baner

Recenzja

Prawie 48 stron: Franky Krova

Yoghurt, Yaqza, Yaqza recenzuje Prawie 48 stron Franky Krova
O najlepszym duecie twórców komiksowych w tym kraju powiedziano już tak wiele, ze nawet szkoda miejsca, klawiatury i palców na opisanie mego szacunku do Adlera i Piątkowskiego. Ale jak na złość- chłopaki nie chcą wypaść z formy i mój rispekt dla nich wciąż rośnie, sprzecznie ze wszystkimi zasadami fizyki, ortografii i przeciw teorii względności. Oni są po prostu za dobrzy, w tym co robią. A robią genialne komiksy, takie jak bestsellerowe "48 stron" (najlepiej sprzedający się polski komiks...po Tytusie i Kajko&Kokoszu, ale ci to mają pozycję ustawioną już od lat parudziesięciu), ich sikłel i sikłel sikłela- czyli opisywane tu "Prawie 48 stron".

"48 stron" wprowadzało czytelnika w absurdalny świat, gdzie zaginął sens komiksu, którego szukają dwaj detektywi: Górsky i Butch. w Drugich 48 stronach akcja jeszcze bardziej się zakręciła, a schiza była zagwarantowana przy zakupie. Teraz zaś, wraz z wyjściem "Prawie 48 stron" autorzy przeprowadzają nas przez jedno, sparodiowane mistrzowsko dzieło, a nie tak, jak w poprzednich odsłonach, przez całą ich masę. Tak, owszem, mamy też parę wkrętów z innych filmówkomiksówpolityki, ale nie jest to tak chaotyczne, jak np. w "Kolejnych..." i to się chwali wielce.
Jak można się domyślać po tytule, w pierwszym zeszycie A&P postanowili porobić sobie jaja z jednego z najsłynniejszych polskich bohaterów komiksowych (zaraz po Klossie i Żbiku)- z Funkiego Kovala. Dla tych, którzy jego przygód jego nie czytali nie oznacza to jednak, że komiks będzie niezrozumiały i nieśmieszny- będą mieli ogromny ubaw tak z tekstów, jak i nawiązań do paru innych, już znanych im dzieł. Jednak prawdziwą przyjemność z czytania Frankiego będą mieli ci, którzy dobrze znają komiks Polcha i Parowskiego- smaczki takie jak niemalże identyczne kadrowanie niektórych plansz czy wyraźnie skopiowane całe sceny (choć przewrotnie rozrysowane i napisane, jak to u A&P bywa). Dla poszukiwaczy wszelkich tzw. easter eggów pozycja obowiązkowa.

Jeśli chodzi o krechę, to Adler robi się coraz lepszy- widać sporą zmianę pomiędzy pierwszymi planszami "48 stron" tudzież Gołota vs Predator a tymi z najnowszego dzieła duetu. Nie żeby Robert rysował wcześniej źle- co to to nie- jednak jego kreska stała się jeszcze wyrazistsza i dokładna. Ba, nawet nad liternictwem wreszcie popracował i nie trzeba już kupować deszyfratora aby odczytać teksty w dymkach. Krótko mówiąc- zero zarzutów wobec niego.

A jakie zarzuty mogę w ogóle wysunąć? ZA MAŁO! Czyta się Frakiego nadzwyczaj szybko, te 26 stron leci szybciej niż powiecie "konstantynopolitańczykowianeczka" a człek czuje gdzieś w okolicach pępka dziwne kłucie, które oznacza dwie rzeczy: albo od rana nie jadł, albo też wciąż mało mu Górskiego i Butcha. Trzy miesiące czekania na kolejny genialny komiks to stanowczo za dużo, jednak trza być twardym a nie mientkim i wytrzymać ten w sumie nie tak długi okres oczekiwania (jeśli wziąć pod uwagę, ze następne Transmetropolitan dopiero w 2005...Arrrrghhhh...), bo naprawdę warto. Ode mnie 8 (gdyby było grubsze i tańsze, ale cóż poradzić, Mandragora...) i kolejny znaczek jakości "Yoghurt Poleca"


