baner

Komiks

Myszka Miki. Kawa

Myszka Miki. Kawa "Zombo"

Scenariusz: Regis Loisel
Rysunki: Regis Loisel
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2017
Seria: Myszka Miki
Tytuł oryginału: Café "Zombo"
Rok wydania oryginału: 2016
Wydawca oryginału: Glénat
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 305x195 mm
Stron: 80
Cena: 79,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328127418
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Opowieść o Myszce Miki – przeznaczona zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych! – autorstwa znakomitego francuskiego scenarzysty i rysownika Régisa Loisela, twórcy takich dzieł jak Piotruś Pan, Skład główny czy W poszukiwaniu Ptaka Czasu.

Album Kawa „Zombo” został po mistrzowsku narysowany w stylu wczesnych komiksów disnejowskich z lat 30. XX wieku.

W Ameryce trwa Wielki Kryzys. Miki i jego przyjaciel Horacy bez powodzenia próbują znaleźć pracę. Zniechęceni, postanawiają wyjechać ze swoimi przyjaciółkami Minnie i Klarabellą na biwak do wiejskiego domku Kaczora Donalda. Po powrocie ze zdumieniem odkrywają, że większość domów w ich miejscowości została wykupiona pod pole golfowe, a mieszkańcy zniknęli...

Miki i Horacy będą musieli odkryć, kto za tym stoi i stawić czoło szajce oszustów, którzy zmieniają ludzi w zombi i wykorzystują ich do niewolniczej pracy.

[opis wydawcy]

Recenzja

Czy każdy kapitalista to świnia?, Karol Sus

Galerie

Myszka Miki. Kawa Myszka Miki. Kawa Myszka Miki. Kawa

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

NA KAWĘ Z MYSZKĄ MIKI



Myszka Miki – któż z nas jej nie zna. Sympatyczne zwierzątko, które zadebiutowało w 1928 roku w filmie „Plane Crazy”, stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych „dzieci” Walta Disneya. Przeżywało wiele metamorfoz, kino najczęściej pokazywało go z nieodłącznym psem Pluto u boku oraz łączyło ich przygody z losami Kaczora Donalda, komiksy utrwaliły wizerunek Mikiego jako detektywa, a Loisel, który stworzył ten album, zdecydował się pójść własną drogą. W konsekwencji narodziło się dzieło będące połączeniem hołdu klasyce z lat 30. i autorskiego podejścia do postaci. Podejścia dojrzałego i intrygującego, przenoszącego dziecięcych bohaterów na dorosły grunt, nie odbierając im jednocześnie nic z tego, co przesądziło o ich sukcesie.



Ameryka czasów Wielkiego Kryzysu nie jest najłatwiejszym miejscem do życia. Miki i Horacy usiłują znaleźć pracę, żeby móc zabrać swoje dziewczyny na wakacje, ale najzwyczajniej w świecie ich na to nie stać. Nie są także w stanie znaleźć żądnego płatnego zajęcia – nie mając przy tym pojęcia, że za takim stanem rzeczy stoi Czarny Piotruś i jego szemrane towarzystwo. Decydują się więc wyjechać z Minnie i Klarabellą na biwak. Towarzyszem ich zabaw ma być nieświadomy jeszcze niczego Kaczor Donald, który ma tam domek i łódkę. Odpoczynek mija jednak szybko i ferajna musi wrócić do domu. I tu zaczynają się prawdziwe problemy. Cała okolica została wysiedlona, posesje i domy kupione za bezcen, a większość z nich wyburzona pod pole golfowe dla eleganckich panów z miasta. Miki nie zamierza ulec i odrzuca ofertę. Razem z Minnie, Horacym i Klarabellą zostają w wymarłej mieścinie popadającej w coraz większą ruinę, musząc się pilnować by „inwestorzy” nie zemścili się na nich. Jakby tego było mało, Goofy, który także został w swoim domu, zachowuje się jak zombie, a jedyne co powtarza to słowo: „Kawa”. Kawa, jak „Kawa Zombo”, której opakowanie Miki znalazł właśnie na swoim ganku. Co tu się właściwie dzieje? Tego trzeba się dowiedzieć i poradzić sobie z opryszkami!



