baner

Recenzja

W poszukiwaniu Ptaka Czasu #1: Muszla Ramora

Yaqza, Yaqza recenzuje W poszukiwaniu Ptaka Czasu #1: Muszla Ramora
Na początek mała informacja dla niezorientowanych- "Muszla Ramora" to pierwszy tom sagi "W poszukiwaniu Ptaka Czasu", która ponad 10 lat temu zdrowo namieszała w polskim środowisku komiksowym (wtenczas wydana została pod egidą nieistniejącego już niestety magazynu "Komiks"- podobnież wykończyła go publikacja "Wiedźmina"...).
Historia autorstwa Le Tendre'a (scenariusz) i Regisa Loisela (zajmujący się szatą graficzną znany nam już autor chociażby "Piotrusia Pana") opowiadała o losach wyprawy złożonej z mężnego- aczkolwiek posuniętego w latach i mogącego się poszczycić niejednym siwym włosem rycerza Bragona, ponętnej Pelissy wywijającej ognistym biczem splecionym z języka bestiii oraz tajemniczego Nieznajomego, którzy podjęli się zadania zdobycia jaja Ptaka Czasu- bo tylko ono pomoże w związaniu zaklęciem zamkniętego w magicznej muszli szalonego boga Ramora. Co ciekawe wyprawa była ściśle zamknięta w określonych ramach czasowych- na zdobycie rzeczonego artefaktu mieli tylko 9 dni (co już samo w sobie było sporym ewenementem gdyż zwyczajowo bohaterowie dysponują nieokreślonym limitem czasowym (grają na kodach, łachudry) tak że ich wędrówka wciąż trwa i trwa....
"Zleceniodawcą" całej wyprawy jest czarodziejka Mara, dawna miłość Bragona (o pierwszym spotkaniu naszego sędziwego już bohatera z piękną acz kapryśną Marą opowiada album "Przyjaciel Javin"- pierwszy z serii prequeli do "Poszukiwania...") i matka Pelissy przy okazji- jeżeli chcecie dowiedzieć się nieco więcej o treści tak „M uszli Ramora” jak i kolejnych tomów odsyłam Was do artykułu na temat tej wspaniałej serii- przejdziecie do niego klikając tutaj.

Egmont postanowił wznowić tę sagę, zresztą nie dziwię się zbytnio temu zabiegowi, gdyż jest to kawał wyśmienitej opowieści, zaś poprzednia forma edytorska (szczególnie w przypadku tomu drugiego- "Świątyni zapomnienia") pozostawiała wiele do życzenia...w obecnym wydaniu na dzień dobry mamy do czynienia z papierem kredowym- przyznam szczerze, że mam mieszane uczucia co do jego zastosowania- miejscami komiks wygląda jakby zastosowano większą paletę barw niż w poprzednim wydaniu, jednakże co się tyczy nasycenia kolorów....już nie jest tak fajnie. Wszystko wydaje się nieco wyblakłe i...pozbawione takiej ekspresji jak w wydaniu z '90 roku. Co nie zmienia faktu, iż to obecne przebija poprzednie pod każdym niemal względem. I ta prześliczna okładeczka...

Wyznaję zasadę, że nie ma sensu pisać dwa razy o tym samym, jeżeli można napisać o czymś innym- i kontynuując tę myśl zajmę się teraz różnicami między wydaniem drugim a pierwszym (z wspomnianego już roku '90).
Tym, co najbardziej chyba przyciąga uwagę jest... tłumaczenie dokonane przez Wojtka Birka- to naprawdę wspaniała i rzetelna robota, i przyznać muszę iż komiks dzięki tak dobremu przekładowi wiele zyskał- czytając jakby automatycznie odnajdujemy się w tym nowym, magicznym świecie. Co ciekawe poprzednim razem tłumaczeniem zajmował się ten sam człowiek, który w obliczu nowego wydania tego komiksu postanowił wziąć się za przekład jeszcze raz i ponownie wykonać te mozolna robotę od deski do deski. Dzięki temu nie mamy już sytuacji gdy po przeczytaniu jakiejś kwestii czy komentarza zadajemy sobie pytanie "ale o co chodzi?", jak to zdarzało się przy okazji wydania pierwszego "Muszli Ramora". Naprawdę, wielki szacunek za tłumaczenie, bo dzięki niemu ten komiks NAPRAWDĘ wiele zyskał w moich oczach.

Niektórzy z Was mogą pamiętać, że swego czasu dość niepochlebnie wypowiadałem się na temat pierwszego tomu "Poszukiwania..."- złożyło się na to kilka okoliczności, w tym rysunki (wtenczas uważałem je za nieoryginalne i odrzucające wręcz, teraz muszę przyznać iż trzymają jeśli nie wysoki, to z pewnością ponadprzeciętny poziom- po części także dzięki wydaniu na kredzie które kolorową kreskówkę zamieniło w pastelową opowieść o rozpaczliwym poszukiwaniu nadziei. Mogę teraz powiedzieć, że są niezwykle plastyczne i...naturalne- abstrahując od faktu jakie treści opisują i wizję jak bardzo fantastycznego świata malują przed czytelnikiem- i, pomimo iż Loisel jakby niepewnie stawia kolejne kreski, to nie można jego rysunkom odmówić potężnej dawki uroku i , khem, khem...oryginalności), następnie banalna fabuła (która w końcu wcale tak banalna nie jest...Tłumaczenie, ponownie, uratowało ten komiks- wycieczka dziadka i ponętnej panienki zamieniła się w wyprawę żyjącego przeszłością wojownika i pięknej acz zuchwałej panny), durne dialogi (ówcześnie- tak, tak, wina tłumaczenia. Teraz nie mam co do nich najmniejszych zastrzeżeń- są doskonałym przykładem na to, co człowiek z wyobraźnią potrafi zrobić z kawałkiem prozaicznego w swej treści tekstu) i, być może, w pewnym stopniu naiwność całego "dziełka".
"Muszla..." straszliwie ode mnie oberwała (niczym punk od kohorty skinów), ale to było wtedy. Teraz powiem jedno- kupcie ten komiks. Nie dlatego że jest wstępem do fenomenalnej opowieści jaką jest "Poszukiwanie Ptaka Czasu", lecz dlatego iż jest zwyczajnie bardzo dobrym tytułem- tak w warstwie rysunkowej jak i samej opowieści roztaczanej przed czytelnikiem przez dzielny duet pisarz/tłumacz...


Opublikowano:



W poszukiwaniu Ptaka Czasu #1: Muszla Ramora

W poszukiwaniu Ptaka Czasu #1: Muszla Ramora

Scenariusz: Serge Le Tendre
Rysunki: Regis Loisel
Wydanie: II
Data wydania: Wrzesień 2003
Seria: W poszukiwaniu Ptaka Czasu
Tytuł oryginału: La conque du Ramor
Wydawca oryginału: Dargaud
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 21,5x29 cm
Stron: 48
Cena: 17,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
8.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
8 /10
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-