baner

Recenzja

Cygan #6: Aztecki śmiech

Yoghurt, Yaqza, Yaqza recenzuje Cygan #6: Aztecki śmiech
Żeby tak sie zastanowić dobrze, kto potrafi naprawdę w pytke rysować płeć piękną w komiksach, wybór nie byłby wcale taki prosty. Ale zawsze, po odrzuceniu innych nominacji, na placu boju zostają dwaj goście, którzy w obrazowaniu postaci kobiecych osiągnęli niemalże perfekcję: Marini i Urushihara. Obaj odnieśli sukces na rynku właśnie dzięki naprawdę niesamowitej kresce, kształtującej miłe dla oka i duszy kształty i obaj nadal robią to tak dobrze, że bez problemu się z tego utrzymują. Różni ich tylko fakt, że Marini, jakby na to nie patrzeć, rysuje historie nieco ambitniejsze i nie wszystkie wątki fabularne prowadzą tylko do tego, by któraś z bohaterek ukazała swoje niewątpliwe wdzięki.
„Cygan” to chyba najlepsza seria tegoż znakomitego rysownika- mimo że niesamowicie zagmatwanej fabuły nigdy nie miała, to jednak scenariusze poszczególnych odcinków trzymają się kupy, nie mają potknięć i posiadają zawsze parę fajnych zabiegów, które fabułę nieco rozkręcają i zwracają na różne tory. Szósty album o przygodach najlepszego kierowcy ciężarowego na międzykontynentalnej autostradzie PA3K- Cagoja nie zmienia zupełnie przyjętej koncepcji konstruowania opowieści- mocny, choć nie zdradzający za dużo początek, wprowadzenie naszego głównego gieroja i dalej już doskonale wiemy, że atrakcji na pewno nie zabraknie. A jakie to będą atrakcje!

Tym razem Cygan zmierzy się z tajemniczą chorobą wprost z Andów, zwaną Azteckim Śmiechem- choroba ta jest śmiertelna dla mężczyzn i groźna dla kobiet, ale jeśli byłby to po prostu zwykły mór w stylu dżumy, nie byłoby to nic nadzwyczajnego- Aztecki Śmiech swą nazwę zawdzięcza dość makabrycznemu wyrazowi twarzy zarażonego, który dostaje ataków szału nim umrze (w przypadku płci brzydszej) lub choroba go opuści (kobiety jak zwykle u Mariniego uprzywilejowane). Lecz oczywistym jest, że andyjskie choróbsko w kolejnych odmianach nie mutuje samo- ktoś mu w tym pomaga. A nasz biedny Cagoj po prostu musi wpakować się całkowicie przypadkiem w kłopoty, choć nie ma ze sprawą nic wspólnego, bo wiezie zupki, kaszki, pieluszki i resztę oporządzenia dla dzieciarni gdzieś za łańcuchem górskim. Po prostu nie były sobą, gdyby nie wlazł w sam środek rozgrywki pomiędzy kryminalistami a korporacją transportującą leki na przeklętą chorobę.

Cóż, ten odcinek przypomina nam jednego ze starych znajomych z pierwszych tomów a poza tym jak w każdym epizodzie i w tym znajdziemy mały wkręt dotyczący bestsellera napisanego przez siostrzyczkę Cygana. Jest to czytadło tak popularne, że tym razem mamy okazję zobaczyć nawet jej...piracką kopię. Cóż, ja na takim stadionie X-lecia pirackich książek nie za dużo widziałem (w sumie: zero, ale może za słabo szukałem) a w takiej odludnej wiosce gdzieś w górach mają- a mówią że tylko Polak potrafi. No, ale mniejsza o to- należy wspomnieć o najlepszym elemencie każdego komiksu, a w opowieści o truckerze szczególnie- o kobietach, do których nasz heros ma naprawdę szczęście. Ilość lgnących do niego bóstw przekracza wszelkie granice przyzwoitości, a występujące tym razem i widziane już na okładce blond włose nadobne dziewczę nie wyłamuje się z konwencji partnerek (w pracy i w czasie relaksu czynnego) Cagoja. Miłośnicy tzw. momentów nie będą zawiedzeni, już ich mogę zapewnić (o ile mieli jakiekolwiek wątpliwości...)

