baner

Recenzja

V jak Vendetta tom I i II

Yoghurt recenzuje V jak Vendetta #2
Kiedyś, gdy byłem jeszcze małym szkrabem, paruletnim, skończyła się zimna wojna, Związek Radziecki się rozpadł a wszyscy odetchnęli z ulgą. Ale czy kiedykolwiek rozważaliście kiedyś, co by było, gdyby dajmy na to, Kryzys Kubański skończył się wystrzeleniem radzieckich rakiet w kierunku metropolii amerykańskich? Lub gdyby Chiny nie posłuchały ostrzeżeń i wyprodukowały bombę atomową, po czym potraktowałyby nią jednego ze swych sąsiadów? Na pewno wiele osób przyjmowało takie hipotezy. Wy nie czytalibyście tych słów, ja bym ich nawet nie napisał a portal, w którym umieściłbym ten tekst, nigdy by nie powstał...
Alana Moora, najbardziej chodliwego scenarzysty na świecie, także męczyły przemyślenia co do przyszłości jego kraju- Anglii. Jeszcze zanim stał się sławny, w roku 1983 stworzył wraz z Davidem Lloydem komiks traktujący o świecie po zagładzie nuklearnej, ale to historia inna niż wszystkie...

V for Vendetta powstała w końcowych latach zimnej wojny- widmo wojny totalnej oddalało się coraz bardziej, świat się uspokajał, w Polsce miały miejsce strajki, które kładły podwaliny pod odzyskanie w naszym kraju demokracji, zaś w Anglii... Anglia zawsze była niejako obok konfliktów światowych- od 1066 roku nikomu nie udało się najechać wyspiarzy, a ci mieszali się w wojny nadzwyczaj niechętnie. I tak też jest w komiksie Moora- większość ludności globu wyparowała lub zmarła w straszliwych męczarniach, a neutralna Wielka Brytania, której konflikt światowy nie dotknął bezpośrednio, egzystuje dalej. Jednak życie to nie jest sielankowe i pozbawione wszelkich zmartwień- na skutek chaosu, jaki zapanował po wojnie, władzę przejmują ultraprawicowi radykałowie, którzy na dobry początek wysyłają wszystkich „odmieńców” do „obozów resocjalizacyjnych” (eufemizm na obozy zagłady)- tak więc czarni, azjaci, homoseksualiści, żydzi, wszyscy nieprawomyślni uszczuplają o swoją obecność czyste, białe społeczeństwo, a nowa władza ustanawia kilka urzędów o nazwach podpowiadających ich funkcje- „Ucho”, „Oko” czy „Ręka”. I wszystko byłoby w jak najlepszym, totalitarnym porządku, a LPRopodobna partia władałaby sobie Anglią aż do końca świata (drugiego, bo jeden już nastąpił...) gdyby nie jednostka niepożądana- buntownik, który ma zamiar obalić cały porządek- Tytułowy V.

Mógłbym zaryzykować twierdzenie, ze Moore dokładnie studiował historię totalitaryzmu i na 100% podpatrywał, jak żyje się za wschodnią stroną Żelaznej Kurtyny i to nie tylko z suchych, książkowych opisów- państwo rządzone przez wszechobecnego Wielkiego Brata (który rzadko bywa pod wrażeniem ;)) jest przedstawione naprawdę niesamowicie. Ja, jako pokolenie młodzieży, która PRL pamięta jak przez mgłę (miałem 5 lat, gdy reżim upadł) mogę, nie przesadzając, korzystać z Vendetty niczym z dobrego podręcznika historii.

Vendetta poza porażającym, jakże realistycznym ukazaniem despotycznej władzy jako jeden z niewielu komiksów pokazuje wręcz genialnie charakter każdego, choćby i drugoplanowego bohatera- chyba nikt tak jak Moore nie potrafi zarysować portretu psychologicznego postaci- poczynając od głównego, zamaskowanego bohatera i jego późniejszą pomocniczkę, młodą Evey, poprzez samego „Ojca”, który jest najwyższym urzędnikiem państwowym, na inspektorze policji i zwykłym bandziorze kończąc. Każda z tych postaci ma odrębne cele, każdą przedstawia też scenarzysta z niemałą przewrotnością- szczególnie zmienia się punkt widzenia czytelnika względem „Ojca” czy samego V, który z każdą przewróconą stroną nabiera coraz większej głębi i poznajemy go coraz bliżej a także dowiadujemy się, jakie pobudki nim kierują, bo nie jest to taki altruista, jakim mógłby się z początku wydawać...
I co najciekawsze- to chyba jeden z najbardziej nowatorskich patentów (i aż dziw bierze, że dziś mało kto powtarza ten zabieg) w historii komiksu- wszystkie charaktery są nakreślane bez użycia „mind gapów”, czyli dymków z ich przemyśleniami. Nie ma tez w użyciu ramek z opisami „narratora” (poza początkowymi scenami)- cała fabuła budowana jest dialogami i monologami, co jest pomysłem karkołomnym, a jakże udanym.

Taaak, Vendetta to komiks naprawdę inny niż wszystkie. Trudno mu wytknąć jakieś wady- niektórym co prawda nie podobać się może dość klasyczny, wręcz archaiczny styl rysowania Lloyda, jednak moim zdaniem doskonała gra cieni i szczegółowe, realistyczne rysunki postaci jeszcze bardziej pozwalają się czytelnikowi zagłębić w lekturę. A lektura to zaiste znakomita- naprawdę niełatwo znaleźć jakieś dzieło porównywalne z Vendettą. W literaturze będzie to na pewno „1984” Orwella oraz „451 stopnI Farhenheita”, które to były natchnieniem Moora przy pisaniu scenariusza, co przyznał sam. Wśród komiksów.... Przychodzą mi do głowy jedynie „Strażnicy”- równie genialny skrypt brodacza-ekscentryka z równie staroświecką kreską.

Jednego jestem, jeśli chodzi o V for Vendetta pewien- iż jest to jeden z najlepszych komiksów, jaki miałem okazję w swym życiu. Mało jest takich filmów, książek, już o historiach obrazkowych nie wspominając, które potrafią przyciągnąć mnie tak, bym ignorował wszelkie bodźce zewnętrzne. A to uczyniły ze mną oba tomy Vendetty. Poruszające, skłaniające do myślenia, głębokie- wszelkie te epitety brzmią nieco głupio, ale po lekturze tego Dzieła naprawdę przestaną być tylko pustymi frazesami. Cholera- zaprawdę powiadam wam, jeszcze teraz niektóre sceny mam głęboko w pamięci i nie chcą mi z głowy wyleźć, choćbym chciał. Ten komiks jest niebezpieczny- potrafi człowiekowi namotać w głowie zdrowo. Sprawdzone empirycznie przez piszącego te słowa... Dycha, niech stracę, warto.

Opublikowano:



V jak Vendetta #2

V jak Vendetta #2

Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: David Lloyd
Wydanie: I
Data wydania: Listopad 2003
Seria: V jak Vendetta
Tytuł oryginału: V for Vendetta
Rok wydania oryginału: 1988-89
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Jacek Malczewski
Druk: kolor, kreda, grzbiet
Oprawa: miękka
Stron: 154
Cena: 29,90 zł
Wydawnictwo: Post
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

V jak Vendetta

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-