Magazyn (wówczas dwutygodnik) „Kaczor Donald” był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym komiksem, jaki w życiu przeczytałem. Kiedy zaczynał się ukazywać, miałem niespełna sześć lat, zanim zacząłem kupować go regularnie minął dobry rok, ale potem sięgałem po pismo przez wiele długich lat, dlatego darzę ten świat i te postacie wielkim sentymentem. I dlatego też nie mogłem sobie odpuścić okazji przeczytania „Kawy Zombo”. Zresztą wydanie tego komiksu już samo w sobie było wydarzeniem. Po pierwsze nie był to kolejny z albumów dla najmłodszych, jakie widujemy na co dzień pod tym szyldem, a pełnoprawna powieść graficzna dla czytelników w każdym wieku, zwłaszcza tych dorosłych. Po drugie, za jego stworzenie odpowiadał sam Régis Loisel, twórca takich serii, jak „Piotruś Pan” (mówię tu o znanej w Polsce serii dla dorosłych) czy „W poszukiwania ptaka czasu”. To nie mógł być zwykły komiks – i nie jest. To przepięknie narysowany hołd klasyce, potrafiący zachwycić nawet tych, którzy nigdy miłośnikami dziel Disneya nie byli.



Oczywiście fabularnie rzecz jest prosta i zabawna, ale pośród kolejnych absurdalnych scen rodem z komedii pomyłek, Loisel przemycił wiele elementów przeznaczonych dla dojrzałych czytelników. Pamiętajmy, że kontynuatorzy spuścizny Disneya w obrazkowych historiach o Kaczkach i Myszach unikali umieszczania przygód swoich postaci w konkretnych datach; przełamał to Don Rosa genialnym albumem „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” (który swoją drogą Egmont wznowi już w grudniu w ekskluzywnej edycji z okazji 75-lecia powstania postaci). W „Kawie Zombo” trafiamy natomiast w czas Wielkiego Kryzysu, który zostaje tu ukazany w sposób niby prosty, ale naprawdę trafny. Nie ma tu treści stricte dla dorosłych, jak to było w „Piotrusiu Panu”, ale jest brud podobny do tego, jaki można było tam spotkać. Zresztą akcja nie została osadzona w tym okresie przypadkiem. Loisel nawiązuje swoim komiksem do pierwszych filmów z Myszką Miki, które właśnie wtedy podbijały serca widzów. Dlatego też nie ma problemu łączyć jej przygód z losami Kaczora Donalda – kino nigdy tego nie unikało, podczas gdy w opowieściach graficznych drogi tych dwóch bohaterów przecinały się tylko przy wyjątkowych okazjach.



Nie ma co jednak ukrywać, że prawdziwą „gwiazdą” albumu są jego rysunki. To one budują klimat, mają w sobie ten wspomniany brud i stanowią hołd dla klasyki. Myszka i jej przyjaciele są rysowni tak samo, jak niemal dziewięć dekad temu, ich świat to także świat żywcem wyjęty z lat 20. i 30. minionego wieku. Całość przygotowana została w formie komiksowych pasków, czyli tak, jak wyglądały ówczesne historie obrazkowe (zresztą komiks w formie, jaką dziś znamy rodził się właśnie w tamtej epoce) i uzupełniona o klasyczny w swoim wyglądzie – ale klasyczny już dla Europy – kolor. Wszystko to wygląda wprost przepięknie i przykuwa wzrok na o wiele dłużej, niż wymaga przeczytanie „Kawy Zombo”.



Czy trzeba dodawać coś więcej? „Myszka Miki” Loisela to wspaniały hołd złożony klasyce i znakomity album, który powinien znaleźć się na półce każdego miłośnika komiksów na Disneyu wychowanego. Jednocześnie jest to komiks, który do tematu może przekonać nawet przeciwników, a zarazem rzecz dla miłośników europejskich opowieści graficznych. Coś, co absolutnie warte jest poznania. Polecam gorąco!