baner

Recenzja

Deadpool to za mało

Tomasz Kleszcz recenzuje Thunderbolts #05: Punisher kontra Thunderbolts
5/10
Deadpool to za mało
5/10
Seria Thunderbolts nie okazała się przełomem. Przygody zbieraniny barwnych postaci, nie bojących się działać w bezkompromisowy sposób, były co najwyżej średnie i to w najlepszych momentach. Ostatni zeszyt pokazuje jednak, że w tej koncepcji był potencjał, ale nawet to nie usprawiedliwia jej istnienia.

Prędzej czy później to musiało nastąpić. Drużyna samotników, jak sami o sobie mówią, dotarła do punktu, w którym dłuższa współpraca okazała się niemożliwa. Ekipie Rossa udało się pojmać niebezpiecznego doktora Faustusa, który dopuścił się dość ohydnej zbrodni tylko po to, żeby zapolować na Kapitana Amerykę. Czerwono Czarni dotarli do superłotra nieco wcześniej. Frank, jak to Frank, miał dla zbira proste i zgrabne rozwiązanie w postaci kilku gramów ołowiu, które zamierzał umieścić w czaszce tegoż osobnika. Generał stwierdził jednak, że namówi doktora do współpracy, która przyniesie znacznie większe korzyści dla ludzkości, niż jeśli odda się go w ręce Punishera. To przechyliło czarę goryczy, Frank zdecydował się odejść. A ponieważ z drużyny podobno po prostu się nie odchodzi, w lodówce zamiast piwka zawodowy pogromca przestępców odnajduje ładunek wybuchowy.

Tak zaczyna się ostatnia, dość oryginalna historia z udziałem Thunderbolts, która dodatkowo wyjaśni kilka wątków, ledwie zarysowanych we wcześniejszych zeszytach. Trzeba przyznać, że piątą odsłonę serii czyta się całkiem nieźle, a co najważniejsze, działania postaci są całkiem przekonujące i całość nawet ma sens, w przeciwieństwie do chociażby poprzednich wypraw do piekła. Intryga prowadzona jest zgrabnie, scenarzysta znalazł miejsce na poruszenie kilku głębszych zagadnień, które należało rozwiązać, a tyczyły się między innymi Elektry. Jednym słowem, podopieczni Rossa wznieśli się na swoje wyżyny, co bynajmniej nie spowoduje w czytelniku popadnięcia w euforię. Po prostu Punisher kontra Thunderbolts to odrobinę lepsza rozrywka, niż do tej pory scenarzyści zwykli serwować.

Ilustracje to dzieło wspólne czterech rysowników, część z nich czytelnicy serii już znają i nie robią one większego wrażenia. Są proste, mało oryginalne, do tego niektórzy z artystów zdobywają chyba swoje pierwsze szlify. Część ilustracji jest do tego stopnia niejasna, że nie bardzo wiadomo, co mają przedstawiać. Jaskrawe kolory biją po oczach. Jednym słowem serwuje się nam plastik, którego wyrobiony czytelnik raczej nie ma ochoty oglądać.

Nadprodukcja to pojęcie, które charakteryzuje dzisiaj chyba wszystko, i nie ominęło to bynajmniej komiksów. Z tego prostego powodu obok rzeczy dobrych powstają miliony ton śmieci, na które niepotrzebnie zużywa się ograniczone i coraz mniejsze zasoby naszej małej planety. Patrząc na serię Thunderbolts, trzeba się zastanowić, czemu tak naprawdę miała ona służyć, i czy w praktycznie nieskończonej ofercie amerykańskich tytułów nie znalazłoby się coś ciekawszego. Ponieważ po odłożeniu ostatniej części tej serii, która i tak była lepsza niż wszystkie poprzednie, pamięć o niej wyparowuje praktycznie od razu i ciężko przywołać z pamięci elementy, które uzasadniałyby jej istnienie. Chyba tylko fani Deadpoola mogliby mieć odmienne zdanie na ten temat, a i to jest wątpliwe. Ocena dotyczy tylko omawianego albumu, seria jako całość zasługuje co najwyżej na czwórkę.

Opublikowano:



Thunderbolts #05: Punisher kontra Thunderbolts

Thunderbolts #05: Punisher kontra Thunderbolts

Scenariusz: Ben Acker, Ben Blacker
Rysunki: Carlo Barberi, Gerardo Sandoval, Kim Jacinto, Jorge Fornes, Matteo Lolli
Wydanie: I
Data wydania: Lipiec 2017
Seria: Thunderbolts, Marvel Now
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165x255 mm
Stron: 168
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Deadpool to za mało Deadpool to za mało Deadpool to za mało

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-