My Hero Academia. Akademia bohaterów #07
: pt 04.01.2019 7:09
SHOUNEN SUPERHERO
Shounen to gatunek, który ma tendencję do stawania się wielkimi komercyjnymi hitami. Przecież wszystkie najpopularniejsze mangi na świecie zaliczają się właśnie do niego – weźmy pierwsze trzy miejsca z listy najlepiej sprzedających się japońskich komiksów: „One Piece”, „Dragon Ball” i „Naruto” mówią same za siebie. I podobnie jest z wynikami sprzedaży serii „My Hero Academia”, która co prawda nie może się równać z tymi gigantami pod względem wyników, ale jest sporym hitem i jej popularność stale rośnie. Na naszym rynku, patrząc na częstotliwość ukazywania się kolejnych tomów, „Akademia bohaterów” też dobrze się przyjęła. I nie ma się co dziwić, bo to bodajże najlepszy klasyczny bitewniak ukazujący się obecnie w Polsce, który spodoba się wszystkich miłośników shounenów.
Droga by zostać superbohaterem nie jest łatwa. Nawet w świecie, gdzie mnóstwo ludzi posiada niezwykłe moce. Co prawda Midoriya urodził się ich pozbawiony, jednak nie przeszkadzało mu to uparcie dążyć do zostania herosem i kiedy w końcu jego marzenie zaczęło się spełniać… Cóż. Chodzenie do akademii dla bohaterów, uczenie się technik, analizowanie różnych przypadków i ćwiczenia nie były w stanie przygotować go na to, co przyniesie życie. Owszem, zmagał się już z niejednym wrogiem, jednak superbohaterska praktyka okazuje się prawdziwym wyzwaniem.
Gdy zaczyna się akcja tego tomu, Midoriya, Todoroki i Iida toczą swój bój. Walka powoli wkracza w decydującą fazę, ale jest to starcie, które dla Iidy jest czymś o wiele ważniejszym, niż sądzą jego przyjaciele. Chłopak musi zmobilizować resztki sił i udowodnić, że rzeczywiście jest bohaterem, ale czy będzie w stanie?
Może i „My Hero Academia’ jest jednym z najbardziej klasycznych z bitewniaków, a co za tym idzie także i jednym z najbardziej klasycznych shounenów, dostępnych obecnie na polskim rynku, ale twórca serii zadbał o to, by znaleźć jakiś świeży element. A jest nim właśnie tytułowa Akademia, będąca jednocześnie całkiem zgrabnym umotywowaniem wszystkich tych walk toczonych przez nastoletnich bohaterów. Nastolatkowie co prawda takich rzeczy, jak umotywowanie, w ogóle nie potrzebują, ale na pewno docenią ten drobiazg – a już z pewnością zrobią to starsi czytelnicy, którzy sięgną po cykl kierowani sentymentem. A takich odbiorców na pewno nie zabraknie.
Kohei Horikoshi nie zapomniał też o innych rzeczach ważnych dla shounenów. Mamy więc tu humor, patos, trochę erotyki, a jednocześnie autor pamięta, żeby całość była dość krwawa i brutalna, by poruszyć czytelników. Oczywiście jednocześnie seria nie jest zbyt drastyczna, dzięki czemu nie znajdziecie tu elementów niewłaściwych dla nastoletnich odbiorców. W skrócie: wszystko jest odpowiednio wyważone i naprawdę znakomicie wykorzystane. A fakt, że mangaka podlał to jeszcze elementami zaczerpniętymi z amerykańskich komiksów sueprhero tylko dodaje całości mocy.
Do tego mamy też świetną szatę graficzną. Szatę utrzymaną w stylistyce typowej dla gatunku, gdzie bohaterowie są uproszczeni, za to tła i wszelkie detale, dopracowane. Dziewczyny są odpowiednio ładne i kształtne, chłopaki umięśnione, choć główny bohater jest raczej niepozorny, tak by każdy czytelnik mógł się z nim identyfikować, a jeśli chodzi o sekwencje walk i samą akcję, rozrysowane zostały wprost rewelacyjnie i w doskonale dynamiczny sposób. Wszystko to razem wzięte gwarantuje znakomitą rozrywkę nie tylko dla nastolatków. Kto lubi shouneny – wiem, że się powtarzam, ale taki jest fakt – pokocha „My Hero Academia”. Ja ze swej strony polecam bardzo, bardzo gorąco.
