baner

Artykuł

Spawn - Zbliżenia

Yaqza, Yaqza
Opowiem Wam pewną historię (spokojnie, spokojnie, to nie będą moje intymne zwierzenia, słowo, możecie wrócić na fotele...) . Miałem wtedy- o ile mnie pamięć i znajomość rachunków nie mylą- 16 lat. Stałem sobie spokojnie na przystanku marznąc (mróz, śnieg i wszystkie te okropności jakie można sobie wyobrazić zimą dzielnie dotrzymywały mi towarzystwa), gdy wtem na horyzoncie ujrzałem kolegę zmierzającego w moim kierunku. W wyciągniętej ręce trzymał coś, co (pamiętajmy że wtedy nie miałem takiej wady wzroku jak dzisiaj) zidentyfikowałem jako komiks. Neurony zaczęły szaleć a umiejętność szybkiego kojarzenia faktów doprowadziła mnie do jedynego słusznego wniosku- on ma "Spawna"!
Tego samego "Spawna" za którym ja złaziłem pół Radomia, odwiedziłem wszystkie kioski jakie trafiły się po drodze, dla którego przekopywałem się przez zaspy śnieżne, walczyłem z niedźwiedziami...no dobrze, to nie do końca prawda. Zasp nie było w tej historii.
Ponieważ akurat jechaliśmy tym samym autobusem miałem możliwość nie dość że potrzymania w swoich łapkach tegoż cudeńka (średnia przyjemność- paluchy miałem zamarznięte na amen, i tak więc nic nie czułem) to i (pod groźbą użycia przemocy) przeczytania go. Co prawda kiedy wysiadaliśmy autobusu moje dłonie wydawały z siebie tylko głuchy odgłosy pękających kosteczek, jednak warto było (chociaż kiedy przyszło do rozmrażania zmieniłem zdanie).

Po co ten dramatyczny wstęp (kiedyś sprzedam to jako scenariusz filmowy jakiejś wielkiej wytwórni...), pytacie? Musicie sobie uświadomić czym był dla nas, czytelników, na przełomie 96 i 97 roku komiks z wydawnictwa Image, i do tego nie byle jaki komiks- samego Todda McFarlane'a, magika który ze "Spidermana" uczynił lekturę obowiązkową...
Wydarzeniem na miarę zniszczenia muru berlińskiego- oto czym był. Tak odbierano wydanie tego tytułu- i zapewniam, ze nie ma w tym ani krzty przesady- wystarczy zresztą rzucić okiem na strony klubowe pierwszych "Spawnów", gdzie rozentuzjazmowani fani wyrażali swe pochlebne opinie o komiksie i informowali o błyskawicznym wykupywaniu pierwszego odcinka serii...

Abstrahując od tematu- podobnież McFarlane'owi pomysł na postać odzianego w purpurę wysłannika piekieł przyszedł na myśl podczas prac nad jednym z odcinków "The Amazing Spiderman" (komiks ten wydano zresztą także w Polsce- był to "Amazing Spiderman" 7/91), w którym rysował postać Prowlera (Łowcy). Co się jednak tyczy peleryn a'la Spawn, to w "Batman: Year Two" także można zaobserwować znajome jej kształty.

Wracamy do tematu- "Spawn" ukazywał się przez cztery lata- od 1997 do 2001- w ciągu których wydano 24 zeszyty- i mimo iż nie mam pojęcia jak wyglądała ze strony ekonomicznej ta inwestycja, to mógłbym zaryzykować stwierdzenie że "Spawn" jak żaden inny komiks przeżywał wzloty na sam szczyt listy przebojów i upadki na samo dno rankingu..... Pozostawmy jednak tę kwestie na koniec i powróćmy do samego bohatera.

