baner

Komiks

Akame Ga Kill! #02

Akame Ga Kill! #02

Scenariusz: Takahiro
Rysunki: Tetsuya Tashiro
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2017
Seria: Akame Ga Kill!
Tytuł oryginału: Akame Ga Kill!
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, obwoluta
Cena: 21,99 zł
Wydawnictwo: Waneko
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

ZABIJAĆ W IMIĘ DOBRA



„Akame Ga Kill!”, sympatyczna manga shōnen, utrzymana w klimacie doskonale znanym z popularnego „Naruto” powraca z drugim tomem. I, jak można się było spodziewać, zabawa znów jest udana. Dużo akcji, walk i humoru, ze szczyptą łagodnej erotyki, zapewnia solidną porcję rozrywki w klimatach science fantasy dla nieco starszej młodzieży.



Grupa Night Raid nie ma w Imperium zbyt dobrej opinii. Każdy ma ich za morderców, jednak prawda jest taka, że zabijają oni tylko tych, którzy zasłużyli na śmierć. Działając na zlecenie różnych ludzi, pozbywają się wszelkiej maści zabójców – nawet tych z najwyższych szczytów władzy. Tym razem mają zająć się Zankiem – Ścinaczem Głów, seryjnym mordercą, jak sam jego pseudonim wskazuje, dekapitującego swoje ofiary. Zank był niegdyś katem, pokochał zabijanie i nie potrafi bez niego żyć. Proste zadanie? Niekoniecznie, bowiem zanim uciekł z więzienia ukradł Teigu. Tym mianem określano broń i zbroje wynalezione przed tysiącem lat na zlecenie imperatora. Najwięksi uczeni, wykorzystując najlepsze i najrzadsze materiały, stworzyli przedmioty o niespotykanej mocy. Członkowie Night Raid też posiadają własne Teigu, ale nawet w takim przypadku nie jest łatwo wygrać. Gdy grupa rozdziela się, Tatsumi zostaje razem z Akane. Niestety, wyjście za potrzebą kończy się dla niego spotkaniem z Zankiem. Dochodzi do starcia, którego chłopak nie ma szans wygrać, przeciwnik bowiem, nie dość, że potrafi przewidzieć każdy jego ruch i czyta mu w myślach, jest w stanie także ukryć się za wizją ukochanej dla niego osoby…



Gdyby „Akame Ga Kill” trafiło w moje ręce, kiedy miałem kilkanaście lat, byłbym zachwycony. Realia science fantasy, fabuła skupiona na krwawych, dynamicznych pojedynkach, dużo, dużo akcji, porcja humoru, nuta łagodnej erotyki, bohaterowie z tajemnicami i coraz to większe zagrożenie z jakim muszą się mierzyć. „Dragon Ball” to w końcu jednak z mang (nie zapominajmy także o anime!), na jakich się wychowałem. Potem dałem się urzec „Naruto”, a „Akame” najbardziej przypomina mi właśnie te tytuły. Podobnie poprowadzona akcja, postacie także skonstruowane na tych samych zasadach, wyważenie poszczególnych elementów także zachowuje zbliżone proporcje. Nastoletni czytelnicy będą więc bardziej, niż zadowoleni. Ale i starsi, podobnie jak ja, pamiętający świetność wspomnianych tytułów, z przyjemnością przeczytają tę serię.



Bo jak tu nie ulec schematowi, który zawsze sprawdza się doskonale? I sympatycznym bohaterom? W tym tomie najlepiej wypada wprawdzie wiecznie pechowa Sheele, której brak piątej klepki, ale za to mordować potrafi jak chyba nikt inny. Na szczęście pozostałym postaciom także niczego nie brak. Do tego wszystkiego dochodzi też dobra szata graficzna: lekka kreska, niewiele mroku, ale sporo realizmu – tradycyjnie w takich przypadkach ograniczonego głównie do detali i plenerów, a także krwawych scen. Ale „Akame” nie jest mangą przesadnie brutalną, ani też zbyt prostą. To kawał znakomitego shōnen, takiego, za które ceni się ten gatunek. Dlatego polecam gorąco.