baner

Recenzja

Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon

Yaqza, Yaqza, Yoghurt recenzuje Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon
Zacznę bez owijania w bawełnę- nie jestem znawcą dzieł Jodorowskiego. Nie czytałem „Incala” , a wszelkie o nim informacje zdobyłem z przeróżnych artykułów opiewających wielkość tego komiksu. Nasłuchałem się o jego autorze co niemiara, ale teraz mam wreszcie możliwość odniesienia się do jego twórczości- w łapki wpadła mi „Kasta Metabaronów”- strzeżcie się!
Pierwsze wrażenia- super okładka (wiem, nie ocenia się książki po okładce...ale czasami nie mogę się powstrzymać), niewiele słabsze rysunki w środku (chociaż wydaje mi się, że w „Kwestii czasu” drukowanej w „Komiksie” Gimenez bardziej się popisał).I... to tyle początkowych wrażeń.
Zaczynam czytać.
..Pamiętacie „Pieśń o Rolandzie” ? Hmmm? Zbiłem Was z tropu? Tak, wiem, to cios poniżej pasa- wymagać wiedzy z zakresu szkoły średniej. Ale mimo całej niechęci do systemu szkolnictwa w Polsce coś tam na pewno obiło się Wam o uszy. A dlaczego o tym wspominam? Mały test z języka polskiego? No też, ale głównie dlatego, że „Kasta...” jest do tego dzieła niezwykle podobna. W warstwie literackiej, oczywiście, nie w kwestii realiów. I to od nich może zacznę, tak tytułem wstępu.
Wyobraźcie sobie odległą przyszłość. Tak odległą, ale niewiele się od naszej rzeczywistości różniącą. Kosmos już dawno padł u stóp człowieka a on sam rozpropagował dotychczasowy tryb życia, tyle że na większą skalę- czyli wojny, piractwo, ogólna zawierucha i niepokoje objęły w swe panowanie spore połacie niezmierzonej przestrzeni . Przetrwała oczywiście także instytucja Kościoła, a jakże, a wszystko przypomina nieco średniowieczne imperium- jest nawet para cesarska. Powiedziałbym, że przypomina mi to nieco „Diunę” , tak żeby przybliżyć nieco klimaty.
W tym oto pięknym, radosnym świecie egzystuje pewien niezwykły osobnik- Metabaron. Jak można by go określić w paru słowach? Zastanówmy się...co można powiedzieć o kimś, kto po dniu wypełnionym nieustanną walką stwierdził, cytuję: „Mam dość zabijania. Stało się zbyt łatwe” koniec cytatu- ? Chyba tylko to, że jeżeli zamierzasz wejść mu w drogę powinieneś zaopatrzyć się w podręczną flotę kosmicznych krążowników i spróbować go zajść od tyłu. Najlepiej we śnie albo kiedy jest nieprzytomny. W przeciwnym wypadku masz szanse na przeżycie mniej więcej takie same jak mucha w epicentrum wybuchu bomby atomowej (dla niewtajemniczonych i pozbawionych wyobraźni- szanse muchy wahają się między 0 a -1%). Warto też dodać ( uwaga- notka encyklopedyczna ), że nasz Metawojownik to ludzka broń wykuwana przez pokolenia, z ojca na syna coraz bardziej udoskonalana. I jeszcze jedno- zawsze jest tylko jeden Metawojownik- gdy syn osiągnie odpowiednio wysoki poziom wyszkolenia dochodzi do boju na śmierć i życie między nim a jego ojcem. I- jak to w bojach na śmierć i życie- tylko jeden wychodzi z potyczki cało. Jeżeli uważacie, że znacie jakąś patologiczną rodzinę- zweryfikujcie swoje sądy...A teraz wracamy do fabuły. Ponieważ Metabaron jest bardzo słownym człowiekiem (jeśli obieca, że wyrwie ci serce to napewno to zrobi- to tylko kwestia czasu i wolnego terminu w grafiku) rzucił wszystko w diabły i wrócił do domu (Metabunkra- takie coś w stylu niezdobytej fortecy). Ale nie dane mu było odpocząć- ni stąd, ni zowąd w jego domu pojawia się młoda kobieta (tylko ona jedna wie jak się dostała do Metabunkra- wszyscy inni którzy tego próbowali skończyli jako bliżej niezidentyfikowana ciemna plama na dywanie) która każe naszemu bohaterowi zaopiekować się dzieckiem, z którym przybyła, i wyszkolić go na Metawojownika. A co ciekawe- nasz mistrz nie potrafi dziecka skrzywdzić (mimo najszczerszych chęci i użycia pomocnych narzędzi).
I to tyle o najmłodszym z rodu- teraz dowiemy się nieco o jego przodkach, a wszystko to dzięki opowieści dwóch robotów-sług Metabarona (teraz powinny nasunąć się Wam skojarzenia z Gwiezdną Sagą- i całkiem słusznie), którzy pod nieobecność swego pana opowiadają sobie o historii rodu. Ich obecność wprowadza do historii element humoru ( „Co za napięcie! Moje programy się przegrzewają! Czy mógłbyś mi podać kieliszeczek supersmaru?” ) pozwalający nieco odetchnąć od niezwykle specyficznego klimatu opowieści. Ale o tym za chwilę.
Tematem naszej wycieczki w przeszłość jest Othon- ten, który założył ród Metawojowników. Zanim został wojownikiem i on miał rodzinę- był szczęśliwy u boku żony i syna, cieszył się szacunkiem teścia i świetnie sobie radził w jego kopalni marmuru. Wszystko się zmieniło, gdy odkryto sekret kopalni- olej antygrawitacyjny. Rozgorzała straszliwa walka z której tylko Othon i jego syn wyszli cało...Po niezwykłym boju ze zdradziecką endogwardią cesarską nasi bohaterowie nawiązują kontakt z samą parą cesarską- w zamian za tajemnicę strzeżoną przez tysiąclecia chcą trzech rzeczy- pieniędzy (standardowe żądanie), planety (....to właściwie też...) i....jeszcze jednego, niezwykłego podarunku. I to ten podarunek stanie się przyczyną straszliwej tragedii i zapoczątkowania Kasty Metabaronów. Ale za wiele już powiedziałem...
Nie będę więcej mówił o fabule. Opowiem teraz o klimacie opowieści- niech ten cytat nieco go Wam przybliży: „...i tak oto Othon Von Salza, prapradziad mego pana, wyszukiwał i z nadludzką precyzją znajdował najmniejsze szczeliny w supernowoczesnych zbrojach. Dźgał wrogów maleńką, stalową klingą. Zadał śmierć 1500 endogwardzistom!” .
Nieprawdopodobne? Jak najbardziej. Bo ten komiks przypomina legendy- te stare, niezwykłe, absolutnie odrealnione opowieści o zmaganiach pojedynczego bohatera z całą chmara przeciwników. Opowieść utrzymaną w patetycznym tonie, pełną cierpienia, poświęcenia, krwi i bólu. To jak saga rycerska przeniesiona w odległą przyszłość z dodanymi drobnymi elementami humorystycznymi by kompletnie nie zdołować czytelnika. Wszystko tu opiera się o najprostsze zasady- nie ma złożonych intryg, jest tylko nieustanna walka- o życie, honor, szczęście. I to sztuka odnalezienia się w każdej sytuacji ma duży wpływ na szanse przeżycia. Jest to nieco podobne do opowieści o samurajach- pojedynkach feudalnych panów (głównie ze względu na pewne zapożyczenia, jak np. zbroje), umiejętności poświęcenia swego życia dla wyższego celu, zachowania tajemnicy czy odzyskania honoru. I wreszcie „Kasta...” ma w sobie wiele z opowieści o mistrzach sztuk walki- ich filozofii, ciągłym dążeniu do doskonałości popartym nieustannymi, trwającymi dziesiątki lat treningami...
Uważajcie- tę opowieść trzeba przyjąć sercem, duszą, a nie umysłem. Dla niektórych będzie tylko dziwadłem ze świetną grafiką, zbyt trudnym do zaakceptowania- zwykłym badziewiem. Ale zapewniam, że warto zagłębić się w ten świat. To fakt- jest dziwny. Ale jeżeli poczujesz odpowiedni klimat zrozumiesz na czym polega siła tego albumu. Ten komiks jest inny od wielu innych. I przyznam, że mnie samemu po pierwszym kontakcie nie przypadł do gustu. Ale sięgnąłem po niego jeszcze raz, dałem mu drugą szansę. I wiecie co? Obronił się. Polecam i Wam.


