POCZĄTKI PUNISHERA
Z kolekcjami tak to już bywa – a Superbohaterowie Marvela nie są tu żądnym wyjątkiem – że dobór tytułów wydawanych w ich ramach budzi kontrowersje. Spójrzmy choćby na tę kolekcję. Czemu z tylu znakomitych opowieści o Wolverinie wydano tu dość przeciętną Dorwać Mystique? Albo Hulka, choć cenionego twórcy, można było zastąpić czymś o wiele lepszym (choćby miniserią Banner). Są jednak tomy, które nie budzą wątpliwości, co do zasadności ich pojawienia się na rynku, a do nich zdecydowanie należy ten właśnie. dlaczego? Bo zawiera w sobie dwa znakomite komiksy: debiut Punishera w jednym z klasycznych zeszytów Spider-Mana (tam jednocześnie debiutował także Jackal) oraz pierwszą miniserię z jego przygodami, uznaną przez magazyn Wizard za jeden z najlepszych komiksów w historii. I choć po lekturze Punishera pisanego przez Ennisa (zarówno wydanego w Polsce, jak i nie) muszę stwierdzić, że to, co dostałem tutaj wypada nieco blado, i tak mamy tu do czynienia z naprawdę znakomitym komiksem, dojrzalszym niż większość dzieł publikowanych w tamtym okresie.
Zacznijmy od treści. Rzecz nie jest skomplikowana, ale swoją siłę ma. Na początek Punisher wkracza do uniwersum Marvela, zostając wmanewrowany przez Jackala do pozbycia się Spider-Mana. Potem, w głównej opowieści, nasz mściciel trafia do więzienia. Pytanie tylko czy rzeczywiście został schwytany, czy zrobił to dobrowolnie? Zamknięty z przestępcami (a może to oni zamknięci z nim), wydostaje się z celi i zaczyna działać. Jednakże w obecnej sytuacji, pozbawiony sprzętu i otoczony samymi wrogami, może nie podołać swojej misji…
Na początku Marvel nie chciał wydawać opowieści o Punisherze. W końcu komiks niemal od początku swego istnienia miał problemy z cenzurą i posądzeniami o wywieranie złego wpływu na umysły dziecięcych odbiorów, a to miała być opowieść o mordercy zabijającym tych złych. A jednak pomysł się spodobał, przyjął i po dziś dzień jest niezwykle atrakcyjny, a Frank Castle nie tylko jest częścią uniwersum, bez której trudno je sobie wyobrazić, ale doczekał się także trzech filmów i serialu o swoich przygodach. A nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie te opowieści.
W Kręgu krwi, powszechnie uważanym za najlepszy komiks z Punisherem w roli głównej (ja osobiście wolę Witaj w domu, Frank i Punishera Max Ennisa, ale doceniam to dzieło), parę tabu zostaje złamanych. Przynajmniej jeśli chodzi o historię z bohaterem mainstreamowego komiksu żyjącym w głównym uniwersum. Ale całość jest przy okazji także udana, świetnie napisana przez Stevena Granta, który zadaje interesujące pytania o to ile zabijania znieść może jeden człowiek i rewelacyjnie zilustrowana przez Mike Zecka, autora niezapomnianych ilustracji do Ostatnich łowów Kravena. Wszystko to robi duże wrażenie, także pod względem wydania. I nawet tłumaczenie jest w tym wypadku całkiem udane, choć akurat w SBM różnie z tym bywało.
W skrócie: polecam, bo album ten to po prostu świetna rzecz. Absolutne musisz to przeczytać dla fanów Punishera i Marvela. Ale, że nie tylko oni będą bawić się świetnie, polecam całość każdemu miłośnikowi dobrych, klasycznych komiksów. Mimo ponad trzech dekad, jakie minęły od premiery, Krąg krwi wciąż robi spore wrażenie.