Robert Zaręba pisze:Oczywiście, że nie musi. I nie dlatego ręce mi opadły.
Starałem się tylko wykazać, że pod maską Likwidatora kryje się coś znacznie więcej. Poświęciłem na to 40.000 znaków, a ktoś podsumowuje to stwierdzeniem, że on nie potrafi tego komiksu potraktować poważnie.
I tu mi ręce opadły.
A propos traktowania poważnie Likwidatora to mam pewną, klozetową historię...
Jest taka knajpa w Olsztynie, całkiem nowa, w sumie fajna, Mołotow się nazywa. W Mołotowie ma jakoby przesiadywać "śmietanka" warmińskiej, młodej lewicy. Brak kapitalistycznej coca coli, brak kapitalistycznego karmi, brak burżuazyjnego wina. Za to warmińskie browary, ewentualnie jakieś takie nieznane, ale podobno smaczne. Muzyka w miarę ostra, ludzie ciekawi. Tyle o knajpie słyszałem zanim do niej zawitałem.
Gdy wlazłem do środka, z nadzieją na całkiem mile spędzony wieczór (w końcu sam mam lewicowe zapędy i mimo paru uwag jakie na starcie mi się skojarzyły - po cholerę brak burżuazyjnego wina dla przykładu? - pomyślałem, że to miejsce dla mnie). Ujrzałem chmarę panczurów, miotających irokezami w szaleńczym moszu, tak że przebić się trudno, każdy w klapie z Che Guevarą i podobizną Marksa oraz wielkim napisanem na plecach "Punk's not dead". Myślę sobie, ok przeżyję, nie w takich miejscach bywałem. W końcu sam nieco słucham punka, więc źle nie będzie.
Przy pogawędce z ludźmi okazało się, że są bardziej czerwoni ode mnie, co jest już chorobą psychiczną IMO. Zero dyskusji, autorytarne opinie wzięte wprost z Manifestu Marksa i Engelsa. Wszystko na skraju, tak że się, za przeproszeniem, rzygać chce. Aż mnie mdliło. I wcale nie dlatego, że nie zgadzałem się z ich postulatami (zgadzałem się w 50%), ale ze sposobem ich wyrażania. Ogółem panował tam fanatyzm.
Miarka się przebrała, gdy odwiedziłem kibel.
Wytapetowany planszami z komiksów z Likwidatorem.
Kibel w Likwidatory.
Kurwa...
Poszedłem do baru i zagaiłem, czy lubią Likwidatora. Rzekli, że uwielbiają, że ten komiks jest tak prawdziwy, że reprezentuje wszystkie racje, jakie oni reprezentują, że traktują go jak świętość.
Spytałem więc, czemu wytapetowali nim kibel?
Jestem fanatykiem cyberpunku.
Nie wytapetowałbym kibla stronami z Neuromancera.
Może to ja jestem profanem, może to oni, ale od tamtego momentu przestałem w ogóle lubić Likwidatora, o ile wcześniej przechodziłem obok niego obojętnie. Za to, że ludzie nie potrafią wyważyć proporcji między głupotą, a normalnym życiem.
Jeśli Robercie mogą więc Ci ręce opadać, to tylko chyba na właścicieli knajpy Mołotow w Olsztynie, a nie na recenzje MFu pióra Sławka. Bo skoro on nie potrafił nic powiedzieć konkretnego o komiksie, to rzekł o tym, że miał wrażenie, iż dobrze się bawisz pisząc o nim. A właściciele omawianej knajpy potrafią powiedzieć o Likwidatorze sporo, a tapetują nim klopa. Co jest gorsze?
A ze Stachem sprawa rozjaśniona