baner

Komiks i Okolice

''Blood Will Tell'' - recenzja gry

Grzegorz "Yaqza" Ciecieląg
     Za każdym razem, gdy wydaje mi się, iż w moim życiu brakuje pewnej dozy szczęścia, w sukurs przychodzą mi tacy bohaterowie jak Hyakkimaru, dzielny samuraj, wojownik, mistrz miecza, bojownik o sprawiedliwość...pozbawiony 48 elementów swego ciała. To dopiero niefart.

     Osamu Tezuka jest jednym z tych twórców, którzy na stałe zapisali się w historii komiksu.
Jego dzieła- jak np. znane i w Polsce Metropolis - po dziś dzień wywołują zachwyt u czytelników. Zresztą, nie można się temu dziwić,wziąwszy pod uwagę styl Tezuki, żywy, porywający czytelnika ze sobą, zabierający go do innego, magicznego świata, nie pozbawionego ani humoru, ani trosk.

    „Dororo”, na podstawie której to mangi powstała opisywana właśnie gra, to opowieść, której bohaterem jest tytułowy młodzian, zajmujący się drugim najstarszym zawodem świata – złodziejstwem. W wędrówce towarzyszy mu wspomniany na wstępie Hyakkimaru.
W naszej sytuacji role się jednak odwracają – to”Hyakki”, jak go nazywa Dororo, odgrywa pierwszoplanową rolę w grze Segi Blood Will Tell na konsolę PlayStation 2.

    Hyakkimaru jako dziecko nieszczęśliwie wydany został przez ojca na pastwę 48 trzymających w garści Japonię demonów – wszystko wedle planu ciemnych mocy , chcących wyeliminować jedyną przeszkodę stojącą im na drodze do zbudowania w świecie ludzi królestwa Demonów.



"Niehonorowo"?! Jak to, "niehonorowo"?!


Koniec końców ojciec naszego bohatera w akcie heroizmu wyrwał z łap stworów swego jedynego potomka i umknął. Okaleczony na wszelkie możliwe sposoby chłopiec trafia wreszcie do chirurga, który roztacza nad Hyakkimaru woal opieki Gdy okazuje się, iż pozbawione mowy, sprawiające wrażenie beznadziejnego przypadku dziecię potrafi kontaktować się telepatycznie, chirurg postanawia dać mu wszystko to, co ukradły demony – i odbudowuje ciało dziecka używając swych umiejętności.

    Po osiągnięciu dojrzałości, Hyakkimaru wyrusza z misją odebrania Demonom tego, co należało kiedyś do niego. I w tym właśnie momencie nieświadomi niczego twórcy oddali bohatera w ręce nas, graczy - przed nami długa droga, na niej zaś 48 silnych Demonów (Fiends), które tylko czekają aż podejmiemy z nimi walkę, i hordy ich sług.

    „Blood Will Tell” jest chodzoną siekaniną z elementami przygodowymi – zarysowanymi delikatnie, ale ubarwiającymi rozgrywkę.
Na swej drodze spotkamy spustoszone wsie, wystraszonych i wygłodniałych wieśniaków; zwiedzimy bambusowe gaje i pustkowia, na których trudno o żywego człowieka; natkniemy się na domorosłych przywódców politycznych dążących do zjednoczenia pod swym sztandarem całego kraju i przebiegłe demony żyjące niezauważenie wśród ludzi – atrakcji nie zabraknie, z pewnością też na monotonię nie będziemy narzekać.

    U boku Hyakkimaru dzielnie (raz mniej, raz bardziej) kroczyć będzie Dororo, Największy Złodziej Świata. Czasami to bezpośrednio nim przyjdzie nam sterować – z racji swej profesji mały pyskacz przydatny będzie w misjach zmuszających gracza do minimalnie bardziej intelektualnego podejścia do rozgrywki. Jak się nie ma w barach, to trzeba mieć gdzie indziej.



Pamiętaj synu, czasie niepogody nigdy nie zakładaj ciężkiej metalowej zbroi


Hyakkimaru wyposażony został przez swego przybranego ojca w kilka niezwykle efektownych i efektywnych gadżetów, które pomóc mu miały w wędrówce.

