baner

Komiks

Rat Queens #01: Magią i maskarą

Rat Queens #01: Magią i maskarą

Scenariusz: Kurtis J. Wiebe
Rysunki: Roc Upchurch
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2017
Seria: Rat Queens
Wydawca oryginału: Image Comics
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 128
Cena: 40,00 zł
Wydawnictwo: Non Stop Comics
ISBN: 978-83-8110-174-5
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Oto fantasy na jakie czekaliście!

Co się stanie gdy połączymy Buffy z Tank Girl, rozmnożymy i umieścimy w świecie Władcy Pierścieni? Powstaną Rat Queens, czyli pijące na umór, brutalne i wulgarne panny do wynajęcia, za złoto lub gorzałę eliminujące wszelkie okoliczne abominacje.

Epicka, mroczna, pełna czarnego humoru seria fantasy, w której zakochacie się bez pamięci.

[opis wydawcy]

Recenzja

Misja ostatniej szansy, czyli fantasy na wesoło, Maciej Gierszewski

Galerie

Rat Queens #01: Magią i maskarą Rat Queens #01: Magią i maskarą Rat Queens #01: Magią i maskarą Rat Queens #01: Magią i maskarą

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

AnonimowyGrzybiarz -

Lekka, odmóżdżająca lektura:

http://mnichhistorii.blogspot.com/2017/10/recenzja-rat-queens-magia-i-masakra.html

wkp -

WYZWOLONE WOJOWNICZKI



Komediowe fantasy nie jest żadnym novum. Nawet takie z wulgarnym humorem, seksualnymi aluzjami i posoką tryskającą na prawo i lewo. Ale mimo to „Rat Quenns” to seria, która ma w sobie dużo świeżości. Co ważniejsze jednak, to przede wszystkim kawał naprawdę dobrego komiksu o feministycznych, wyzwolonych heroinach, które wkraczają do walki z bestiami, z zaklęciem „pier…l się” na ustach… i to najczęściej pod wpływem halucynogennych grzybków!



Poznajcie wiecznie niewyżytą seksualnie, uwielbiającą słodycze i używki malutką Betty, Dee, której rodzice ubóstwiają gigantyczną latającą kałamarnicę, Hannah, wulgarną córkę opętanych nekromantów i skorą do walki Violet, która ma talent do władania bronią równie wielki, jak do rzucania kiepskich tekstów. Razem tworzą ekipę Królowych Szczurów, która nie ma w Palisadzie zbyt dobrej opinii. Kiedyś to między innymi dzięki nim potwory trzymały się z dala od miasta, teraz to one stanowią zagrożenie większe od nich. Po kolejnym wybryku, w ramach kary, dostają zadanie do wypełnienia, a dokładniej mają się pozbyć goblinów, które znów pojawiły się w jaskini za miastem. Nie dość więc, że czeka je trudne zadanie, to jeszcze nie zgarną żadnych skarbów, bo stwory te niczego nie gromadzą. Jednak jeszcze zanim ich misja zacznie się na dobre, na ich drodze staje tajemniczy zabójca ubrany na czarno, który już wcześniej zgładził jedną z ekip zajmującą się pracą związaną z goblinami. Dziewczynom wprawdzie udaje się go pokonać, jednak zostają przez niego naznaczone, a co raz naznaczone, będzie zniszczone i kiedy padnie na nie cień zakonu, nigdzie już nie będą bezpieczne. Co to oznacza dla królowych? Dużo walki i masakry… Czyli tego, czym i tak było wypełnione ich życie!



To rzeczywiście jest połączenie „Seksu w wielkim mieście” z „Władcą pierścieni”, z tym, że bohaterki „Rat Queens” są bardziej wyzwolone, a świat, w którym przyszło im żyć, choć zaludniony przez fantastyczny bestiariusz i pełen magii, daleki jest od klasycznego fantasy. Kto bowiem w dziełach tego gatunku narkotyzował się czy rozmawiał z innymi przez kawałek pokrytej runami skały, niby przez telefon komórkowy? Właśnie, a Betty, Dee, Hannah i Violet dokładnie to robią, dużo przy tym dyskutując o seksie i masakrując kolejnych przeciwników.



Fabuła pełna jest żartów, także tych niewybrednych, wulgaryzmów i krwi. Nie brakuje również oczywiście akcji, magii, a także cynizmu. O dziwo, choć bohaterki są wyzywające, nie ma tu erotyki. Jest za to świetna zabawa i, wbrew pozorom, wcale nie głupia (seria była w końcu nominowana do Eisnera, a także zdobyła m.in. nagrodę Hugo dla najlepszej opowieści rysunkowej). Do tego dochodzi także znakomita szata graficzna, wyglądająca jakby odpowiedzialny za rysunki Roc Upchurch chciał w realistyczny sposób przedstawić cartoonowo-mangowe bohaterki. I jakkolwiek dziwnie by to wszystko nie brzmiało, efekt finalny jest naprawdę znakomity. Coś w sam raz dla miłośników „Lanfeusta z Troy” – bo „Rat Queens” to taki właśnie „Lanfeust” w wersji feministycznej. Warto go poznać i przekonać się, co ma do zaoferowania.