baner

Recenzja

Oddział miernot

Tomasz Kleszcz recenzuje Suicide Squad #01: Czarne więzienie
5/10
Oddział miernot
5/10

Na świecie znajduje się prawdopodobnie przynajmniej kilkanaście tysięcy ludzi marzących o pisaniu scenariuszy komiksowych. Studiują klasyków, poradniki i wszelkie dostępne pomoce naukowe. Zarywają nocki, pracując nad warsztatem, ważą każde słowo, rzeźbiąc skrypty z nadzieją, że kiedyś dostaną szansę. Tymczasem biznes kieruje się czasem niezrozumiałym prawami, powierzając ważną serię scenarzyście, który - pomimo doświadczenia - dostarcza katastrofalnie słaby materiał.

Oddział Samobójców jest już znany polskiemu czytelnikowi z dwóch albumów, które prezentowały może nie najwyższy, ale jednak przyzwoity poziom, z kilkoma błyskotliwym przebłyskami. Pierwsza odsłona przygód wyjętej spod prawa ekipy w linii Odrodzenia nie wnosi jakichś spektakularnych zmian. W skład drużyny wchodzi Deadshot, Harley, Kapitan Bumerang (postać tak słaba, jak Cyborg w lidze), Killer Croc oraz trzech debiutantów. Katana - wojowniczka wyposażona w niezwykły miecz, Enchantress - będąca potężną czarodziejką oraz Flag - żołnierz, twardziel bez mocy, ale za to o pięknej buzi, którego zadaniem jest zarządzać oddziałem i pilnować, aby wykonywał rozkazy. Brakuje zdecydowanie jednej z ciekawszych postaci, czyli syna Gordona. Nad wszystkim pieczę stanowi naczelniczka Waller, która od poprzednich przygód przybrała na wadze jakieś sto kilo.

Naczelniczka zbiera oddział, który ma się uporać z nietypowym zagrożeniem. Niby wszystko pasuje, żeby zrobić coś przynajmniej średniego, ale tu zaczynają się schody. Rob Williams kompletnie nie potrafi zbudować klimatu. Dialogi są niezwykle drętwe, a żarciki rzucane przez postaci wywołują uśmiech... współczucia, ewentualnie żenady. Miałki scenariusz, z którego wylewa się pseudopatriotyzm i ciągłe odwołania do amerykańskości osadzony został w wyssanych z palca realiach, na które moda powinna bezpowrotnie minąć. Obserwujemy zatem jak na Syberii w bliżej nieokreślonym miejscu - które równie dobrze mogłoby być Marsem lub czymkolwiek, co przyjdzie nam do głowy - oddział walczy z wyciągniętym naprędce z kapelusza przeciwnikiem. Motywy i tekściki antagonisty wzbudzają w czytelniku zamiast przejęcia i grozy... uśmiech współczucia, ewentualnie żenady.

To nie koniec. Do walki wkracza także oddział rosyjskich metaludzi. Mogłoby to być nawet ciekawym doświadczeniem i wprowadzić coś świeżego, gdyby nie ograniczył się do trzech kadrów, a jeden z członków nie nosił pseudonimu... Gułag. Pozom ignorancji autorów osiąga w tym momencie niezwykle wysoki pułap. Zastanawiające jest czy równie bezproblemowo po stronach przesiąkniętego "amerykańskim" duchem komiksu mógłby ganiać gość z ksywą Gestapo, Konzentrationslager czy SS.

Kiedy wytrzymały czytelnik przebrnie przez pełną lipy historię zajmującą dwie trzecie albumu, czeka go coś jeszcze gorszego. Williams postanowił przybliżyć czytelnikom powody, bądź też okoliczności, w których każdy z członków oddziału zdecydował się na udział w tym nietypowym projekcie. Historyjki są beznadziejne i nieprzekonujące, a dominuje w nich naczelniczka Waller, mówiąca o tym, co ma przedstawiać dana historia. Zero śmiechu, zero emocji, zero zabawy, do przełknięcia chyba tylko dla czytelnika po raz pierwszy w życiu sięgającego po komiks.

Niestety, to nie koniec złych wiadomości. Pomimo tak cenionych nazwisk na okładce sytuacja w warstwie wizualnej też nie powala. Jim Lee wydaje się byś w przeciętnej formie, co może po części wynikać z samego scenariusza. Jego występ w serii raczej nie przyniesie nowych zachwytów. Wspierający go Ivan Reis robi, co może, i jakoś daje radę. Kompletnie nie można tego natomiast powiedzieć o Garym Franku, który jest ogniwem tylko odrobinę mniej słabym niż pisarz.

Oddział - pomimo udziału w pracy nad nim jednego z największych gigantów w branży – zalicza fatalny występ. Niestety, album trudno polecić komukolwiek, nawet fani Jima nie będą raczej usatysfakcjonowani występem swojego idola. Jeśli nie drzemie w was sentyment do autora, który w latach 90. zmienił branżę, możecie śmiało odjąć jedno, a nawet dwa oczka od oceny. Na oklaski zasługuje tu tylko Egmont, srebrne motywy na okładkach prezentują się na półce naprawdę pięknie.

Opublikowano:



Suicide Squad #01: Czarne więzienie

Suicide Squad #01: Czarne więzienie

Scenariusz: Philip Tan, Rob Williams
Rysunki: Carlos D'Anda, Gary Frank, Jim Lee, Scott Williams, Jason Fabok, Ivan Reis
Tusz: Ande Parks
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2017
Seria: Suicide Squad, Odrodzenie
Wydawca oryginału: DC
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165x255 cm
Stron: 120
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328127692
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Oddział miernot Oddział miernot Oddział miernot

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-