baner

Recenzja

Born #2

Yaqza, Yaqza recenzuje Punisher: Born #2
Prosto z mostu- Garth „Kaznodzieja” Ennis i Darick „Transmetropolitan” Robertson stworzyli ręka w rękę i podetknęli nam pod nos kawał wyśmienitego komiksu. To nie żadna opowieść o superbohaterach, podejrzanie prezentujących się indywiduach krzewiących sprawiedliwość gdzie tylko popadnie, czy też innych, wspaniałych, godnych pozazdroszczenia, stanowiących ucieczkę od rzeczywistości amerykańskich snach.
Ci dwaj panowie zrobili komiks o ludziach, którzy trafili do ogarniętego wojną Wietnamu- i o Wietnamie, który postanowił im udowodnić, że wybrali cholernie zły moment na odwiedziny.

„Born” ma być opowieścią o narodzinach znanego skądinąd Franka Castle (którego znamy dobrze i nie od dzisiaj pod przydomkiem „Punisher”)- dlatego i na jego postać się tu oczywiście natkniemy- inaczej wszakże być nie mogło.
Ale to nie on jest głównym bohaterem, o nie, to by było za proste, zbyt ograne.
To niejaki Steve Goodwin poprowadzi nas zarośniętymi ścieżkami dżungli, osłaniając każdy nasz krok. On i jego kilkunastu kolegów...no, towarzyszy...pod przywództwem, wspomnianego już, charyzmatycznego Franka Castle. Steve nie jest nikim wyjątkowym. Nie chce być bohaterem. Chce tylko przeżyć- wrócić do domu, założyć rodzinę, zapomnieć o przeszłości. Zapomnieć na zawsze.

Tu nie ma miejsca na zabawę. Teraz, gdy baza ma być rozwiązana a wszyscy czekają na zluzowanie i powrót do domu, człowiek najbardziej boi się o własną skórę- zaś w miarę jak klepsydra odlicza czas napięcie rośnie jak na drożdżach- palce same mocniej zaciskają się na broni.

Ale...czasem trzeba wyjść poza obóz. Wyściubić nos, pomagając zwalczać transporty Vietcongu jedynej osobie, której zależy na kontynuowaniu walki, osobie zaprawionej w ogniu niejednego konfliktu- chyba wszyscy wiedzą o kogo chodzi, prawda? Nawet jeśli sytuacja z godziny na godzinę staje się coraz bardziej beznadziejna.
A to wszystko z szacunku. Strachu. Może przyjaźni do kogoś. I tyle. Nie ma miejsca na nic więcej- nie to miejsce, nie ten czas.

Ennis jest jak zwykle dosadny- bez ogródek rozwali komuś łeb by opowiedzieć historię. I uwierzcie mi- robi to, na dodatek z klasą. Nieważne czy jest to głowa przyjaciela czy wroga. Oni służą opowieści, opowieści o ludziach którzy trafili do piekła i tylko sam diabeł wie, czy z niego wrócą- świetnie napisanej, świetnie prowadzonej.
Spust za każdym razem naciska Robertson, zachlapując strugami krwi plansze komiksu- posoki tu nie zabraknie. Kreska którą operuje być może nie powala na kolana, ale zarzucić jej wiele nie można. Dobra, taśmowa, nie wybijająca się ponad przeciętność robota. Zapewniam Was, że to wystarczy.

„Born” to 28 stron wstrząsającego komiksu, który wciąga jak bagno i nie pozwala się wyrwać.

Czytać. Naprawdę warto.

Opublikowano:



Punisher: Born #2

Punisher: Born #2

Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson
Okładka: Wiesław Wałkuski
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2004
Seria: Punisher: Born
Tytuł oryginału: Born- issue #2
Rok wydania oryginału: 2003
Wydawca oryginału: Marvel
Tłumaczenie: orkanaugorze
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 24
Cena: 8 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-