baner

Recenzja

Neon Genesis Evangelion #1

Yoghurt, Lil recenzuje Neon Genesis Evangelion #01
Neon Genesis Evangelion- seria niemal legendarna i znana każdemu fanowi Mangi i Anime a także wielu osobnikom którzy z M&A styczności nie mają. Seria, która, rzec można, zmieniła pogląd na tzw. sztampowość i powtarzające się schematy w dziełach SF. Seria, która do dziś, mimo że powstała w 1995 roku, potrafi wywołać niejedną dyskusję nad symboliką, ukrytymi znaczeniami czy religijnymi odniesieniami. Seria, którą uważam za jeden z najdoskonalszych tworów, jakie człowiek miał okazję zrobić swymi rękoma.

No, dość pompatycznych i bałwochwalczych wstępów, na których możnaby praktycznie zakończyć reckę NGE, ale zdałoby się co nieco historii na temat polskich perypetii z Evangelionem.
Otóż nie jest to pierwsze wydanie Evy w rodzimym języku- pierwsze miało miejsce już w 1999 roku, w formie zeszytów (jeśli wydawało wam sie, ze to Mandra pierwsza zaczęła stosować tak "arcyciekawy" zabieg wydawniczy, to jesteście w błędzie.... Szczęście, ze cena Evy była jednak przystępniejsza), dość marnej jakości pod względem reprezentatywności (czytaj: wydanie było zwyczajnie słabiuśkie) i tylko do tłumaczenia przyczepić się nie dało. Wydawanie wstrzymano pod koniec tomu 6 (zeszyt nr 23, o ile wierzyć źródłom internetowym i mojej pamięci), a to z powodu perturbacji z japońskim dystrybutorem (ci to mają często takie humory). Wreszcie jednak, pod koniec 2003 gruchnęła informacja- Eva zostanie wznowiona i to w tomikach!
Wielce mnie to ucieszyło, gdyż zeszytów nie zbierałem (uważałem to za bezsens, ba, nadal tak uważam), a Evę w wydaniu papierowym mieć zawsze chciałem, więc po wstępnym oddaniu pokłonów JPFowi zacząłem odliczać dni do zapowiadanej premiery...
I się doczekałem. Cóż, od razu powiedzieć należy, ze mogło być lepiej, ale i tak jest, ze tak powiem, w pytkę.

O co chodzi w NGE (jesli rzecz jasna ktoś nie wie)- tą kwestie pozostawię Lil (typowy szowinista, najgorszą robotę zostawia kobiecie), natomiast sam przejdę do konkretów na temat wydania.
A te nie odstaje poziomem od innych sztandarowych pozycji JPFu- schludny tomik, obwolutka, papier bielutki jak farba Dekoral, zero bonusów w stylu "a tu damy wielką czarną plamę zamiast twarzy bohaterki", które ma w zwyczaju ostatnio fundować Egmont w swoich mangowych wydawnictwach. Do tego jak zwykle świetne tłumaczenie imć Kabury. I prawie nic nie miałbym do zarzucenia, poza jednym, drobnym szczegółem. Jak doszedłem do wniosku (i nie tylko ja, sprawdzone organoleptycznie wśród kilku osób) format standardowo-mangowy do tytułu o wielkich robotach (tak, wiem ze NGE nie jest tytułem stricte o robotach. Tak, wiem, Evy to nie są roboty. Ale chyba raz mogę sobie pozwolić na uproszczenie?- to do ortodoksyjnych fanów serii) nijak nie pasuje- do epickich pojedynków najlepszy byłby co najmniej standard europejskich albumów, czyli zbliżony do A4. Wiem, że niektórym wydać się to może bluźnierstwem, ale starcia Evangelionów z Aniołami są chyba najsłabszą częścią tego dzieła- dynamicznością i widowiskowością nie grzeszą.
Za to nic nie można zarzucić pozostałym aspektom kreski Sadamoto- chłop wie jak się rysuje, jego styl jest rozpoznawalny z daleka- kobitki rysuje miłe dla oka, faceci nie różnią się li tylko kolorem włosów... Tu nie mam nic do zarzucenia.
Jako człowiek, który miał okazję obejrzeć całą serię NGE + 2 kinówki, dalszy rozwój wypadków i tak jest znany (choć bez drobnych modyfikacji się nie obędzie), zaś pierwsze dwa tomy laika mogą zbytnio nie zainteresować. Jednak naprawdę warto- po pierwszym wrażeniu skołowania i zbyt dużej ilości niedomówień, po skompletowaniu większej liczby tomów człowiek powoli zaczyna odkrywać cała genialność Evangeliona- gdy wróci się to pierwszych rozdziałów po przeczytaniu kilku dalszych, zauważa się szczegóły, na które wcześniej nie zwracaliśmy większej uwagi. I ta złożoność scenariusza, jego "drugie dno", niesamowicie dokładne rysy psychologiczne postaci oraz cała masa odniesień do setek dzieł, od Biblii i Kabały poczynając, na niepublikowanych encyklikach czy pojęciach znanych tylko fizykom jądrowym kończąc (a to z kolei zmusza do ostrego grzebania i głębokich analiz- prawdziwy mózgotrzep) powoduje, że Neon Genesis Evangelion można tylko z czystym sercem polecić. Bo nie zawiedzie się na tym tytule nikt. A teraz oddaję głos Lil...


