rówieśników. Kończy zwyczajne amerykańskie liceum. Po szkole i w weekendy pracuje w barze z hamburgerami. Ogląda się za dziewczynami, ale trochę ich nie rozumie. Lubi spędzać czas z przyjaciółmi, a w niedziele spać do późna (chyba że w telewizji puszczają fajne kreskówki). Jedyne, co różni go od innych nastolatków, to fakt, że jego ojciec jest najpotężniejszym superbohaterem na Ziemi, a on sam prawdopodobnie odziedziczy po ojcu supermoce. A kiedy to się stanie, nic nie będzie już takie, jak kiedyś...

Invincible to całkowicie nowe spojrzenie na komiks superbohaterski. Autor – Robert Kirkman – wykorzystuje ten popularny motyw, ale tworzy całkiem nową komiksową rzeczywistość. Historia Marka Greysona – teraz znanego jako Invincible – obfituje w zaskakujące zwroty akcji, a wśród jego nowych znajomych jest wiele postaci, które wykazują nieprzypadkowe podobieństwo do znanych, popularnych bohaterów komiksowych.

Robert Kirkman jest autorem m.in. Marvel Zombies (wydawnictwo Marvel Comics) oraz The Walking Dead, komiksu wydanego w wydawnictwie Image, w którego zarządzie obecnie zasiada.

[opis wydawcy]

Recenzja

Nazywam się Robert Kirkman i kocham komiksy, Jan Sławiński

Galerie

Invincible #01 Invincible #01 Invincible #01

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

NAJLEPSZY SUPERBOHTARSKI KOMIKS?



Tak szumnym mianem określa się na okładce „Invincible”, obok „Żywych trupów” chyba najbardziej cenione z dzieł Roberta Kirkmana, ale czy tak jest w rzeczywistości? Mógłbym wymienić niejedną genialną serię, która zasługiwałaby na to miano, ale nie byłoby wśród nich „Invincible”. Co nie zmienia faktu, że to kawał świetnego komiksu, bawiącego się – podobnie, jak to miało miejsce w znakomitym „Czarnym młocie” – schematami i elementami opowieści superhero. Lepszego, iż większość mainstreamowych cykli dostępnych na rynku.



Głównym bohaterem jest nastoletni Markus Sebastian Grayson. Jak to w takich historiach bywa, to pozornie zwyczajny chłopak, który – oczywiście – skrywa pewną tajemnicą. Jest nią jego równie pozornie zwyczajny ojciec, który na co dzień, jako superbohater Omni-Man, ratuje świat. Rodzic na dodatek jest z pochodzenia kosmitą, co tylko dodaje pikanterii jego osobie. Mark póki co jednak wiedzie zwykłe życie dzieciaka u progu dojrzałości – czyta komiksy, myśli o dziewczynach, lubi wypady z przyjaciółmi, a kiedy się nie uczy, pracuje, choć nie jest to spełnienie jego marzeń. Nie przejmuje się zbytnio faktem, że w nim też kiedyś przebudzą się moce, ale w końcu ten dzień nadciąga. Jak się możecie domyślić, od tej chwili zaczyna się jego kariera superbohatera, ale nastolatek dopiero się przekona, jakie problemy wiążą się z tym fachem…



Kirkamn nie należy do moich ulubionych scenarzystów. Owszem, zachwyciłem się kilkoma tomami „Żywych trupów”, ale zdecydowana większość rozczarowała mnie bardzo mocno. Podobał mi się również jego „Oblivion Song”, ale i ten tytuł nie powalił mnie na kolana. „Invincible” to rzecz utrzymana na podobnym poziomie. Jest dobra, ale nie do końca spełniona, jakby autor nie był w stanie w pełni oddać tego, czego chciał. Mimo to i tak stworzył rzecz absolutnie godną uwagi. Rzecz, która spodoba się miłośnikom superhero, jak i czytelnikom nieco już tym gatunkiem zmęczonym.



Bo co tu właściwie mamy? Szybką akcję, powielenie schematów superbohaterskich, z jednoczesnym złożeniem im hołdu i sporadycznym przełamaniem ich, nieco humoru, sporo krwi, dużo walk, kilka spektakularnych scen itd., itd. Lepiej podobne rzeczy robią np. Bendis czy Millar, ale i Kirkman dał radę, tworząc rozrywkową serię na dobrym poziomie.



Do tego mamy niezłą szatę graficzną, dość prostą, ale w przyjemny sposób czerpiącą np. z prac Mike’a Mignoli (bez jego mroku jednak), uzupełnioną o udany, prosty kolor i świetne wydanie. Tom oferuje bowiem 80 stron dodatków i nawet jeśli w ich miejsce wolałbym cztery dodatkowe zeszyty serii, i tak doceniam ten fakt. Komu podobały się inne prace Kirkmana i „Czarny młot”, z „Invincible” będzie zadowolony, tak samo jak miłośnicy superhero.