    Jako że większość ciała jest sztuczna, chirurg przebiegle umieścił w nim kilka rodzajów broni – w przedramionach skrywają się ostre jak brzytwa ostrza (używane naprzemiennie z mieczem gdy przedramiona są...na swoim miejscu), w barku czyha karabin maszynowy, zaś w kolanie...granatnik. Mimo dość groteskowo umiejscowionego arsenału zapewniam, że wszystko sprawdza się prima sort. Nie ma to jak przyklęknąć i ostrzelać przeciwnika który sądził, iż wiążemy sandały.
Nasi bohaterowie, gdy walczą wręcz, potrafią wykonywać kilka rodzajów ataku – kolejne elementy combosów poznajemy w trakcie wędrówki i rozwoju swojej broni – gdyż to ona przede wszystkim „levelupuje”. Dodatkowo istnieją różne rodzaje mieczy, których używa Hyakkimaru (u Dororo będą to różnej maści przedmioty do rzucania – noże umożliwiające wspinaczkę, bomby, kamienie itp.) – każdy ma inne właściwości, np. chroni częściowo przed ogniem lub trucizną. Szkoda że bronie nie różnią się szczególnie wyglądem – czasami jedyną różnicą jest delikatna aura spowijająca ostrze. I nie, nie chodzi mi o miecz świetlny.

Dodatkowo, po naładowaniu paska „Spirit” Hykkimaru może wykonywać specjalne ataki – np. szaleńcze wirowanie z obnażonymi ostrzami, rażące wszystkich dookoła. Oczywiście z czasem zyskujemy kolejne sposoby demolowania skupisk wrogów, pozwalające tym efektywniej pozbywać się hord nieświadomych niczego stworów.

    Podział obowiązków, jak już wspomniałem, jest dość oczywisty – Hyakkimaru wyrzyna przeciwników i pacyfikuje teren, Dororo przemyka, śledzi, atakuje z dystansu, jeśli już musi. Idealnie sprawdziliby się w ustroju totalitarnym, w grze idzie im równie dobrze. Na upartego można wykorzystać Dororo do walk, zadanie jednak do najłatwiejszych nie należy.

    Ponieważ walka z bliska jest bardziej wymagająca, samuraj musi się rozwijać - coraz to nowi przeciwnicy wymagają większej biegłości we władaniu ostrzem. Wspominałem już o rozwoju broni, ale to nie koniec - bohater , po każdorazowym pokonaniu jednego z głównych bossów odzyskuje części ciała. Wiąże się z tym jeden z najbardziej kręcących patentów gry – bo cóż jest wspanialszego, niż ujrzenie świata w kolorze po odzyskaniu oka? Lub możliwość nabrania szaleńczej prędkości biegu, po odzyskaniu nogi? Z każdym kolejnym zwycięstwem nasze możliwości i umiejętności rosną – podwyższają się statystyki, pojawiają nowe opcje (np. zapamiętywanie liczby zabitych potworów). Oryginalne i niezwykle wciągające zadanie, a że hmmm...”elementów” do odzyskania jest 48....dopowiedzcie sobie sami.

    Gra podzielona jest na rozdziały, w każdym z nich zaś uczestniczymy w innej opowieści – choć ciąg wydarzeń zostaje zachowany, nie są one kompletnie od siebie oderwane i fabuła rozwija się łącząc epizody ze sobą.
W każdym z takowych rozdziałów mamy możliwość pokonania kilku bossów- niektórzy należą do ”regulaminowych”, inni wymagają powtórnego odwiedzenia levelu lub użycia specjalnej broni, która uzyskujemy później. W każdym momencie mamy możliwość wglądu w statystyki rozdziału, w których możemy sprawdzić, ilu szefów do zdemolowania nam jeszcze zostało.
Kiedy już przy owych bossach jesteśmy – stanowią oni najbardziej wymagający element gry, czasami trzeba się nieźle napocić, by takowego adwersarza zatłuc.     Trzeba być cały praktycznie czas w ruchu, gdyż przeciwnik nas nie oszczędza, a dysponując kilkoma rodzajami ataków nie daje chwili wytchnienia. Pomagający w starciach Dororo nie raz zginie przez naszą nieostrożność – to on najczęściej ląduje blisko głównego przeciwnika (ponieważ go tam posyłamy...), podczas gdy rozsądny gracz umyka gdzie pieprz rośnie, unikajać puszczonego właśnie samopas tajfunu...

