baner

Recenzja

Daredevil: Diabeł Stróż #1

Yoghurt recenzuje Daredevil: Diabeł stróż #1
Kevina Smitha w naszym zapyziałym centrum Europy, gdzie samochody są kradzione a waluta to polski złoty znamy głównie jako doskonałego reżysera (Clercks, Chasing Amy, Mallrats, Dogma, itp) , przesiąkniętego jednak do cna komiksem (co można w jego dziełach bez trudu zaobserwować). Jednak jako scenarzysta komiksów jest u nas nieco mniej popularny. Dotychczas w Polsce komiksy w jakich się udzielił to... Kołczan (nowe spojrzenie na Green Arrowa), niezbyt dobrze przyjęty zresztą, a to z powodu nieznanej dostatecznie tematyki, oraz Kaznodzieja, ale tam wystąpił tylko w roli przedmówcy. Tym razem mr Kevin ma szanse na dłużej zagrzać miejsca w umysłach komiksiarzy jako autor scenariusza do Diabła Stróża, chyba drugiej co do genialności opowieści o Daredevilu zaraz po millerowskim Człowieku bez strachu.

Autorzy (w tym jeden z moich ulubionych rysowników- Quesada) od razu rzucają czytelnika na głęboką wodę, nie bawiąc się w wyjaśnienia kto z kim i dlaczego (niektóre z tych kwestii staną się jasne dopiero potem). Dla polskiego odbiorcy, nieoblatanego dostatecznie w uniwersum Marvela, natłok odniesień do przeszłości głównego bohatera, których nigdy nie ujrzeliśmy w naszym kraju może stać się drobną przeszkodą podczas czytania, ale nie uniemożliwia zrozumienia całości fabuły w żaden sposób.
Historia zaczyna się mocnym uderzeniem- nastoletnia dziewczyna ucieka z niemowlakiem przed ścigającym ją samochodem, zaś panom wewnątrz najwyraźniej bardzo zależy na pozbyciu się niewinnego dzieciaka. Daredevil jednak ratuje z opresji dwójkę niedoszłych ofiar „wypadku” samochodowego. Cóż, gdyby wiedział, że uratowane dziecko sprawi mu tak wiele problemu już tego samego dnia wieczorem, gdy jego młodziutka matka (której nikt nie uwierzył w niepokalane poczęcie) wepchnie mu go w ręce i wyznaczy na opiekuna... I gdyby tylko niańczenie było jedynym problemem Matta, nie byłoby problemu. Jednak fakt, że jego kumpel zostaje nagle oskarżony o morderstwo, jego dziewczyna wraca doń ze złymi wieściami a , ku dopełnieniu obrazu totalnej (nomen omen) apokalipsy, pewien przemiły starszy pan obwieszcza Murdockowi, że chroniony przezeń brzdąc jest nikim innym a... antychrystem, sytuacja zaczyna być coraz bardziej nieprzyjemna.



Smith widać w roku 1998 miał chyba jakiś dziwny pęd do zadawania pytań co najmniej niewygodnych i musiał przechodzić pewien kryzys wiary, bo stworzył wtedy zarówno Guardian Devil jak i Dogmę. Co prawda religia była zawsze jednym z głównych sił sprawczych w postępowaniu Człowieka bez Strachu, jednak właśnie w Stróżu ukazane jest to najlepiej i najdokładniej. Przy czym scenarzysta, zagłębiając się w kwestie wiary nie zatracił ducha komiksu superbohaterskiego i wciąż natężenie zwrotów akcji na stronę komiksu jest przeogromne, za co się Kevinowi należą wielkie brawa. Przy tym tytule nie sposób się nudzić, strony konfliktu zmieniają obliczę co kilka kadrów a czytelnik jest wciągany w coraz większą sieć powiązań i zawiłości, jednak bez uczucia zagubienia i zbytniego pogmatwania.



W parze ze scenariuszem idzie oprawa graficzna komiksu. Jak już zdążyłem napomknąć, Quesada to jeden z moich ulubionych artystów- kreskę ma wyrazistą i łatwo rozpoznawalną, nie ma problemów z proporcjami postaci ani z tłami, co zdarza się ostatnimi czasy nawet zawodowcom (choćby Romita Jr. I jego anorektyczny Spiderman). Palmiotti zaś sprawnie działa piórkiem i tuszem, bez zastrzeżeń kreśląc po szkicach Joego. Krótko mówiąc- rysunki w Stróżu to jedne z lepszych, jakie miałem okazje widzieć w ostatnich latach. Nawet kolor, z którego odpowiednim nasyceniem nasze kochane drukarnie mają zazwyczaj spore problemy tutaj nie rażą (choć w kilku zaledwie miejscach mogą się zdać nieco bledsze niż być powinny).



Czy warto? Oczywiście, że warto. Nie tylko dlatego, ze jednego z najciekawszych marvelowych bohaterów na naszym rynku jak na lekarstwo, ale dlatego, że tym razem nie mamy do czynienia„zwyczajnym” komiksem superbohaterskim, ale z doskonale skrojoną i niebanalną historią, która stara się odpowiedzieć też na kilka frapujących pytań. Nic, tylko czekać na część drugą, która ukaże się na nadchodzącym MFK.



Ocena: 9/10

Yaqza: Komiks mnie nie urzekł, raczej rozczarował. Smith jako narrator się nie sprawdza, kadzi straszliwie mimo że z tego potoku słów wynika niewiele. Sam główny bohater z kolei zachowuje się jakby dopiero co założył kostium i przeżywał pierwsze problemy z tym faktem związane- szamoce się, miota, biega w kółko- dziwne to na człowieka, który tyle przeszedł, i który- na zdrowy rozum- powinien zastanowić się dokładniej nad kwestiami :”kto?” „dlaczego?” oraz „po co?”.
Rysunki milusie, z kolorystyka pod rękę daje efekt niepokojąco przypominający Tellos. Przeczytałem, zapomniałem. Zobaczymy co będzie później, ale fajerwerków się nie spodziewam.

Opublikowano:



Daredevil: Diabeł stróż #1

Daredevil: Diabeł stróż #1

Scenariusz: Kevin Smith
Rysunki: Joe Quesada
Tusz: Jimmy Palmiotti
Kolor: Brian Haberlin, Dan Kemp, Avalon Studios
Wydanie: I
Data wydania: Lipiec 2004
Seria: Daredevil: Diabeł stróż
Tytuł oryginału: Daredevil: Guardian Devil
Rok wydania oryginału: 1998, 1999
Wydawca oryginału: Marvel
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 17 x 26cm
Stron: 92
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Daredevil: Diabeł Stróż #1 Daredevil: Diabeł Stróż #1 Daredevil: Diabeł Stróż #1

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-