baner

Recenzja

Nazdwyczajni #1: Pantofel panny Hofmokl

Yaqza, Yaqza, Yoghurt recenzuje Nadzwyczajni #1: Pantofel panny Hofmokl
Mamy zbadać okoliczności tajemniczego samobójstwa. Dzisiaj rano widziano jak młoda kobieta wyskakuje z balkonu na ulicy Kopernika.
- Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Czyżby to była sprawa dla naszego wydziału?
- Tak. Nie odnaleziono ciała samobójczyni!


Tak właśnie zaczyna się komiks „Nadzwyczajni: Pantofel panny Hofmokl” autorstwa Dennisa Wojdy i Krzysztofa Ostrowskiego. Bohaterami są dwaj detektywi- członkowie Wydziału do Spraw Nadzwyczajnych (ul. Nowy Świat 69, szafa nr 101): nadinspektor Nowakowski i jego asystent Bardziej. Sprawa, która muszą teraz rozwikłać jest co najmniej intrygująca- cóż, w innym wypadku nie przypadła by w udziale właśnie im. W trakcie śledztwa dotyczącego tajemniczego samobójstwa spotkają na swej drodze kilka ciekawych postaci, jak na przykład przemiłą ratowniczkę zajmującą się badaniem czystości wody w warszawskich kanałach czy tytułową pannę Hofmokl, z której balkonu rzuciła się młoda dziewczyna- obiekt śledztwa.
Każdy, kto czytał „Mikropolis” przyzwyczajony jest już zapewne do specyficznego stylu prowadzenia opowieści przez Wojdę. „Pantofel...” jest zbliżony w tej kwestii do innego komiksu Dennisa, tym razem popełnionego, podobnie jak „Mikropolis”, do spółki z Gawronkiewiczem- „Tabula rasa” mianowicie. Zresztą sam „Pantofel...” reklamowany jest jako luźna kontynuacja wspomnianego komiksu. Co więc tu mamy? Poza ciekawą fabułą- specyficzny zabieg wykorzystany przez Wojdę. Oprócz rysunku i słów wprowadził on w pewien sposób do swego komiksu także dźwięk i zapach- każdy kto czytał wspomnianą przez mnie „Tabula rasa” wie o co chodzi, niezorientowanym już wyjaśniam: w niektórych kadrach autor umieścił dodatkowo ramki z tekstami pokroju: „Muzyka: Sen o Warszawie Czesław Niemen” czy „Zapach naftaliny”. Zabieg to nowatorski i przy minimalnym użyciu wyobraźni pozwala lepiej wczuć się w nastrój komiksu i zrozumieć co autor chciał nam przekazać. Przyznam szczerze, że nie spotkałem się wcześniej z czymś takim i piszę to komiksowi Wojdy na wielki plus- to trzeba zobaczyć (poczuć/usłyszeć) samemu.
Innym ciekawym zabiegiem jest zastosowana w komiksie kolorystyka- opiera się ona mianowicie na wykorzystaniu dwóch barw: czerwieni w kilku odmianach (purpura, róż, krwista czerwień) i w szczątkowym stopniu- zieleni. Buduje to specyficzny klimat i tak niezwykłej opowieści.
Często zdarza się, że autorzy komiksów tworząc historie o superbohaterach czy niezwykłych wydarzeniach nie potrafią połączyć tej niesamowitości ze światem, w którym ma ona miejsce. Ostatecznie otrzymujemy komis, w którym główny bohater ani jego przygody w żaden sposób nie przystają do otoczenia- czujemy sztuczność tej koncepcji, drętwotę, brak zgrania. Wtedy taka postać staje się, np.: tylko śmiesznym kolesiem w trykocie, dziwolągiem czy wręcz wariatem biegającym po dachach. Ja zawsze odnosiłem takie wrażenie czytając „Batmany” rysowane prze Toma Lyle’a- jego Nietoperz w żaden sposób nie budził szacunku czy respektu jak ten stworzony chociażby przez Kelley’a Jones’a. W przypadku „Pantofla” dzięki bogu autorom udał się trudny zabieg adaptacji bohaterów do rzeczywistości, w której przyszło im egzystować. Ma na to wpływ z pewnością wspomniana już kolorystyka nasuwająca mi nie wiedzieć czemu skojarzenia ze „Sklepami cynamonowymi” Brunona Schultza (dziwne może wydać się to skojarzenia, ale...to właśnie przychodzi mi na myśl gdy przeglądam „Pantofel...”. Świat jest jakby na wpół zaczerpnięty ze snu- miejsca i tło wydarzeń są realistyczne, ale w jakiś sposób jednocześnie odkształcone, budzące wrażenie sennego majaka...); ponadto także narracja obejmująca podkład muzyczny i zapachy i wreszcie kreska Ostrowskiego. Ta ostatnia jest dla mnie czymś nie podlegającym klasyfikacji- częściowo kojarzy mi się z „Obergeist” (czytaliście, wiecie. Nie czytaliście...to przeczytajcie, bo to dobry komiks jest [No tu się nie do końca zgodzę :)- przyp. Yogh]), ale...nie do końca. Jest jakby bardziej ostra (OSTROwski, hehe), szczegółowa (co widać chociażby na przykładzie teł), raz realistyczna, kiedy indziej powykręcana i nienaturalna, momentami zbliża się do stylu Mignoli wzbogaconego o masę szczegółów....Powiem wprost- podoba mi się, i to bardzo. Ja w ogóle Ostrowskiego lubię, a dzięki temu, co pokazał w „Pantoflu” poszedł w górę w moim prywatnym rankingu rysowników (ta, jakby to kogoś obchodziło...może Ostrowskiego obchodzi? Akurat...).
A wady? Hmmm. Krótki jest ten komiks. No i nie dla każdego- nie wszystkim spodoba się nowatorski i oryginalny sposób prowadzenia historii, sama fabuła i jej finał ani rysunki czy kolorystyka na pierwszy rzut oka sprawiająca wrażenie jakby komuś na album wylał się słoik czerwonej farby. Ale wiecie co? Dla każdego, kto szuka czegoś nowego w komiksie to będzie jak tchnienie świeżego powietrza prosto w płuca. A pamiętajmy, że jest to pierwszy album z zapowiadanej serii „Nadzwyczajni”- tak więc nie raz jeszcze spotkamy się z nadinspektorem Nowakowski i asystentem Bardziejem. Ja będę czekał z niecierpliwością. A ten album ma u mnie ósemkę- ocena w dół za objętość i cenę.


