baner

Komiks i Okolice

''Spiderman 2''- recenzja filmu

Yoghurt
Chyba tylko ktoś, kto przesiedział ostatnie kilka lat w okolicach Saturna mógł ominąć boom na ekranizacje komiksów, które dosłownie wysypały się i nadal wysypują w kinach w ilościach wręcz zawrotnych. Dla tej mody na filmowanie historii obrazkowych najbardziej przysłużył się Spider-Man, który przetarł w 2002 roku szlak dla kolejnych dzieł opartych na komiksach, zarabiając zawrotną sumę pieniędzy i stając się filmem z najlepszym otwarciem w dziejach (ponad 100 mln dolarów w weekend premierowy). Czy był aż tak genialny? Czy powalał złożonością fabuły i zagmatwanym scenariuszem? Nie. Był to tak naprawdę mało wymagający, czysto rozrywkowy filmik. Ale doskonała reżyseria Sama Raimiego (wcześniej znanego jako reżysera kultowej trylogii Evil Dead) i prześwietne efekty specjalne zatuszowały braki i przyciągnęły do kina masę ludzi. W tym mnie.
To, że druga część powstanie, stało się oczywiste dla producentów zanim jeszcze pierwsza część weszła na ekrany, a masa zielonych banknotów, spływająca na ich konta tylko utwierdziła ich w przekonaniu, że z tym samym reżyserem i tą samą obsadą trzeba nakręcić sequel zgodnie z odwiecznymi prawidłami: to samo co w poprzedniku dwa razy szybciej, mocniej i efektowniej.

I od razu powiem- Spider drugi nie odstaje nawet na mikrometr od ustalonych praw „kolejnych części”. Lecz, co ciekawsze, łamie jedną z zasad sequeli. Którą? „Druga cześć jest zawsze gorsza”. Otóż nie- w tym wypadku i w mojej skromnej ocenie- Pająk w drugiej części jest lepszy od tego z pierwszej. Nie, nie oznacza to, ze film jest wiekopomnym arcydziełem- po prostu „jedynka” potrafiła bardzo często przynudzać i poza ciekawym wprowadzeniem oraz świetnymi efektami nie oferowała nic pamiętnego. Spider-Man 2 zaś po pierwsze- jest ciekawszy, po drugie- zabawniejszy, po trzecie- rozrywki jest w nim odpowiednio więcej.

Początek jest jak najbardziej obiecujący- streszczenie tego, co widzieliśmy w poprzedniej części w postaci... planszy komiksowych autorstwa Alexa Rossa. Rysunki przeplatane są oczywiście obowiązkową listą płac, zaś w tle leci miła dla ucha muzyczka, po czym... Widzimy Petera Parkera jako wiecznie zabieganego roznosiciela Pizzy, który niestety, z powodu swego „drugiego zajęcia” nie jest w stanie wywiązywać się ze swych obowiązków. Jedzenie nie jest dostarczane na czas, nauka na uniwersytecie schodzi na dalszy plan, zaś ukochana Parkera- Mary Jane, ma dość czekania na swego (niedoszłego) wybranka i postanawia związać się z kimś innym. A żeby było jeszcze ciekawiej- pajęcze moce Petera zaczynają powoli znikać. Tak frapująca sytuacja powoduje, że chłopak postanawia zakończyć swa karierę Spider-Mana, która cały czas przynosi mu więcej kłopotów niż radości. Kostium Pajęczarza ląduje w śmieciach, zaś Parker powraca do tradycyjnego stylu życia nastolatka. Do czasu jednak, gdyż w Nowym Jorku zaczyna grasować Doktor Octopus (pieszczotliwie zwany Doc Ockiem), który wskutek nieudanego eksperymentu (którego świadkiem był także Parker) ze spokojnego naukowca Otto Octaviusa zamienił się w szaleńca z czterema mechanicznymi mackami na plecach...

