baner

Recenzja

Jason vs Rekin

Przemysław Pawełek recenzuje The Meg
6/10
Jason vs Rekin
6/10
Są takie nurty w kinie, które nieco wymykają się zwykłej, obiektywnej ocenie, a przynajmniej tak jest wśród fanów. Kino kopane z Hong Kongu nie musi mieć sensownej fabuły, scenografia może być z dykty, a wąsy mogą być dorysowane bohaterom markerem. To nie ważne, bo liczy się, jak się kopią. Nieco podobnie sprawa ma się z filmami o rekinach. To w zasadzie samodzielna podkategoria, gdzieś na styku kina katastroficznego i monster movie, od czasu "Szczęk" rządząca się własnymi prawami i mająca własnych, wiernych fanów, choć dla reszty widowni często mało strawna. "The Meg" to właśnie jedna z tych produkcji.

Oto grupa naukowców niechcący wywabia z dna oceanicznego rowu tektonicznego megalodona. Ten gatunek rekinów-olbrzymów uważano dotąd za wymarły, więc zagrożenie miesza się tu z fascynacją i ciekawością, a jak to w takich opowieściach bywa - im bliżej finału, tym więcej przerośnięta ryba dostarczać będzie emocji. Jedynym ratunkiem pozostaje podwodny ratownik, grany przez Jasona Stathama. Rozpoczyna się nietypowy pojedynek - cyfrowo generowany wymarły rekin kontra pan po pięćdziesiątce, który unika pomocy kaskaderów i wygląda lepiej od większości dwudziestolatków.

"The Meg" ma pewne spore mankamenty, ale ma też pewien urok, który docenią fani. Filmowcy mieli jasną wizję - chodziło o konfrontację Stathama z rybą, bez silenia się na większą filozofię. Cel został osiągnięty - aktor daje z siebie dużo, specjaliści od efektów specjalnych nie zawiedli, da się w tym filmie wyczuć pewien autodystans, kilka scen jest naprawdę mocnych.

Jednocześnie czuć, że pójście w stronę blockbustera odbiło się filmowi czkawką. Jak na obraz o rekinie zżerającym kolejnych ludzi - wyjątkowo łagodnie operowano tu przemocą, stawiając na rating wiekowy od 13 lat. Film jest też zwyczajnie za długi - choć kolejne sceny z megalodonem potrafią zbudować napięcie, to pomiędzy nimi napchano sporo waty, gdy bohaterowie sobie gadają, choć i tak nie do końca uzasadnia to ich postępowanie, a napięcie po prostu siada. Film zyskuje jednak nieco z czasem, bo im bliżej finału, tym mniej pogaduszek, a więcej akcji. Warto też dodać, że edycja Blu Rayowa wzbogacona jest o przyzwoite dodatki zza kulis produkcji, gdzie filmowcy nie opowiadają nam jeszcze raz tego, co już widzieliśmy, a ciekawie tłumaczą, jak film powstawał.

Po co jednak zacząłem od tego przydługiego wstępu? By nieco lepiej osadzić perspektywę. W zasadzie tytułu tej recenzji mówi wszystko, co przynajmniej ja potrzebowałem wiedzieć, by po ten film sięgnąć. Fani rekinów dostaną morderczego rekina. Fani Stathama - dostaną Stathama. Są efekty, parę mocnych scen, bo przecież o to w takich filmach chodzi, całość jednak nieco zbyt mocno napompowano, by długość filmu dobiła do niemal dwóch godzin. Kinomanów czeka tu raczej zawód, ale fani kina rekiniego i akcyjniaków z Jasonem - być może nie będą mieli pełni satysfakcji, ale też nie powinni tej pozycji odpuszczać, bo dostaną to, czego oczekiwali. Ani trochę więcej, ani trochę mniej.

Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia

Opublikowano:



The Meg

The Meg

Scenariusz: Dean Georgaris, Erich Hoeber, Jon Hoeber
Premiera: Grudzień 2018
Oprawa: DVD, Blue ray
Wydawnictwo: Galapagos
  • Reżyser: Jon Turteltaub
  • WASZA OCENA
    Brak głosów...
    TWOJA OCENA
    Zagłosuj!

    Galerie

    Jason vs Rekin

    Komentarze

    -Jeszcze nie ma komentarzy-