Spawn to pułkownik Al Simmons- właściwie były pułkownik, gdyż od pewnego czasu znalazł sobie przytulne gniazdko...kilka metrów pod ziemią. Tak, tak, moi drodzy- Al nie żyje. Ale powraca na Ziemię za sprawą układu z demonem Malebolgią, który obiecuje przywrócić go tym, których opuścił. Do zawarcia paktu z mieszkańcem Piekła popchnęła Spawna miłość do Wandy, kobiety która była dla niego całym światem....
Tak oto Al ląduje na Ziemi, tyle że: 5 lat po swoim pogrzebie, z ciałem niczym po wyjęciu z mikrofalówki, magicznymi mocami (których limit jest nawiasem mówiąc ściśle określony), dziwacznym strojem który żyje własnym życiem i lukami w pamięci...A te ostatnie są akurat- zapewniam Was- jego najmniejszym zmartwieniem. Okazuje się bowiem, że kobieta dla której zawarł pakt z Piekłem wyszła za mąż za przyjaciela Ala, Terry'ego Fitzgeralda (nazwisko należy do przyjaciela i współpracownika Todda, nawiasem mówiąc grubawego, ohydnie bladego gościa), ponadto szczęśliwa para dorobiła się już pociechy (no tak- minęło 5 lat...), co samo w sobie okazało się szokiem dla pana Simmonsa- gdy żył z Wandą podejrzewał że przyczyna braku potomstwa leży w niej, ale jak się okazało...No cóż, żaden wojak nie byłby zachwycony z takiego obrotu spraw.
Na dokładkę (tak jakby działo się za mało) dostajemy mordercę który upodobał sobie jako ofiary liderów półświatka, jego sprawą zaś zajmują się dwaj detektywi- Sam (pokaźnych gabarytów pożeracz hamburgerów) i Twitch (drobniutki strzelec wyborowy), którzy w późniejszych odcinkach serii odegrają niebagatelna rolę (zresztą ich wkład w budowanie image'u Spawna nie uszedł uwagi wydawcy, gdyż policjanci ci zadebiutowali w swojej własnej serii, zatytułowanej tajemniczo "Sam & Twitch", do której scenariusze pisał Brian Michael Bendis - znany polskiemu czytelnikowi z "Ultimate Spiderman"). Niedługo okaże się, że wspomniany morderca ma sporo wspólnego z naszym herosem...

Tak rozpoczynają się przygody Spawna....w następnych numerach stanie on oko w oko z demonem, który przywrócił go do świata żywych, zajdzie za skórę mafii (przez co zmuszony będzie do walki z Overkillem- cyborgiem zabójcą przypominającym Rhino ze "Spidermana"); natknie się na polującą na pomioty piekieł anielicę (o dość zabawnym jak na anioła imieniu: "Angela" ); spotka się z człowiekiem, który wysłał go na tamten świat; odkryje tajemnicę swego ciała (stanie się to w dość dramatycznych okolicznościach, mianowicie podczas lustracji własnego grobu); spotka Houdiniego (od którego uczył się będzie warsztatu- czyli umiejętności kontrolowania i wykorzystywania w pełni swych darów).

W międzyczasie jego bliscy wpadną w niezłe tarapaty gdy mąż Wandy stanie się kozłem ofiarnym skupiając na sobie nienawiść tak agencji rządowych jak i organizacji przestępczych.

Nie obejdzie się oczywiście (w końcu to komiks superbohaterski) bez pojawienia się kilku dziwacznie odzianych jegomościów chcących Spawna za wszelka cenę wyeliminować (powołując się przy tym najczęściej na imię Boga itp...), bijatyk strzelanin, pościgów itd. itp.

W pewnym momencie nasz heros wyląduje nawet w Niebie, by- niedługo później (gdyż wydarzenia te zaserwowane nam w mini serii "Angela" autorstwa Neila Gaimana i Grega Capullo polski wydawca pominął) z potężnym hukiem spaść "far away from home", przez co zmuszony będzie do odbycia pieszej wędrówki przez Amerykę...co stanie się punktem wyjścia do ukazania Stanów Zjednoczonych odartych z mitu amerykańskiego snu.

