baner

Recenzja

Megatokyo #2

Krejt recenzuje Megatokyo #2
Sieciowy fenomen? Może za dużo powiedziane, ale na pewno jedna z ikon współczesnego internetu. Opowieść przepełniona dwiema tonami przesympatycznych bohaterów, gwałtowną i żywą akcją rodem z gier komputerowych i obficie podlana mangowym sosem. Wersja dla posiadaczy modemów (czyt. w formie książkowej) we wrześniu zawitała do Naszego-Pięknego-Kraju(tm) dzięki wydawnictwu Mandragora. I jak wyszło? Spokojnie, nie uprzedzajmy faktów.

Na początek, dla osób, którym Megatokyo jest zupełnie obce, mały skrót wydarzeń. Chorobliwie nieśmiały maniakalny fan mangi oraz symulatorów randek - Piro, jego ekstrawertyczny kumpel Largo (równie maniakalny miłośnik gier komputerowych oraz urodzony degustator p1w4) w wyniku dziwacznego zbiegu okoliczności trafiają do Japonii. Bez pieniędzy na powrót do domu, bez dachu nad głową muszą jakoś przetrwać. Niby banalne i stosowane setki razy zawiązanie akcji, ale dzięki pomysłowości autora (Fred Gallagher, przez pewien czas wspomagany przez Rodneya Castona) oraz "nieoszczędzaniu" postaci i mnożeniu przed nimi kłopotów (absurdalnych, np. inwazja zombie, ale również poważnych, takich jak problemy ze znalezieniem pracy) całość świetnie bawi. Początkowo każdy epizod stanowił zamkniętą całość i był nastawiony głównie na rozśmieszenie czytelnika, ale dość szybko komiks zaczął dryfować w stronę przemyślanej opowieści obyczajowej z elementami humorystycznymi, stąd też kolejne odcinki tworzą fabularną ciągłość. Galeria postaci drugoplanowych jest olbrzymia, warto tu choćby wymienić przyjaciół Largo - Eda i Doma (szczerze się nienawidzą z powodu pracy w konkurencyjnych korporacjach) czy też Ping, obdarzoną świadomością przystawkę do PlayStation 2 w formie słodkiej dziewczynki. Oczywiście ciekawych charakterów w komiksie jest o wiele więcej (Junpei, l33t ninja lub cyniczna Erika), ale to nie miejsce na wymienianie ich. Wszystko to zostało okraszone bardzo ładną, czarno-białą oprawą graficzną zakorzenioną w komiksach mangowych (elementy super-deformed, bogata mimika), chociaż wyraźny styl Gallaghera jest zdecydowanie rozpoznawalny. Początkowo miałem pewne problemy przy odróżnianiu od siebie postaci kobiecych, ale autor cały czas się rozwija i doskonali warsztat, więc później nie sprawia to już żadnych trudności.

Ale Megatokyo to nie tylko opowieść o dwójce gaijinów. Głównemu wątkowi towarzyszy dodatkowa otoczka. W wersji sieciowej kolejne odcinki są zamieszczane w każdy poniedziałek, środę i piątek, jednak zdarza się że autor się "nie wyrobi". Wtedy przygotowywany jest "materiał zastępczy" w formie komiksu Doma, Faceta od Koszulek (te śmieszne "patyczkowe ludziki" rysowane trackballem) lub pojedynczego artu. Często gęsto jako odskocznię od historii dostajemy też autentyczne historyjki z życia autora i jego żony, obecnej też w "regularnej" opowieści jako sumienie Piro.

Kilka słów o polskim wydaniu tomu drugiego (grupującego oryginalne rozdziały 1 i 2 oraz arty DPD i komiksy Doma). Całość mieści się w zgrabnej, 180-stronicowej książeczce w formacie odrobinę większym niż mangi wydawnictwa JPF. Okładka jest zrobiona z dość sztywnej, niepowlekanej tektury (krok wstecz w porównaniu z MT #1, tam okładka była miękka i pokryta miłą w dotyku matową folią), papier - zwykły offsetowy (w MT #1 kredowy). Za przekład odpowiada Orkanaugorze i niestety nie obyło się bez wpadek. Jako że treść komiksu pełna jest odwołań do konkretnych tytułów mangowych i anime, oraz gier komputerowych, niezbędne były odpowiednie konsultacje. I tego chyba zabrakło, gdyż, o ile każdemu mangowcowi znane jest hasło "Wedding Peach", to "Ślubne Brzoskwinki" potrafią zabić ćwieka najbardziej obeznanemu otaku. Podobnie postąpiono z tytułem gry "Dance Dance Revolution" - "Rewolucja Tańcz Tańcz" powoduje, że mimowolnie otwiera się nóż w kieszeni. Tego po prostu nie należało przekładać na polski. Celowo nie wspominam o tłumaczeniu żargonu l33t, gdyż uważam, że tego sensownie przełożyć się nie dało, a efekt widoczny w komiksie jest pewnym kompromisem między humorem i czytelnością.

Komu więc polecić polskie Megatokyo? Napewno osobom, którym bariera językowa uniemożliwia zapoznanie się z internetowym oryginałem. Tudzież zagorzałym fanom, dla nich jest to "musiszmieć". Pozostali najlepiej zrobią udając się na www.megatokyo.com. Rozpoczęcie przygody z tym świetnym komiksem w "porcie macierzystym" na pewno przebiegnie miło i bezboleśnie.

Opublikowano:



Megatokyo #2

Megatokyo #2

Scenariusz: Fred Gallagher, Rodney Caston
Rysunki: Fred Gallagher
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2004
Seria: Megatokyo
Tytuł oryginału: Megatokyo volume 2
Rok wydania oryginału: 2003
Wydawca oryginału: Dark Horse
Tłumaczenie: orkanaugorze
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: 13,5x19 cm
Stron: 180
Cena: 18 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-