baner

Recenzja

Fathom #2

Yaqza, Yaqza, Yoghurt recenzuje Fathom #2
Sagi ciąg dalszy. Aspen znalazła się w rękach podwodnego ludu, którego intencje są co najmniej enigmatyczne-pewne jest tylko to, iż ich działania prowadza do śmierci i zniszczenia- do czego zmierzają? Czego oczekują od dziewczyny?. Na poszukiwanie młodej pani naukowiec wyrusza Cannon Hawke, emisariusz podwodnej społeczności walczący z odszczepieńcami, którzy porwali dziewczynę. Do swego zadania werbuje Chance’a Callowaya (znanego nam z poprzedniego tomu Jokera) licząc na jego umiejętności pilotażu i chęć rozwikłania piętrzących się zagadek. Jednocześnie pojawiają się reperkusje wcześniej podjętych działań- narasta konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Japonią gdy państwa te oskarżają się wzajemnie o akty agresji zmierzające do wywołania wojny. Jak się okazuje wszystko jest ukartowane przez przywódcę podwodnych banitów- Killiana. Wbrew wszelkim przypuszczeniom działania przez niego prowadzone nie maja charakteru zwykłych akcji zaczepnych- są serią świetnie skoordynowanych działań prowadzących do ściśle określonego celu, celu, który uświęci wszelkie środki...Tymczasem młoda biolożka szkolona jest przez swego nowego mentora- Killiana właśnie- na najpotężniejszą znaną nam broń. Jej ogromny potencjał ma żywotne znaczenie dla całego przedsięwzięcia. Z czasem jej ogromny entuzjazm zastąpiony zostaje przez wątpliwości, gdy powoli zaczyna dostrzegać zarysy planu, do realizacji którego zmierza jej nauczyciel. Wreszcie wszystko wychodzi na jaw- wszystkie ślady, wskazówki, podpowiedzi nabierają nagle pełniejszego, jaśniejszego wyrazu. Ale czy nie jest za późno? Wszystko poszło zgodnie z planem banity... Cóż tu można powiedzieć o drugim tomie "Fathoma"...Wciąż śliczny- rysunki Turnera jak poprzednio rzucają na kolana; niezwykła szczegółowość, masa włożonej w komiks pracy- to wszystko naprawdę widać. Scenariusz za to... niby nie odbiega od tego, co widzieliśmy w poprzedniej części, ale...czegoś mi tu brak ("czegoś mi tu brak" stało się ostatnio moim ulubionym wyrażeniem w recenzjach...). Niby wszystko jest na miejscu, ale to już nie to samo. Może chodzi o to, że tom pierwszy oferował coś odmiennego od tego co dotąd widzieliśmy i dlatego został tak entuzjastycznie przyjęty. W sumie teraz wszystko jest dość standardowe- jedyna sceną, która wywarła na mnie większe wrażenie było przedstawienie rozmów miedzy ambasadorami Stanów a Japonii zilustrowane podjętymi jednocześnie setki kilometrów dalej działaniami zbrojnymi. Poza tym jest dość standardowo- scenariusz nie zaskakuje (narracja wciąż prowadzona jest w każdym rozdziale przez inną osobę- to liczę na plus komiksu)- pościgi, siekanka, strzelaniny, mordobicia i wielki straszny Zły Pan z planem podbicia świata...
Niestety- drugi tom „Fathoma” mnie rozczarował. Nie czułem już tego dreszczyku przygody, napięcia towarzyszącego czytaniu pierwszej części mimo iż rysunki wciąż cieszą oko- ale, mocium panie, szata graficzna to nie wszystko... Bez rewelacji.

>>>Yoghurt:I znów dołączę się ja. Yaqza kurde opisał niemal wszystko, ale sobie nie odpuszczę :) Co nasuwa mi się na myśl, gdy przypominam sobie Fathoma #2? (którego czytałem jakieś 2 miesiące temu). Piękne rysunki, słabiuśki scenariusz- te dwa krótkie wyrażenia. Jest jedno ale- w pierwszym tomie rysunek mnie zachwycił, w drugim już, nie wiem z jakiego powodu, już nie. Może to kwestia „braku zaskoczenia”, może doszedłem do wniosku, że Turner to po prostu efekciarz, może zatęskniłem do kolorowania ręcznego po przeczytaniu kolejnego tomu „Kasty Metabaronów” (recka już wkrótce :)) zaś kolor komputerowy mi nieco obrzydł? Któż to wie? Ja nie. Niemniej trzeba przyznać - Turner ma talent, ale marnuje się przy tak "średnich" komiksach jak Fathom.
Co się zaś tyczy moich biadoleń nad scenariuszem- pierwszy tom nawet mnie zainteresował. Zadawałem sobie pytanie: Cholera, o co tu chodzi? Co to za faceci w dziwacznych pancerzach? Jednak w dwójce okazało się, że całkiem dobrze zapowiadająca się powieść zmieniła się w nieco kulejące pod względem logicznym SF. Widziałem co prawda gorsze scenariusze, ale niestety- lepsze także. O wiele lepsze. W przypadku Fathoma największą bolączką scenariusza jest to, że brak mu spójności i czasem czytelnik ma problem ze zrozumieniem o co właściwie scenarzyście chodziło i kto jest z kim. Gdyby nie ten drobny na siłę zapętlony script, komiks byłby do przełknięcia bez większych problemów jako klasyczne czytadło w środkach komunikacji miejskiej lub przy obiedzie. A tak- cóż, jego ocena nieco musi spaść...

Opublikowano:



Fathom #2

Fathom #2

Scenariusz: Michael Turner, Bill O'Neil
Rysunki: Michael Turner
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2002
Seria: Fathom
Tytuł oryginału: Fathom
Rok wydania oryginału: 1998
Wydawca oryginału: Top Cow
Tłumaczenie: Adam Biały
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17 x 26 cm
Stron: 96
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-