Yoghurt

LiL: Dziękuję, Yoghurt. Jak już wspomniano, historia "Evangeliona" znana jest chyba wszystkim osobom obeznanym choć trochę w sztuce japońskiego komiksu i animacji. Jest to opowieść uniwersalna, fascynująca ludzi w każdym zakątku świata. Komiksowa adaptacja jest przejrzyście przedstawiona i czyta się ją z wielkim zainteresowaniem. Nie jest skierowana tylko do osób, które obejrzały anime "Neon Genesis Evangelion". Jednak dla fanów serialu powstanie serii komiksowej było niewątpliwą gratką i stanowiło dla nich idealne uzupełnienie.
W związku z jej uniwersalnością przypomniało mi się pewne wydarzenie - pożyczyłam dwa pierwsze tomiki koleżance z ławki, która za mangą nie przepadała, a poprosiła o pożyczenie tylko dlatego, że nudziła się na lekcji fizyki. Przeczytała i… spytała mnie o dalsze tomy oraz poprosiła o pożyczenie anime.

Nic dziwnego, historia jest niesamowita, wciągająca już od pierwszego rozdziału. Dla tych, którzy jeszcze się z nią nie zetknęli, wyjaśniam (Yogh, ty leniu…), że akcja "NGE" ma miejsce w 2015 roku, 15 lat po "Drugim uderzeniu" - tajemniczym wybuchu mającym miejsce na Antarktydzie. Wydarzenie spowodowało wzrost poziomu wód w oceanach oraz tragiczne w skutkach klęski żywiołowe. Rozpoczęły się liczne wojny domowe. Wskutek tych wydarzeń w krótkim czasie stan ludzkiej populacji na świecie zmniejszył się o połowę. Ale to jeszcze nie koniec problemów- w roku pańskim 2015 ludzkość staje w obliczu nowego zagrożenia, "aniołów" - maszyn bojowych o nieznanym pochodzeniu.
W 2015 roku do Tokio 3 przyjeżdża 14 - letni chłopak, Ikari Shinji, który został wezwany do metropolii przez ojca, Ikari Gendo. Przyjeżdżając do miasta nastolatek nie miał pojęcia, o co chodzi. Lecz nie trwało to długo - niewiele później rozkazano mu pilotować biologicznego robota, Evangeliona i stanąć do walki z "aniołem". Shinji bał się, protestował, jednak chwilę później siadł za sterami, aby rozpocząć swoją pierwszą walkę. I tak zaczęła się jego przygoda…

…Nieco różniąca się od animowanego oryginału. W wersji komiksowej większy nacisk położono na psychikę bohaterów oraz ich przemyślenia (z czym stykamy się już na pierwszej stronie), a potem także przeszłość. Jak już raczył wspomnieć Yoghurt, walki Evangelionów z Aniołami są najsłabszym punktem komiksu. Nie jest już tak dynamicznie jak w anime, czemu trudno się dziwić, bo papier dźwięku z siebie nie wyda, przez co tomik pełen jest najróżniejszych onomatopeji. Brak napięcia w scenach walk nadrabia kreska. Starcia Evangelionów z przeciwnikami są rysowane dynamicznie, a kadry są dobrze przemyślane. Styl rysowania Sadamoto jest dopracowany i staranny. Postacie są dosyć wyszczuplone, ale zachowują proporcjonalne wymiary. Cienie są ładnie nałożone, dzięki czemu czytelnik nie dostanie oczopląsu na bielutkim papierze. Zaś kolorowe strony to dodatek, który zawsze podoba się czytelnikom.

Podsumowując, papierowa wersja "Evy" powinna spodobać się zarówno laikom w dziedzinie mangi, jak i fanom serii, dla których komiks powinien być idealnym uzupełnieniem. Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z "Evangelionem", to pędźcie do księgarń/ kiosków, przeczytajcie i nie żałujcie 16 złotych wydanych na to dzieło.

Lil

Opublikowano:



Neon Genesis Evangelion #01

Neon Genesis Evangelion #01

Scenariusz: Yoshiyuki Sadamoto
Rysunki: Yoshiyuki Sadamoto
Wydanie: I zbiorcze
Data wydania: Styczeń 2004
Seria: Neon Genesis Evangelion
Tytuł oryginału: Shin Seiki Evangelion
Rok wydania oryginału: 1995
Wydawca oryginału: Kadokawa Shoten Publishing
Tłumaczenie: Rafał Rzepka
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, obwoluta, grzbiet
Stron: 174
Cena: 16 zł
Wydawnictwo: JPF
WASZA OCENA
9.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
9 /10
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-