Shounen to gatunek, który ma tendencję do stawania się wielkimi komercyjnymi hitami. Przecież wszystkie najpopularniejsze mangi na świecie zaliczają się właśnie do niego – weźmy pierwsze trzy miejsca z listy najlepiej sprzedających się japońskich komiksów: „One Piece”, „Dragon Ball” i „Naruto” mówią same za siebie. I podobnie jest z wynikami sprzedaży serii „My Hero Academia”, która co prawda nie może się równać z tymi gigantami pod względem wyników, ale jest sporym hitem i jej popularność stale rośnie. Na naszym rynku, patrząc na częstotliwość ukazywania się kolejnych tomów, „Akademia bohaterów” też dobrze się przyjęła. I nie ma się co dziwić, bo to bodajże najlepszy klasyczny bitewniak ukazujący się obecnie w Polsce, który spodoba się wszystkich miłośników shounenów.
Droga by zostać superbohaterem nie jest łatwa. Nawet w świecie, gdzie mnóstwo ludzi posiada niezwykłe moce. Co prawda Midoriya urodził się ich pozbawiony, jednak nie przeszkadzało mu to uparcie dążyć do zostania herosem i kiedy w końcu jego marzenie zaczęło się spełniać… Cóż. Chodzenie do akademii dla bohaterów, uczenie się technik, analizowanie różnych przypadków i ćwiczenia nie były w stanie przygotować go na to, co przyniesie życie. Owszem, zmagał się już z niejednym wrogiem, jednak superbohaterska praktyka okazuje się prawdziwym wyzwaniem.
Gdy zaczyna się akcja tego tomu, Midoriya, Todoroki i Iida toczą swój bój. Walka powoli wkracza w decydującą fazę, ale jest to starcie, które dla Iidy jest czymś o wiele ważniejszym, niż sądzą jego przyjaciele. Chłopak musi zmobilizować resztki sił i udowodnić, że rzeczywiście jest bohaterem, ale czy będzie w stanie?
Może i „My Hero Academia’ jest jednym z najbardziej klasycznych z bitewniaków, a co za tym idzie także i jednym z najbardziej klasycznych shounenów, dostępnych obecnie na polskim rynku, ale twórca serii zadbał o to, by znaleźć jakiś świeży element. A jest nim właśnie tytułowa Akademia, będąca jednocześnie całkiem zgrabnym umotywowaniem wszystkich tych walk toczonych przez nastoletnich bohaterów. Nastolatkowie co prawda takich rzeczy, jak umotywowanie, w ogóle nie potrzebują, ale na pewno docenią ten drobiazg – a już z pewnością zrobią to starsi czytelnicy, którzy sięgną po cykl kierowani sentymentem. A takich odbiorców na pewno nie zabraknie.
Kohei Horikoshi nie zapomniał też o innych rzeczach ważnych dla shounenów. Mamy więc tu humor, patos, trochę erotyki, a jednocześnie autor pamięta, żeby całość była dość krwawa i brutalna, by poruszyć czytelników. Oczywiście jednocześnie seria nie jest zbyt drastyczna, dzięki czemu nie znajdziecie tu elementów niewłaściwych dla nastoletnich odbiorców. W skrócie: wszystko jest odpowiednio wyważone i naprawdę znakomicie wykorzystane. A fakt, że mangaka podlał to jeszcze elementami zaczerpniętymi z amerykańskich komiksów sueprhero tylko dodaje całości mocy.
Do tego mamy też świetną szatę graficzną. Szatę utrzymaną w stylistyce typowej dla gatunku, gdzie bohaterowie są uproszczeni, za to tła i wszelkie detale, dopracowane. Dziewczyny są odpowiednio ładne i kształtne, chłopaki umięśnione, choć główny bohater jest raczej niepozorny, tak by każdy czytelnik mógł się z nim identyfikować, a jeśli chodzi o sekwencje walk i samą akcję, rozrysowane zostały wprost rewelacyjnie i w doskonale dynamiczny sposób. Wszystko to razem wzięte gwarantuje znakomitą rozrywkę nie tylko dla nastolatków. Kto lubi shouneny – wiem, że się powtarzam, ale taki jest fakt – pokocha „My Hero Academia”. Ja ze swej strony polecam bardzo, bardzo gorąco.