baner

Recenzja

Fathom #1

Yaqza, Yaqza recenzuje Fathom #1
Co my tu mamy? Nowy komiks z Mandragory? A jaki? Fathom? Hmm...coś o tym słyszałem. A kto jest jego autorem? Michael Turner? Ten od Tomb Raider/Witchblade? No, no, no...
Przyznam szczerze, że miałem tego komiksu nie kupować. Spodziewałem się prostackiej historyjki okraszonej kolorowymi do przesady rysunkami. Niech na korzyść Fathom przemówi fakt, że to właśnie rysunki zwróciły moją uwagę i przyczyniły się do zakupu albumu. Właściwie nie powinienem zaczynać w ten sposób recenzji, ale co tam - czas przełamać reguły: strona graficzna jest naprawdę piekielnie dopracowana - na poszczególnych kadrach można znaleźć masę (naprawdę masę) cieszących oko szczegółów, postaci bohaterów są świetnie narysowane (chociaż główna bohaterka to oczywiście kawał niesamowitej szprychy....yyy...to jest, pięknej kobiety, oczywiście...- taki amerykański standard) - kiedy zobaczyłem admirała Maylandera, prawie spadłem z krzesła - uwierzcie mi, rysunki w tym komiksie to naprawdę potęga! Teraz uspokójmy się nieco (czas obniżyć ciśnienie) i przejdźmy do warstwy fabularnej. Historia wygląda następująco: 16 lipca 1984 roku do portu w San Diego zawinął liniowiec Paradise - nie byłoby w tym fakcie nic niezwykłego, gdyby nie to, że statek ten zaginął 10 lat wcześniej i był uznawany za zatopiony. Zaraz po przybyciu okrętu do akcji wkroczyło wojsko mające najwyraźniej interes w rozwiązaniu zagadki zaginionego liniowca. Jedną z pasażerek statku jest mała dziewczynka, Aspen - główna bohaterka naszej opowieści. Kilkanaście lat później ponownie się z nią spotykamy: z dziewczynki wyrosła piękna kobieta rozmiłowana w żywiole wody. Aspen jest biologiem morskim, i to bardzo dobrym - dlatego właśnie ma pracować w GSO - Głębinowej Stacji Odkrywczej. I to tam właśnie natknie się na tajemniczy, badany od lat obiekt i na przedstawiciela dziwnej nacji zamieszkującej głębię oceanu. W tym momencie mamy do czynienia z klimatem rodem z Kuli, a to dopiero początek. Sytuacja rozkręca się, gdy torpeda wystrzelona przez młodego pilota uderza w stację. Nie mogę więcej zdradzić, by nie zepsuć zabawy, powiem tylko, że sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana niż można na początku sądzić, tajemnica goni tajemnicę i tak naprawdę nie wiadomo kto jakie ma zamiary. Wszystko to jest bardzo sprawnie napisane, każdy z epizodów (jest ich cztery) ma innego narratora, portrety psychologiczne bohaterów są bardzo ciekawe (wspomniany wcześniej pilot, były chłopak Aspen czy japoński mediator mogą być tego przykładem), tak jak i cała plejada postaci drugoplanowych. Warto zwrócić uwagę na kadrowanie - to kawał naprawdę profesjonalnej roboty: tak poszczególne kadry, jak i ich kompozycja na planszy. Ten komiks naprawdę świetnie się czyta - nie jest to może Transmetropolitan czy Kaznodzieja, ale nie każdy komiks musi być dziełem sztuki. Fathom to po prostu kawał naprawdę niesamowicie rzetelnej roboty. Polecam ten album, a sam wyczekuję już na kolejny numer.

Opublikowano:



Fathom #1

Fathom #1

Scenariusz: Michael Turner, Bill O'Neil
Rysunki: Michael Turner
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2002
Seria: Fathom
Tytuł oryginału: Fathom
Rok wydania oryginału: 1998
Wydawca oryginału: Top Cow
Tłumaczenie: Adam Biały
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17 x 26 cm
Stron: 96
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-