    Samemu złodziejaszkowi w trakcje rozgrywki można wydawać różne polecenia – np. „atakuj”, „zbieraj przedmioty” czy „szukaj tego, co ukryte”. Ta ostatnia opcja pozwala odnaleźć obszary, gdzie skrywa się boss, choć po powtórnym nawiedzeniu levelu (wszystkie potwory klną siarczyście pod nosem przygotowując się do poszatkowania) dzięki mapie wiemy, gdzie zakopał się Wielki Zły Przeciwnik.
Na gracza czekają także dodatkowe smaczki, jak np. encyklopedia przeciwników czy dodatkowe tryby.



Na kogo wypadnie, na tego bęc


    Gra wciąga – bez dwóch zdań. Opowieści mają ciężkawy klimat, czego można się spodziewać po historii o pierwszym androidzie ludzkości...Klimat bywa przytłaczający, a widok spustoszenia, śmierci i grasujących potworów nie wywołuje uśmiechu na twarzy. „Blood Will Tell” to wizja pełna trupów, nędzy, brudu, rozpaczy, niewdzięczności i szaleństwa – a i tak wchłania przeciwnika bez litości. Z pewnością gra zawdzięcza to systemowi walki – combosy wywołują uśmiech na twarzy, z przyjemnością wymachuje się mieczami między kilkoma przeciwnikami naraz – z pełną świadomością celowości owych uderzeń, i ich skuteczności. Wybijanie przeciwnika w powietrze i sprowadzający go chwilę później na twardy grunt pod postacią płonącej kuli wywołuje na twarzy wyraz niekłamanego zadowolenia.

    Oprawa dźwiękowa to zbiór niepokojących melodii, nienajgorzej podłożonych głosów i odgłosów walki, łącznie z okrzykami bojowymi i różnej maści pojękiwaniami. Wszystko wzięte razem ładnie buduje klimat, najmocniej oczywiście ścieżka dźwiękowa. Nie jest wybitnie, ale rzekłbym, co najmniej dobrze. Cały czas miałem wrażenie, że lada chwila natknę się na masowy grób., a to chyba o czymś świadczy.

    „Blood Will Tell” nie jest jednak pozbawiona wad – grafika z całą pewnością nie należy do czołówki osiągnięć na PS2 – otoczenie jest ziarniste, modele postaci niezbyt skomplikowane (za to w przerywnikach, robionych co ciekawe w real-time’ie wszystko wygląda tip-top), otoczenie jest umownie trójwymiarowe (gdyż nie można wskoczyć na dach chaty – uniemożliwia to niewidzialny mur), kamera przyprawia o obłęd (trzeba ją ustawiać ręcznie, co wywołuje zgrzytanie zębów i niekiedy totalną dezorientację), pewne odcinki gry są też powalając łatwe...Hyakkimaru na dodatek podczas przerywników porusza się jak...panienka, oglądanie go to niezły ubaw, choć chód takowy nie przystoi do dzielnego samuraja.

    Mimo sporych wad gra się świetnie – chyba ze względu na klimat, dość bogatą otoczkę fabularną, oraz podział na rozdziały – cały czas mamy do dyspozycji nowe opowieści do zgłębienia i nowa galerię postaci do poznania/zarżnięcia...
Gra wybija się ponad średnią, ale nie należy spodziewać się po niej fajerwerków – od strony technicznej to przeciętniak. Oferujący jednak sporo ciekawych i kręcących rozwiązań, godnych zapoznania się z nimi.

Klikaj tutaj by zobaczyć galerię screenów z gry.


Grę do recenzji udostępnił wydawca Blood Will Tell na rynku polskim, firma CD Projekt.

Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-