baner

Recenzja

Obywatel w palącej potrzebie

Yaqza, Yaqza recenzuje Obywatel #1: Obywatel w palącej potrzebie
Obywatel w palącej potrzebie” to mocno erotyczny komiks fantastycznonaukowy, obfitujący w sceny intymnych zbliżeń bohaterów. Zgodnie z konwencją fantastyki naukowej akcja albumu osadzona została w świecie przyszłości , w którym życie ułatwiają liczne wynalazki, a utrudnia je silne skażenie środowiska.

Taką oto reklamę czytamy na ostatniej stronie okładki. A jak ma się ona do tego albumu? Ha, to już kwestia indywidualnego podejścia. Zacznijmy jednak od samego początku, abyśmy po pokonaniu środka mogli osiągnąć upragniony koniec i zapoznać się z czystym sumieniem z podsumowaniem komiksu- bo wtedy właśnie wydany zostanie sąd.

”Jazz”- chłopak po wojsku, niezbyt rozgarnięty, lekko wstawiony, święcie przekonany, że życie kopie go w dupę, choć życie (jeszcze) wcale tego nie robi.

Tak, zgadliście, to jedna głównych postaci komiksu Co mówicie? Że to taki standardowy typ bohatera? No w sumie jest w tym stwierdzeniu sporo racji, jak by na to nie spojrzeć... Jazz siedzi w barze i próbuje nawiązać kontakt z jakąkolwiek przedstawicielką płci pięknej- wiadomo, w wojsku większość przyjemności- poza strzelaniem do kolegów („sierżancie, słowo honoru, sam wystrzelił”) i puszczaniem śmierdzących, skrytobójczych bąków na zbiórce- jest , przyznać trzeba z bólem serca, limitowana. Tak więc po opuszczeniu koszar młody i jurny wojak pierwsze swe kroki kieruje do przybytku, który może mu zapewnić odetchnięcie od niezdrowej atmosfery panującej w armii.
Jazz jednak nie ma szczęścia- dopóty, dopóki wychodząc z baru nie natrafia w szatni na niezwykle interesującą osobę- hojnie obdarzoną przez naturę Juellę. Urocza szatniarka zawieruszyła gdzieś odzienie naszego bohatera (bez żadnych pokrętnych skojarzeń, proszę. Chodzi o płaszcz, nic innego. Zwykły płaszcz, wy bando zboczeńców). W ramach rewanżu za dżentelmeńskie zachowanie Jazza (nie wezwał on kierownika w sprawie zaginionego odzienia, chociaż mógł i powinien. No ale wiecie, urocza dziewuszka w zasięgu wzroku odwróciła jego uwagę od tak błahego problemu. Płaszcz? Jaki płaszcz? Ale wie pani co? Ma pani naprawdę piękne oczy...Taaaak... skąd a to znam...) nadobna dziewoja pożycza mu płaszcz od swego zmiennika/zmienniczki (transwestyta. Dziwicie się? No co wy, przecież to na porządku dziennym) i odprowadza dzielnego wojaka do domu. Oczywiście tylko i wyłącznie po to, by płaszcz rzeczony odebrać i zwrócić prawowitemu właścicielowi...I chyba domyślacie się, co się dzieje później? Tak, tak, tu zaczyna się duński film przygodowy...

Tyle scenariusza. Co można o nim powiedzieć? Pomyślicie: „Dźizas, znowu jakiś pornos, trzeba będzie kasę od babci pożyczyć”...No tak. Jest w tym komiksie jednak coś co odróżnia go od płytkiego scenariuszowo „Klika” i pokrętnej i przegadanej „Druuny”- poczucie humoru i oryginalne prowadzenie narracji mianowicie. Bez niego mielibyśmy do czynienia z kolejnym durnowatym pornoskiem dla skrytych onanistów, a tu, moi drodzy, niespodziewajka- „Obywatela...” można przeczytać z prawdziwą przyjemnością i nieźle się przy tym bawić. Tzn., pośmiać się, oczywiście. Ja już wiem, co wam przyszło do głowy.