Po powrocie do Nowego Jorku kostium naszego Hellspawna ulegnie przemianie- w wyniku wielu wyczerpujących walk przepoczwarzy się zamieniając Spawna w rycerza w purpurze; po tym wydarzeniu można by wręcz uznać że jego poprzedni wygląd był przyjazny...Oczywiście nie oznacza to, ze teraz wszyscy dadzą mu spokój, o nie, wręcz przeciwnie. Mogłoby się wydawać, że dziwaczny wygląd przyciąga nowych przeciwników naszego herosa niczym ćmy do płomienia świecy...Z ciekawszych epizodów warto z pewnością wspomnieć o spotkaniu naszego herosa z Najwyższym i poćwiartowaniu Spawna przez jego starego przeciwnika.
Gdy Al będzie- nieładnie mówiąc- zbierał się do kupy, nie minie go walka z kolejną anielicą czy kolejne problemy z kostiumem, który zacznie przejmować kontrolę nad poczynaniami swego dotychczasowego pana.
W numerze zaś 24-ym, ostatnim z wydanych przez TM-Semic, stajemy w obliczu pojawienia się w Nowym Jorku mechanicznej bestii powstałej w wyniku połączenia ciała gigantycznego goryla z usprawnieniami takimi jak cybernetyczne wszczepy, z kolei zapadający ostatnimi czasy na zdrowiu Terry będzie miał wypadek samochodowy- komiks kończy się sceną w której Wanda odbiera telefon informujący ją o wypadku męża i wybiega śpiesząc do szpitala, do którego go przewieziono.......

Mimo iż Spawn jest dość standardową opowieścią o superherosie w trykocie (choć w założeniu miało być inaczej- zmiany wynikły ze skomercjalizowania jego postaci), to jest kilka aspektów tego komiksu, na które nie można zwrócić uwagi- zacznijmy od oprawy graficznej, gdyż to ona przy wertowaniu kart komiksu przyciąga największą uwagę.

Ponieważ twórcą tegoż projektu był sam Todd McFarlane jasne było że rysunki stać będą na wysokim poziomie. I tak było (chociaż, jak to zawsze bywa, znaleźli się i tacy którzy na jego kreskę ponarzekali). Znany z łamów "Spidermana" twórca dał popis swego talentu, nie przejmując się przy tym ogólnie dotąd przyjętymi zasadami dobrego smaku- co zaowocowało niejednym wyrwanym na kartach komiksu sercem (zresztą nie tylko sercem...).
Po Toddzie pałeczkę przejęli inni twórcy- z różnym efektem. Tutaj pierwsze kroki stawiał Greg Capullo, który później stał się etatowym rysownikiem serii (a przyznać trzeba że te pierwsze kroczki były nad wyraz nieporadne i, prawdę mówiąc, pokraczne). W jednym z odcinków pojawił się gościnnie Marc Silvestri, jeden z bossów wydawnictwa Image ilustrując historię o człowieku zamienionym przez mafijny eksperyment w potwora. Także Tony'emu Danielowi przypadło w udziale ilustrowanie kilku odcinków serii. Koniec końców to jednak wspomniany już Greg Capullo przejął ją pod swe skrzydła- i dzięki za to niebiosom.
Capullo jest jednym z tych rysowników, którzy na pytanie "ile potrafisz upchnąć na planszy" odpowiada z zainteresowaniem w głosie "a ile potrzebujesz?". Jego prace wypełnione są tak gigantyczną ilością detali, że momentami nie wiadomo na czym zawiesić oko...Na dodatek styl jego charakteryzuje dość luźne podejście do realizmu, tak wiec nie spodziewajcie się w jego osobie drugiego Briana Bollanda (autor "Batman: Zabójczy żart")- bohaterowie w wykonaniu Grega kojarzyć się mogą z pracami samego McFarlana wzbogaconymi o ocean drobnych smaczków. Dodatkowo ma ten rysownik niezwykły wręcz talent do budowania niezwykłego, onirycznego klimatu, niczym z mrocznej baśni, co w przypadku Hellspawna sprawdza się w każdym calu.

