baner

Artykuł

Polecanki odlecanki: od stycznia do kwietnia 2018

Łukasz Chmielewski
Największe zaskoczenia i równie spektakularne rozczarowania. Sprawdźcie, co trzeba przeczytać, a co omijać.

Styczeń: Moon Knight #01: Z martwych / Obiecanki


Zapowiadało się nieźle. Raczej dla dorosłego odbiorcy. Tak próba redefinicji superbohaterskiego komiksu, z człowiekiem jako herosem, z explicite wyrażaną chorobą psychiczną. Może wręcz trochę pastisz i trybut w jednym... Nazwisko scenarzysty też na plus. Komiks jednak zawodzi po całości. Moon Night jest kuriozalną postacią i obnaża naiwno-nonsesowne koncepty superbohaterów. Już nawet nie chodzi o to, że trochę przypomina świra, który naczytał się komiksów o Batmanie. Fabuły nie wychodzą poza schemat, a opowieść jest nudna. I ten biały gajer, żeby lepiej go widzieli w nocy...

Agnieszka Świętek. Zapamiętajcie to imię i nazwisko, bo dziewczyna fajnie rysuje, czuje komiks i potrafi bardzo prawdziwie opowiadać o trudnych sprawach. „Obiecanki” to kapitalny debiut. Moje zaskoczenie było tym większe, że autorce udało się świetnie odtworzyć i przetworzyć przez swoją wrażliwość sytuację rozwodu i pokazać ją równocześnie z kilku perspektyw.



Luty: 100 naboi. Tom 1 / Władza #01: Pora demonów

Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Ale można zrobić drugie podejście do komiksu po latach i mnie przy „100 nabojach” pyknęło dopiero teraz. W czasach Mandragory kompletnie mi ta seria nie weszła. Teraz zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Fajny pomysł na wymierzanie zemsty i zawierzanie się nieznajomemu. Mocne dialogi. Kapitalne kadrowanie. Chcę do tej rzeki!

Postapo. Na zgliszczach ludzkiej cywilizacji żyją humanoidalne, inteligentne zwierzęta. Wystarczy, żeby sprawdzić, zwłaszcza że rysunki frankofońsko przyzwoite. Nie spodziewałem się niczego odkrywczego, liczyłem na kostiumowe political-fiction, trochę bałem się przygodowego fantasy. Pierwszy tom „Władzy” jest jednak tak schematyczny fabularnie, postacie są tak papierowo przerysowane, że w po kilkunastu stronach można zgadywać, co się stanie i kto co powie. Rozczarowanie.



Marzec: Briggs Land: Kobieca ręka / Przeklęty #1: Przed powodzią


Zakazane obrazki z USA. Zamiast amerykańskiego snu, koszmarna jawa białych secesjonistów i neonazistów. A w tym wszystkim kobieta, która w patriarchalnym społeczeństwie chce przejąć władzę. A wszyscy będą przeciwko niej, a ona zaprowadzi nowy ład. „Kobieca ręka” to kapitalne otwarcie serii „Briggs Land”, która jest sensacyjnym kryminałem rozegranym na amerykańskiej prowincji. Gimme more!

Duet Aaron i Guera otworzyli sobie u mnie „Skalpem” nieograniczoną linię kredytową. A "Przeklęty" zapowiadał się na trafioną inwestycję: początki ludzkości, wyrzutek, który szuka śmierci, prywatna wojna z bogiem w wersji biblijnej. Pierwszy tom „Przeklętego” bardzo jednak rozczarowuje. Niby wszystko jest na miejscu: wyrazisty bohater, najwyższa stawka, biblijne realia, które prowokują choćby wykorzystaniem bohaterów (nie chcę bardziej spojlerować). Efekt jest jednak miałki. Upadek ludzkości pokazany jest sztampowo, przemiana bohatera trywialna i mało wiarygodna, niektóre wątki poboczne naiwne i generalnie nie interesuje mnie, co dalej, choć cliffhanger na koniec albumu jest mocny.




Kwiecień: Vei / Jessica Jones: Puls

Okładka odstraszała mnie plastikiem, ale dałem szansę komiksowi i to był strzał w dziesiątkę! „Puls” to Jessica Jones według Bendisa, który pokazał, na co go stać. Epicka historia z superbohaterstwem w tle, z superbohaterstwem jako brzmię, jako katalizator zwykłych problemów. Akcja świetnie osadzona jest w realiach prasy, która musi walczyć o czytelnika. Bohaterowie mają prawdziwe problemy. Dużo trykociarskich smaczków. Komiks czytałem na raz, szkoda jedynie, że rysunki są miejscami słabe.

Indeks Eksplozywności Wulkanicznej – angielski skrót to VEI – zaczyna się od zera i rośnie. Ale dla szwedzkiego fantasy zatytułowanego „Vei” powinno się stworzyć ujemną skalę. Po obiecującym początku (podczas wyprawy wikingowie wyławiają z wody dziewczynę, która nie jest człowiekiem), ale budzącym podejrzenia (dość papierowe, jednowymiarowe postaci), dostałem mdławą i naiwną historyjkę o walce bogów z mitologii nordyckiej. Jest turniej, na którym bogowie wystawiają swoje hufce, Odyn z ekipą oszukują, losy pojedynku może odwrócić tytułowa Vei... Dobrnąłem do końca z trudem. Mój drakkar odpływa, nie macham na pożegnanie Vei.

Opublikowano:



Tagi

Polecanki odlecanki

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-