baner

Felieton

Jak zdobyć komiks - wprawki dla żółtodziobów

Yaqza, Yaqza
Jest taki okres w życiu mężczyzny, gdy musi on zrobić to, co dyktuje mu obowiązek. Szczęśliwe spłodzenie syna, postawienie fundamentów pod dom (przy minimalnych stratach własnych) i wykopanie dołu na nowo zakupione w sklepie ogrodniczym ( czy tez pod nieobecność leśniczego podprowadzone z lasu) drzewko już nie wystarcza- pojawia się wyzwanie absorbujące uwagę bez granic.
Wyprawa po komiksy.
Przez wielu lekceważona w rzeczywistości niesie ze sobą wiele przerażających niebezpieczeństw (i niczym ta podjęta przez Lanfeusta może być krwawa i tragiczna w skutkach), i tylko wytrenowany i zahartowany w ogniu bezlitosnego treningu twardziel (Geralt- wiedźmin zawodowy się kłania i krzywo uśmiecha ukazując szczerbę między zębami) może podjąć się tego wyzwania.

Pierwsze, co na nas czeka, to przygotowanie listy zakupów. Błaha rzecz, a niejednego zgubiła. Całe tabuny roześmianych i pewnych siebie ludków znikały na zawsze między półkami uginającymi się od "kolorowych zeszytów" by nigdy już nie
wydostać się z labiryntu księgarni (nieprzyjemne skojarzenie z "Świątynią zapomnienia" budzi lekki dreszcz)...
Dlatego napatrz się na wystawy (przyklejając nos do szyby sklepu i wywołując tym samym irytację sprzedawcy- pedanta),
przeglądaj okładki w internecie- i mentalnie przygotuj do starcia ze stosami komiksów.
Sporządź listę zakupów, która przypominać ci będzie co kupić, inaczej już po tobie (a podczas swych wojaży pamiętaj-nie rozglądaj się! Piotruś Pan w "Opikanobie" stanął przed tym samym wyzwaniem i niewesoło skończył, oj niewesoło).
Kolejny punkt: trzeba popracować nad kondycją. Myślcie co chcecie, ale może okazać się że tak naprawdę nie macie
odpowiedniego przygotowania do szturmowania księgarni. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby w ostatniej chwili zawiodły was nogi lub złapała zadyszka (jak Ofermę przy nieudolnej próbie szatkowaniu pnia w imię hasła "na plasterki!")- w ferworze walki z obrotowymi drzwiami moglibyście stać się kolejną ofiarą złośliwych monterów (uśmiechających się diabolicznie jak potworki Darkness i syczących w sobie tylko znanym języku)...
Zwalczając odleżyny które znalazły swoje miejsce tu i ówdzie najlepiej wybierzmy się na spokojny spacer do kuchni
stopniowo zwiększając tempo (rehabilitacja jakiej nie powstydziłby się Wolverine).

Niezbędną rzeczą jest także zbadanie warunków pogodowych- wystawienie palca za okno nie wystarcza, nieszczęście może
nadejść znienacka (wszyscy wiemy do czego jest zdolna ta czarownica Storm!- ostatnio to drogowcy najbardziej komentowali jej umiejętności nie przebierając w słowach i używając jako przecinków pewnego wyrażenia uznawanego powszechnie za obraźliwe). Włączamy telewizor/radio/internetową stację meteorologiczną i skrzętnie notujemy wszelkie zmiany ciśnienia,
wilgotności, porywów wiatru i- ewentualnie- rejony przelotów porwanych przez tornada krów.

Kompletujemy sprzęt- adekwatne do warunków na zewnątrz i pory roku: czy to będzie czapka wełniana tzw. misiek zaczepno-rozśmieszający, kurtka puchowa typu ziemia-powietrze zwiększająca gabaryty do 2 na 2 metry, sandały samoprzylepce z wbudowaną korektą kierunku czy krótkie spodenki z palmami (specem od tego elementu przygotowań jest Frank "Nie Strzelaj!" Castle- żywa reklama hasła "przezorny zawsze zabezpieczony").
Tak przygotowani sięgamy po nabazgraną wcześniej na serwetce listę, pieniążki (bez nich raczej nie ma co się wybierać, chyba ze liczymy że na ulicy przyjazny zefirek zawieje w naszym kierunku paczkę komiksów)- oczywiście musimy je też odpowiednio zakamuflować, by nikt nie wpadł na pomysł skorzystania z naszej hojności (upychanie waluty po kieszeniach, skarpetkach, pod czapką- dżokejką i językiem jest standardowym zabiegiem i tematem wykładu monograficznego człowieka z XIII wytatuowaną na obojczyku) i...decydująca chwila nadeszła, czas zmierzyć się z rzeczywistością- ruszamy!
Uwaga na schody...pierwszy stopień bywa tym najdłuższym...spokojnie mijamy sąsiadkę wspinającą się piętro po piętrze ściskając w ręku dwie siaty z zakupami (jej trening u Boskiego Miszcza zaowocuje w przyszłości chorobą kręgosłupa i odciskami)...Wytężając mikre, zanikające z powodu ciągłego przesiadywania w pokoju bez klimatyzacji i posiłków bez warzyw mięśnie otwieramy ciężkie drzwi i...oto przed nami rozciągają się żyzne pola i bujne lasy betonowej dżungli (Pająk Jeruzalem inaczej by to nazwał, zapewne używając kilku wulgaryzmów).
Podejmujemy marsz ku przystankowi autobusu- tam czeka na nas Przewoźnik (nieprzyjemne skojarzenie z przygodami Rorka
nasila się wywołując pot na czole). Jedziemy- wiemy mniej więcej, gdzie znajduje się cel, wiemy kiedy opuścić ciało
Przewoźnika (kilka kropli potu spływa po przyciągając uwagę współpasażerów...)- wszystko idzie zgodnie z planem.

I oto jesteśmy. Drzwi do naszej własnej, prywatnej Valhalli stoją otworem. Z braku wolnych Valkirii (zajętych zapewne
słuchaniem opowieści o dzielnym Dziecku z Gwiazd) napinamy mięsień łydki i przestępujemy próg.
...........
...........sklep mięsny?
Ale.....
.................
Ta wyprawa pożarła wszelkie siły wędrowca. Czy spróbuje on jeszcze raz?
Jeśli tak...
Insert coin and push Start button.

Opublikowano:



Tagi

Ciekawostki

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Yedyny -

Dobre :D Nie wiedzialem, ze tez podjadasz grzybki ;)

Noir -

Myślę, że to raczej okres napięcia przed-komiksowego. ;)