Co się tyczy scenariuszy, to różnie z nimi u Spawna bywało- raz lepiej, raz gorzej. Autor serii wpadł w manierę znaną z tytułów wydawanych przez gigantów rynku (jak DC czy Marvel)- starzy wrogowie nie raz powracają by ponownie narobić kłopotów bohaterowi. Na szczęście McFarlane miał na tyle przytomności umysłu by pozwolić innym twórcom stworzyć historie do serii. I tak oto będziemy mogli przeczytać scenariusze Alana Moore'a ("W Niebie" w "Spawn" #4/97 i "Szaleniec" w 2/00- pierwsza opowieść dotyczy pośmiertnych przypadków mordercy dzieci, Kincaida, zabitego przez Spawna; druga opowiada o Wybryku- tajemniczym mężczyźnie opętanym żądzą zemsty na domniemanym krzywdzicielu jego i jego rodziny- ta druga opowieść to jeden z najsmakowitszych kąsków jakie znajdujemy w serii); Neila Gaimana ("Angela" w #5/97- zresztą z postacią tą wiązał się późniejszy konflikt między McFarlanem a Gaimanem- ten drugi zaskarżył twórcę Spawna o bezprawne wykorzystanie stworzonej przez niego anielicy...); Franka Millera ("Dom", także w #5/97); Granta Morrisona ("Odbicia" w numerach 2-3/98 ), Toma Orzechowskiego ("Konfrontacja" w #3-4/98- to właśnie opowieść o spotkaniu naszego herosa z Houdinim).
Jak widać udział w tworzeniu serii miał cała śmietanka amerykańskiego komiksu. Historie przez nich stworzone to prawdziwe smakołyki, co bynajmniej nie oznacza że sam McFarlane wypada przy nich zastraszająco blado -on też stworzył kilka historii, których nie zapomina się łatwo, że wspomnijmy tu o epizodach takich jak "Ojciec" w #4/99 (wstrząsająca opowieść dotycząca dwóch chłopców maltretowanych przez ojca), " Klan" w #5/99 (odcinek poświecony Ku-Klux-Klanowi), "Gry umysłu" w #3/00 (o narodzinach bestii- wspomnianego wcześniej połączenia goryla z nowoczesną technologią), "Zło" w #1/01 (powrót Spawna do "życia" po pokiereszowaniu przez jednego z wrogów, w tle rozgrywki w Departamencie Policji) czy wreszcie "Na łeb, na szyję" w "Spawn" #4/01 (walka Spawna z własnym kostiumem- szata graficzne tego odcinka to prawdziwy majstersztyk- w najprostszych słowach: powala na kolana; Greg Capullo pokazał w tym odcinku potencjał jaki w nim drzemie).
Co się tyczy jakości wydań, to niestety tylko numery 1/98-3/99 wydane były tak, jak powinny być wydane- na kredzie. Pozostałe części to lepszej lub gorszej jakości papier, aż po schyłek kariery "Spawna" w Polsce, gdy wydawano go na tak śmieciowatym papierze, że czytanie przypadków Nieumarłego traciło wszelki urok...Do takich numerów należał chociażby #1/01 czy- będący już skrajnym przypadkiem- "Spawn" #3/01. Szkoda ze przez całą długość serii nie utrzymano odpowiedniej jakości, szkoda tez że pierwsze numery nie były wydane na kredzie. Niestety nie stało się tak i lepszy papier pojawił się wtedy akurat, gdy pałeczkę przejął Capullo pracujący dopiero nad swoim warsztatem- a brutalna prawda wygląda tak, że w tym okresie jego kreska nie wybijała się w żaden sposób ponad przeciętność, i to delikatnie mówiąc...

Teraz Ala Simmonsa postanowiła sprowadzić do Polski Mandragora- a znając jakość wydawanych przez nich komiksów można być spokojnym o odpowiedni druk "Spawna".
A co do reszty aspektów tego wydania- no cóż, pożyjemy, zobaczymy.

Opublikowano:



Tagi

Spawn

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-