Spider-Man 2 stara się ukazać bohatera jako człowieka z takimi samymi problemami jak „statystyczny John Doe”, który ze swymi mocami i obowiązkami ma czasem więcej kłopotów niż korzyści. Czasem ten wizerunek udaje się zobrazować (początek filmu i wspominane rozwożenie pizzy), czasem jednak gra Tobeya Maguire, którego sztandarową mina są tak zwane „psie oczka” bardziej śmieszy i żenuje, niż budzi dla Pająka współczucie. Sam wątek „cywilny” w filmie jest nierówny- raz mamy świetne sekwencje (jak ta z wyrzuceniem stroju do kosza, co jest niemal kopią kadru komiksowego z odcinka Spider-Man No More), by zaraz potem przejść do melodramatu klasy B (nieudolne i zakręcone jak baranie rogi umizgi Mary Jane i Parkera). W oddaniu odpowiednich nastrojów przeszkadza bardzo aktorstwo- napomknięty już drewniany Maguire, wtórująca mu nieciekawą grą Kirsten Dunst (która, swoją drogą, do najurodziwszych nie należy)... Tylko Alfred Molina, kreując fenomenalnego wręcz Octopusa, pokazuje reszcie ekipy, na czym polega praca aktora. Dock Ock w jego wykonaniu jest wręcz idealny- osobnik obsesyjnie dążący do celu, któremu widz jednak współczuje. To jedna z dwóch postaci, które ratują film.
Drugą jest, równie powalający co w pierwszej części, Jonathan Simmons, grający rednacza Jamesona. Jonah w filmie jest identyczny z tym, znanym nam z komiksu- wylewa z siebie potoki słów z prędkością karabinu maszynowego, jest paskudnym materialistą i rzuca cynizmami co trzecie słowo. Na pewno za parę lat, gdy szum wokół kolejnych części Spidera nieco przycichnie, w pamięci odbiorców zostaną te dwie role, zagrane po mistrzowsku i przyćmiewające cała resztę ekipy.

Jednak nawet te dwie świetne kreacje są przesłaniane przez rozmach efektów specjalnych. Trzeba przyznać, ze widok Pajęczarza huśtającego się miedzy wieżowcami Manhatannu robią wrażenie. Podobnież zachwycająco prezentują się macki Octopusa, żyjące własnym życiem i przejmujące władzę nad doktorem (co bardzo dobrze ukazano). Sama słynna walka na pociągu też pod względem realizacji jest wręcz perfekcyjnie przygotowana.

Problem w tym, ze w dobrym filmie efekty nie mogą przesłaniać scenariusza. W tym wypadku niestety autorom chyba właśnie ten cel przyświecał. Skryptowi do zarzucenia jest aż nazbyt wiele. Poprzez nielogiczności typu „Wyrzucił maskę, a tu nagle się znalazła”, „pozyskaj informacje od kogoś rzucając w niego samochodem” czy już „brak dymu w płonącym budynku” po totalnie kuriozalne sytuacje, jak ta, gdy Parker ujawnia swoją twarz w wyniku walki z Ockiem w wagonie pociągu, zaś po starciu pasażerowie zarzekają się, ze nikomu nie powiedzą i nie ma on się czym martwić. Już w jedynce wystąpiła podobna bzdura w postaci obrony pająka przed Goblinem przez nowojorczyków. Sceny te chyba mają służyć temu, czemu służył Polakom Pan Tadeusz- „Ku pokrzepieniu serc”. Mnie jednak takie wkręty raczej śmieszą i wzbudzają konsternację, ale cóż, inna mentalność widocznie. Ale jedną scenę muszę pochwalić- ta, w której Spiderowi kończy się pajęczyna i jest on zmuszony...jechać windą z pewnym typowym urzędnikiem. Dialog na temat kostiumu pająka jest wręcz rozbrajający. Scenarzyści zresztą doskonale zbudowali kilka scenek komediowych- z nimi nie mają problemów. Szkoda, ze odpowiednia dramaturgia to już dla nich prawdziwa mordęga i nijak im nie wychodzi.

Jeśli więc ktoś spodziewa się uczty kinomana- niech sobie Spidera 2 odpuści. Ale dla kogoś, kto chce nacieszyć oczy i „tylko” rozerwać się w kinie, może spokojnie iść do kina, zakupić popcorn i chrupać go podczas niewymagającego seansu. Jeśli tylko nie zakrztusi się podczas licznych bzdur w fabule, przeżyje seans i nie będzie narzekał. Dla komiksiarzy może nie pozycja obowiązkowa, ale też nie będą psioczyć pod nosem po obejrzeniu. Krótko mówiąc- średnia, wakacyjna i powakacyjna rozrywka w sezonie ogórkowym.

Ocena: 6+/10

Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-