Yoghurt: Gdy po raz pierwszy ujrzałem „Pantofel“ na półeczce w Komikslandii (tak, to jest kryptoreklama :) ) i pobieżnie przeglądnąłem, stwierdziłem, że nie chce mi się wydawać 10 polskich nowych złotych (choć gdy dziś piszę te słowa, jest pierwszy dzień referendum w sprawie UE, kto wie, może za rok będę płacił w innej walucie? taaaa ). Dwa dni później znów wstąpiłem do rzeczonego sklepu komiksowego i znów ręka ma sięgnęła po Nadzwyczajnych. Nie wiedzieć dlaczego, położyłem na ladzie 10 złotych (ha, i tak mam 5 procent zniżki jako stały klient :) ) i zabrałem się za lekturę w wagonie metra...
Teraz wiem, że mój pierwszy osąd komiksu Wojdy i Ostrowskiego był błędny. Rysunek, który wydał mi się na pierwszy rzut oka tragiczny, dopiero bo głębszym wczytaniu i przyjrzeniu się odkrył swoje walory, zaś nietypowa kolorystyka, która mnie odstraszyła teraz stała się jak najbardziej odpowiednia.
O czym opowiada „Pantofel”? Ładnie streścił to Yaqza, ja tylko jeszcze dorzucę parę peanów nad arcyciekawym patentem pozwalającym wczuć się w klimat- przypisy podpowiadające, co w danym momencie grapiszczypachnieśmierdzi w tle. Naprawdę, bardzo prosty zabieg, a jak umilający i budujący jeszcze bardziej wyobraźnię czytelnika. Oklasky (też jestem fanem Halamy :) ).
Cóż jeszcze? Pochwalić muszę Ostrowskiego, który pokazał w końcu, ze rysować umie, a nie przerysowywać (moja uwaga w recenzji „Piekielnych Wizji”) i nie tylko ze strony mediów może liczyć na przydomek „rysownika komiksów”. Przyznać muszę, że ma naprawdę charakterystyczną kreskę, „ciska plansze z zajebistym polotem”, ze zacytuję swego kumpla. Nie wiem, czyim pomysłem- Wojdy czy Ostrowskiego- była zastosowana paleta barw, ale doskonale wpasowuje się zarówno w styl snucia opowieści przez tego pierwszego, jak i w rysunek tego drugiego.
Hmmmm.... pozostaje mi tylko podsumować: za 10 złotych dostajemy bardzo interesującą scenariuszowo jak i graficznie historię, która rozpoczyna jedną z najciekawszych serii (a przynajmniej mam taką nadzieję) autorstwa naszych rodzimych komiksiarzy. Wyłóżcie dychę (albo mniej, jak macie zniżkę ;) ) i czekajcie na kolejny odcinek Nadzwyczajnych, powiadam wam, jest na co. Ode mnie 8/10, bo za szybko mi się czytało i chce się więcej, nieprawdaż?

Opublikowano:



Nadzwyczajni #1: Pantofel panny Hofmokl

Nadzwyczajni #1: Pantofel panny Hofmokl

Scenariusz: Dennis Wojda
Rysunki: Krzysztof 'Ostry' Ostrowski
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2003
Seria: Nadzwyczajni
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 32
Cena: 9,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-