Narracja prowadzone jes z punktu widzenia Wielkiego Brata, kogoś nie uczestniczącego co prawda w akcji, ale wydającego przeróżne komentarze na temat tego co widzimy ( ”Zbliżenie nr. 3 [takie świństwa na pierwszej randce!]”; „W wersji przeznaczonej na rynek niemiecki to, co oglądacie byłoby wzbogacone o liczne efekty dźwiękowe. O takie:”). Zabieg ten sprawia, że sama akcja komiksu sprowadzona zostaje do trywialnego (no, może troszeczkę przesadzam) tła, a czytelnik skupia uwagę na komentarzach narratora oczekując w napięciu na to, co też on jeszcze wymyśli by umilić nam obserwację dzikich harców Jazza i juelli. Przyznam szczerze, że nie przypominam sobie bym spotkał się z takim manewrem, a na pewno nie w komiksach o takiej tematyce jak „Obywatel...”. Na dodatek samo zachowanie bohaterów bywa tak niecodzienne (czy momentami wręcz absurdalne), że trudno jest traktować ich przygodę jako zwykły komiks „mocno erotyczny”. A propos tej „mocnej erotyki”- pozwolę sobie zauważyć, że to określenie to eufemizm- ten komiks jest ostro pornograficzny. Ale najciekawsze jest to, że nie rzuca się to tak bardzo w oczy! No dobra, kogo ja chcę oszukać, pewnie że się rzuca, trzeba by być ślepym żeby się nie rzucało i nie drążyło mózgownicy na wylot...ujmę to inaczej...NIE SZOKUJE to w ten sposób, jak w wielu innych komiksach. Tutaj nasuwa to skojarzenia np. z żartami rysunkowymi Mleczki. I tak oto przechodzimy do oprawy graficznej.
Jacka Michalskiego znamy stąd i zowąd (świetna „Zagadka Metropolii” czy chociażby występ w antologii „Komiks” Egmontu), nie jest on debiutantem, czyli mamy na pokładzie doświadczono już rysownika. Od czasu „Zagadki Metropolii” styl mu się nieznacznie zmienił, wyostrzył- rysuje bardziej kanciaście, jeżeli wiecie o co mi chodzi, nie oszczędzając przy tym na tuszu. Miłym akcentem jest duża ilość szczegółów, jakie na planszach umieszcza Jacek, ale czasami niezdrowo komponuje się to z- zapewne- litrami tuszu nakładanego na rysunki i samym faktem, że komiks jest czarno-biały. Nie owijając w bawełnę i smęcąc jak dziad pod Kościołem: czasami nie bardzo widać co na planszy przedstawiono. A ponieważ ma to czasami żywotne znaczenie dla zorientowania się w sytuacji i rozpoznania...nieładnie mówiąc...gdzie ręka a gdzie noga...może być to nieco kłopotliwe. A tak poza tym...dziwnie to zabrzmi, ale fajnie wykorzystano tu perspektywę. Niektóre ujęcia są naprawdę ciekawe, często zmieniany jest punkt obserwacji, „kamera” dynamicznie przechodzi z jednego ujęcia w drugie; podobnie kadry- raz małe, kiedy indziej zajmują całą planszę, raz (prawie) chaotycznie porozrzucane, stronę później ustawione jak na zbiórce w wojsku...dzięki tym wszystkim zabiegom uniknięto monotonii nieodłącznie towarzyszącej „tego typu” produkcjom (jedno ujęcie, od czasu do czasu zbliżenie...i tyle w sumie), nadając jednocześnie komiksowi inny wymiar.

No i czas na podsumowanie. Fajnie narysowany, zabawny, logiczny (w tym wszystkim jest głębszy sens!), „poukładany”, oryginalny...wiecie co? To jest naprawdę dobry komiks! Na pewno dynamizujący ślimaki wielbiciele Manary będą teraz narzekać, ale powiem że „Obywatel...” podoba mi się znacznie bardziej od „Klika” chociażby. Może Michalski nie rysuje jak Manara, ale coś w tym komiksie jest. Jerzy Szyłak odwalił kawał zarąbistej roboty przygotowując scenariusz, a Michalski naprawdę się postarał przy jego rysowaniu. I efekt przerósł moje oczekiwania- ten komiks naprawdę warto przeczytać. Można dzięki niemu zobaczyć, że (na szczęście) są jeszcze ludzie umiejący podejść z dystansem do tematów tak obdzieranych z prywatności i eksponowanych jak seks chociażby.

Bez zbędnego zanudzania już. Chcecie znać opinię Yaqzy? Dobry to jest komiks. Warto w niego zainwestować te kilkanaście złociszy. Nie cudo, ale komiks na pewno bardziej wartościowy i absorbujący niż „Klik”. Polecam.

Opublikowano:



Obywatel #1: Obywatel w palącej potrzebie

Obywatel #1: Obywatel w palącej potrzebie

Scenariusz: Jerzy Szyłak
Rysunki: Jacek Michalski
Wydanie: I
Data wydania: Maj 2003
Seria: Obywatel
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 48
Cena: 16,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-