Aaaaargh
Gh
Rrrrrg
Oookej......już jestem. Mniej więcej, ale jestem. Muszę uspokoić skołatane myśli rozrywające mą czaszkę kakofonią koncepcji, pół-snów i zwyczajnych majaków unoszących się bez celu na falach przypływu aktywności komórek mózgowych.
Franky Krova- to wszystko przez niego. To on mi to zrobił. Znienacka zdzielił jakimś tępym, trudnym do sprecyzowania narzędziem w splot słoneczny- i za co? Za mą pomoc? Me poświecenie? Mą odwagę gdy własnym ciałem go chroniłem przed oprawcami? Wyrwałem go z rąk tych niegodziwców, którzy więzili go wbrew jego woli w budynku pachnącym farbą i śmiercią drzew. A tu taka wdzięczność...
Ała- jeszcze boli. Może jakiś plaster by się przydał? Okład? Cokolwiek? Nikt nie powinien wydawać takich komiksów. To wbrew Konwencji Genewskiej, układowi z Mastricht i tuzinowi innych porozumień gwarantujących ludzkie, godziwe traktowanie więźniom wojennym i ofiarom pochłaniającego wszystko i wszystkich bezlitosnego kapitalizmu.
Jest jak najbardziej zdradliwy z cieni płatających się miedzy konarami drzew po zmroku- podchodzi cię obiecując cuda niewidy- ale z gwarancją bezpieczeństwa-, po czym w najmniej spodziewanym momencie wymierza siarczysty cios zamachowy na niczego nie spodziewającą się, usmiechniętą szczękę, po to tylko, by poprawić sekundę później hakiem na brzuch.
Ale ja wyszukałem już schemat- w całym tym szaleństwie są wskazówki, znaki, tyle że wielu ich nie widzi...
Oni są z innej planety. Tak- właśnie oni. Ci, którzy powołali do życia Frankiego Krovę. Ale przecież to nie pierwszy z ich eksperymentów- już wcześniej bawili się w takie projekty- ale teraz zwyczajnie wyszło im coś więcej, niż sami sądzili.
Strzeżcie się Frankiego- uwolnijcie go z rąk drukarzy, oprawców za ladą, nieszczerze uśmiechających się pań w księgarniach, ale nie ufajcie mu- bo nie wolno, bo to się źle skończy. Nie zostawajcie z nim sam na sam- niech z wami zawsze będzie jeszcze ktoś...Wtedy macie szansę wyjść z tego cało. W przeciwnym wypadku jesteście skończeni. Jak ja. Jak wielu przede mną, jak wielu po mnie- bo założę się, że nie będą mnie słuchali aż będzie za późno...
"

Dziękujemy naszemu korespondentowi z linii frontu, jego opinie na temat wydania tegoż tytułu jakkolwiek paranoiczne by nie były nie powinny zaważyć na fakcie, iż "Franky Krova" to absolutna rewelacja ("też tak sądziłem...")- Adler i Piątkowski ponownie stworzyli coś rzucającego na kolana ("ich imiona to kolejne kłamstwo- te prawdziwe są nie do wymówienia przez normalnego Ziemianiana")- przy czym , tak jak wspomniał Yogh, najwięcej radości sprawi ten tytuł czytelnikom, którzy nie tylko obeznani są jako tako w dokonaniach współczesnej kultury ("w tym wszystkim, wbrew pozorom, czai się jakaś pokrętne logika"), ale przede wszystkim znawcom "Funky'ego Kovala". Ale ci, którzy jeszcze nie czytali tego genialnego komiksu Polcha i Parowskiego mają szansę nadrobić zaległości- czas jakiś temu Egmont wznowił albumy z przygodami naszego najsłynniejszego bohatera s-f, można więc wysupłać zaskórniaki rdzewiejące już powoli w kieszonce i wydać je na zbożny cel.
Rysunki jak zwykle na poziomie, teksty rzucają na kolana jak komunistyczna bojówka, dawka humoru przekracza wszelkie dopuszczalne normy- ale ode mnie też 8: ale za tą swoistą niszowość tytułu ("nieee!!! Nie narażaj MU się!!"). Poza tym to 200% czystej. Eeeee, czystej zabawy, ma się rozumieć. A teraz przeczytam sobie na spokojnie to już w samotności...("Nieeee!!!! Nie rób tego straceńcze!!....Za późno...")

Opublikowano:



Prawie 48 stron Franky Krova

Prawie 48 stron Franky Krova

Scenariusz: Tobiasz Piątkowski, Robert Adler
Rysunki: Robert Adler
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2003
Seria: Prawie 48 stron
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 28
Cena: 9.90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-