Strona 1 z 1

Kolekcja łajdaka

Post: wt 23.07.2019 5:28
autor: wkp
PRAWIE NAGA JULIET

„Kolekcja łajdaka”, najnowsza jednotomówka Waneko, to manga nieoczywista. Rzecz, która zaczyna się jak wstęp do romansu młodej redaktorki z zapomnianym już pisarzem, który zbuntował się przeciw światu, ale potem coraz bardziej zaczyna ciążyć w kierunku thrillera czy wręcz horroru. Co z tego ostatecznie wynika, zdradzać Wam nie chcę i nie zamierzam, ale mogę powiedzieć, że powstała całkiem dobra opowieść dla nieco starszych miłośników japońskich komiksów.

Shinri Tobayama niegdyś był cenionym pisarzem. Po napisaniu swojej dziwacznej powieści zniknął jednak, zapadł się pod ziemię, porzucając pisarski fach, fanów i wydawców. I nikt nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Tak się jednak składa, że przypadkowo wpada na niego Akisato, młoda redaktorka, która wykonując służbowe obowiązki włóczy się po antykwariatach. W ten oto sposób zawędrowuje do dzielnicy Jinbouchou, dzielnicy, która niemal zniknęła pod nowoczesnymi budowlami, gdzie wciąż istnieją sklepy ze starymi książkami i drukarnie. Pogrążając się w mroku zaułków, zawędrowuje do miejsca nazwanego „Kolekcja łajdaka” – identycznie, jak wydawnictwo, które opublikowało powieść Tobayamy. Zaintrygowana dziewczyna zagląda do środka i spotyka swojego idola. Spotkanie młodej redaktorki i pisarza od lat ukrywającego się wśród starych woluminów będzie miało jednak nieoczekiwane konsekwencje, gdy szef Akisato postanowi spróbować przywrócić Tobayamę na rynek, czyniąc z niego nadzieję swojego wydawnictwa. Ich konfrontacja to jednak zaledwie początek tego, co nadciąga…

Lektura „Kolekcji łajdaka” pod pewnymi przypomniała mi powieść „Juliet, naga” Nicka Hornby’ego. Tam też mieliśmy artystę, a dokładniej muzyka, który w pewnym momencie swojego życia zniknął, zostawiając za sobą karierę i całe swoje życie i nikt nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Na tym podobieństwa co prawda się kończą, bo książka twórcy kultowego już tytułu „Był sobie chłopiec” była po prostu ciepłą, ale niegłupią komedią romantyczną, odświeżoną dzięki wykorzystaniu elementów legendy miejskiej. „Kolekcja łajdaka” natomiast to mroczniejsza opowieść. Jak bardzo i co to oznacza, nie chcę Wam zdradzać, żeby nie psuć przyjemności z jej odkrywania, ale miłośnicy cięższych klimatów nie będą zawiedzeni.

Oczywiście manga oferuje też wiele spokojnych czy zabawnych scen, znalazło się też miejsce na lekkość i porcję swobody. Jak to zresztą na japońskie komiksy przystało. I, jak na japońskie komiksy przystało, całość jest znakomicie zilustrowana. Realizm i duże przywiązanie do detali, połączone z prostotą, świetne oddanie mimiki bohaterów, wyraziste ukazanie postaci, dopracowane tła, w końcu świetnie uchwycony mrok i całkiem sporo dynamizmu. Jeśli szukacie niezłej i nie za długiej opowieści dla nieco starszego czytelnika, zainteresujcie się „Kolekcją łajdaka”.