Jak w wielkim skrócie ocenić #6 Cygana? Trzyma poziom poprzednich, a ten poziom jest niezmiennie bardzo dobry. Bez rewelacji, bo ten komiks nie ma dostarczać nam setki filozoficznych pytań, pogmatwanej jak polskie prawo karne fabuły i innych tego typu atrakcji. To twór całkowicie służący rozrywce, i spełnia swoją rolę znakomicie.
A dam mu 7- osiem to ocena zarezerwowana dla rzeczy już naprawdę dobrych, siódemka to zaś odpowiednik takiego szkolnego 4+


Yaqza: No, tym razem Yaqza wali prosto z mostu- jak...no, w sumie nie wiem kto wali prosto z mostu, może trucker? Ale zaczynamy już, bez żadnych poślizgów!

Rysunki Mariniego jak zwykle na poziomie- tła malowane ręką tego artysty niejednego początkującego rysownika przyprawić mogą o atak depresji- jeśli Marini bierze na warsztat mroczne miasto opanowane przez szaleńców, to z jego rysunków będzie biła atmosfera zagrożenia i wszechogarniającej paranoi- krótko mówiąc bez względu na klimaty potrafi on świetnie się w nie „wstrzelić”. Dodajmy do tego specyficzną dynamikę zawartą w malowanych jego ręką kadrach- kojarzącą się z „Akirą” (co dziwić nie powinno biorąc pod uwagę fakt że twórca ten znał „Akirę” na pamięć...). Z drugiej strony denerwować zaczyna mnie już ta jego maniera do rysowania utartych schematycznie bohaterów- śliczne, długowłose brunetki, postawni czarnowłosi mężczyźni...No i nieco przesadza z wyidealizowaniem przedstawionych w komiksie postaci- jeśli na warsztat bierze dziewczynę to musowo wyposaży ją w atrybuty jakich pozazdrościłyby jej króliczki Playboy’a- uwierzcie mi, po pewnym czasie zaczyna to już człowieka denerwować.


Scenariusz do najoryginalniejszych nie należy- delikatnie powiedziawszy. Właściwie to mógłbym go uznać nawet za banalny, oklepany, naiwny i mało zaskakujący, a zwroty akcji wprowadzane co rusz przez Smolderena za nieoryginalne, przewidywalne i ogólnie rzecz biorąc- zbyt naiwne by stopniować napięcie- czyli za scenariusz minus, i to spory. Totalnym rozczarowaniem jest dla mnie zakończenie opowieści- a mogło być tak fajnie...Zresztą cały scenariusz od początku do końca trąci nieco myszką- można by spodziewać się większej dozy samodzielności od tego twórcy, nie tylko korzystania z oklepanych schematów.

Cygan- Aztecki śmiech” jest typowym komiksem akcji, skierowanym do czytelnika który nie wymaga zbyt ambitnej rozrywki od „kolorowych zeszytów”. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja- wszystko podane w piekielnie atrakcyjnej oprawie graficznej, z masa żywych kolorków i nie zmuszające czytelnika do wysiłku intelektualnego. Wszystko ok., ale moim skromnym zdaniem to nieco za mało- wiem, ze i na takie tytuły jest zapotrzebowanie, ale prawdę mówiąc należy postarać się o jeszcze kilka atrakcji by w obecne sytuacji sprzedać komiks. Ode mnie...6. Za rysunki Mariniego. I w sumie za nic więcej.

Opublikowano:



Cygan #6: Aztecki śmiech

Cygan #6: Aztecki śmiech

Scenariusz: Thierry Smolderen
Rysunki: Enrico Marini
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2003
Seria: Cygan
Tytuł oryginału: Le Rire Azteque
Rok wydania oryginału: 2002
Wydawca oryginału: Dargaud
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 21x29 cm
Stron: 56
Cena: 17,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
7.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Cygan #6: Aztecki śmiech Cygan #6: Aztecki śmiech Cygan #6: Aztecki śmiech

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-