Strona 1 z 1

Lucky Luke. Piękna prowincja

Post: śr 26.06.2019 6:00
autor: wkp
LUCKY LUKE ZA GRANICĄ

Drugi z wydanych w czerwcu albumów o przygodach Lukcy Luke’a to dzieło kontynuatorów serii, którzy przejęli pracę nad nią po śmierci oryginalnych autorów. Poziomu prac Goscinnego zatem nie osiąga (choć bardzo niewiele mu do nich brakuje), ale za to czytelnicy i tak dostają kolejny bardzo dobry komiks humorystyczny, który dla odmiany rzuca naszego bohatera poza granice Stanów Zjednoczonych. Jak poradzi sobie na zupełnie nowych, a jednak jakże mu bliskich terenach? Na to pytanie w znakomitym stylu odpowiada „Piękna Prowincja”.

A cóż to za piękna prowincja? A właściwie Prowincja należałoby rzec. Bo to nie określenie jakiegoś terenu na obrzeżach (choć właściwie i w ten sposób śmiało możecie odczytywać ten tytuł, skoro Lucky Luke wybywa poza granice USA), a imię urodziwej klaczy, w której na rodeo zakochuje się Jolly Jumper. Kiedy ślicznotka przez swojego właściciela zostaje zabrana daleko, bo aż do Quebecu w Kanadzie. Wierny koń Lucky Luke’a popada w depresję, ale właściciel nie może pozwolić mu cierpieć, dlatego postanawia wyruszyć z nim za granicę w ślad za kochaną! Podróż na drugi koniec kontynentu to jednak prawdziwe wyzwanie. Tym bardziej, że jak się wkrótce okazuje w Kanadzie mówi się po francusku! Jak z tym wyzwaniem poradzi sobie nasz kowboj? A, jak się wkrótce okaże, problemy miłosne to nie jedyne kłopoty, jakie czekają na naszych dzielnych bohaterów…

„Piękna Prowincja” pod wieloma względami przypomina mi znakomity album „Kowboj w Paryżu”. Tu i tam Lucky Luke wyrusza za granicę, na dodatek do francuskojęzycznego kraju, co stanowi autoparodystyczny motyw. W końcu „LL” to seria belgijska, a zatem stworzona w języku francuskim właśnie. Parodii i satyry jest tutaj więcej, głównie jeśli chodzi o znane kanadyjskie osobistości, ale nie tylko. To już jednak do odkrycia pozostawiam Wam. Ważne, że Laurent Gerra, scenarzysta np. „Wujaszków Dalton” godnie kontynuuje spuściznę swoich wielkich poprzedników, wyciskając z tematu odrobinę świeżości.

Całość jak zawsze doskonal bawi, bo dowcipy są różnorodne, zarówno słowne, sytuacyjne, jak i obrazkowe, a w nich nie brak zarówno tych prostych i niewysublimowanych, jak i czegoś wyższego i ambitniejszego. Mnóstwo tu też przygód i szybkiej akcji, bo tego wymaga westernowa konwencja, a przy okazji mamy tu świetny klimat i solidną dawkę uroku. Miłosne uniesienia, które w serii występowały już nieraz w różnej konfiguracji, także i tu świetnie się sprawdzają, a dobre odtworzenie wszystkich najważniejszych dla „LL” motywów sprawia, że fani cyklu będą bardzo zadowoleni.

Do tego dochodzą oczywiście tradycyjnie znakomite, cartoonowe ilustracje. Achdé, który dał nam takie tomy serii, jak „Ziemia obiecana” czy wspomnianego „Kowboja w Paryżu”, znakomicie oddaje styl twórcy postaci Morrisa, a świetny, bardzo klasyczny kolor, znakomicie całość uzupełnia. Fani „Lucky Luke’a”, jak i wszyscy miłośnicy dobrych komiksów dla całej rodziny, które odczytywać można na kilku poziomach, będą zadowoleni.