Yoghurt: I tu wcinam się ja- Yoghurt himself. Yaqza jak to ma w zwyczaju wyręczył mnie w dużej mierze z opisywania samej treści komiksu, mnie pozostawiając co najwyżej krótkie dopowiedzenie własnej opinii.
Ujmę to w ten sposób- „Kasta” na początku mnie nie zachwyciła. Po prostu wydawała mi się przeładowaną patetyzmem, przegadaną historią z genialnymi rysunkami. Po kilku podejściach kolejnych, mój stosunek tylko nieco się zmienił. Nadal jest to dla mnie przeładowana patetyzmem, przegadana historia z genialnymi rysunkami, ale zrozumiałem sens tego całego „nadęcia” komiksu. Co prawda kasta skojarzyła mi się bardziej z homeryckimi eposami, niż z Pieśnią o Roladzie...tfu, Rolandzie, niemniej wrażenie jest podobne- wszystkie wcześniej czytane opisy nabierają głębszego sensu, gdy uświadomimy sobie, że te czasem i nawet przegięte w każdą stronę teksty mają właśnie oddawać klimat nierealnych, heroicznych potyczek i nierealnych zdarzeń. Jeśli w ten sposób podejdziemy do „Kasty” , wtedy da się ten komiks nawet lubić, choć i wtedy jest ciężkostrawny (przynajmniej dla mnie). Co się tyczy rysunku- prześwietny, choć miejscami wydaje się niewyraźny- postacie zlewają się w jednolite plamy z powodu słabego nasycenia koloru i cały obraz rozmywa się przed oczami. Poza tym- szkoda że te czasem genialne ilustracje zasłaniane są przydługimi, wiejącymi nudą tekstami :)
Dla kogo jest ten komiks? Dla lubujących się w mitach i heroicznych opowieściach- im się historia w Kaście przedstawiona na pewno spodoba- wszelkie elementy charakterystyczne dla eposów homeryckich oraz legend średniowiecznych występują tu wręcz w nadmiarze :) Inni będą mieli albo mieszane uczucia, albo w ogóle nie polubią Metabaronów- ale o gustach się nie dyskutuje. Ja daję komiksowi najbardziej średnią z możliwych ocen- 5/10. Jak oceni „Kastę” Yaqza- to już od niego samego zależy :)

Opublikowano:



Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon

Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon

Scenariusz: Alexandro Jodorowsky
Rysunki: Juan Gimenez
Wydanie: I
Data wydania: 2002
Seria: Kasta Metabaronów
Tytuł oryginału: Othon le Trisaieul
Rok wydania oryginału: 1992
Wydawca oryginału: Les Humanoides Associes
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 21 x 29 cm
Stron: 64
Cena: 17,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
7.50
Średnia z 2 głosów
TWOJA OCENA
7 /10
Zagłosuj!

Galerie

Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon Kasta Metabaronów #1: Prapradziad Othon

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-