baner

Wywiad

Drewnowski: Gnat zasługuje na swój kultowy status

Maciej Gierszewski
Maciej Gierszewski rozmawia z Jackiem Drewnowskim o tłumaczeniach komiksów i literatury, a także o fenomenie komiksu "Gnat" ("Bone") Jeffa Smitha.


Maciej Gierszewski: Pamiętasz swoje pierwsze tłumaczenie? To była książka czy komiks?

Jacek Drewnowski: Doskonale pamiętam. Były to dwie historyjki komiksowe do magazynu „Komiks Gigant”, do którego Egmont szukał tłumacza. Dotychczasowy, Michał Wojnarowski, przestał się wyrabiać po przejściu „Kaczora Donalda”, którego też przedkładał, z cyklu dwutygodniowego na tygodniowy. Współpracowałem wówczas z Egmontem jako redaktor komiksowego pisma dla dzieci i znałem akurat potrzebne przy „Gigancie” języki, czyli włoski i angielski, więc zaproponowano mi próbny przekład dwóch historyjek, po jednej z każdego z tych języków. Efekt oceniało kilka osób na różnych szczeblach, włącznie oczywiście ze wspomnianym Michałem Wojnarowskim, a że się spodobał, dostałem do tłumaczenia cały numer. I kolejne.

Jdrewnowski
Jacek Drewnowski


Dlaczego postanowiłeś tłumaczyć?

Kiedy zaczynałem studia italianistyczne, moim marzeniem na przyszłość było tłumaczenie literatury. Lecz mimo że miałem już wówczas za sobą debiut pisarski i szykowały się kolejne publikacje, nie do końca w taką przyszłość wierzyłem. Wydawało mi się, że tłumaczami książek zostają jacyś wybitnie utalentowani nadludzie i że dla mnie taka praca pozostanie w sferze marzeń. Później mieliśmy zajęcia translatorskie, chyba na drugim roku, w ramach których przekładaliśmy fragmenty literatury, i okazało się, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Mimo to nie spodziewałem się, że jeszcze na studiach zacznę zarabiać na przekładach. A tak się niebawem stało – jak mówiłem, zaczęło się od disnejowskich komiksów.

Czy jest jakaś różnica w podejściu do tłumaczeniu książek a komiksów? Na czym polega?

Podstawowe różnice wynikają z samego charakteru tych mediów. W komiksie tekst niemal nigdy nie funkcjonuje w oderwaniu od obrazu, słowo gra ze stroną wizualną i tłumacz musi to uwzględnić. W samej codziennej pracy może to być zarówno ułatwieniem – w tym sensie, że rysunek czasem przybliża intencje twórców – jak i ograniczeniem, którego w beletrystyce nie ma. Na przykład w komiksie nieraz nie da się zastąpić idiomu innym, o podobnym znaczeniu, bo w relacji słowo-obraz liczy się konkretny wyraz z owego idiomu. Ograniczeniem czysto technicznym bywa też pojemność dymka, o czym notabene niejeden początkujący tłumacz komiksów zapomina. W większości wypadków komiks wymaga tak zwanego ucha do dialogów i być może jakiegoś zestawu innych umiejętności czy zdolności, których nie potrafię zdefiniować. W każdym razie widywałem sytuacje, w których dobrzy i uznani tłumacze literatury zupełnie nie radzili sobie z komiksem.

Czy komiksy dla dzieci tłumaczy się trudniej?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno inaczej, ale czy trudniej? Jak wspominałem, zaczynałem od tłumaczenia komiksów (a niedługo potem książeczek) dla dzieci. Już wcześniej takie komiksy redagowałem. To one są zatem w pewnym sensie moim środowiskiem naturalnym, a z przekładami innego rodzaju – komiksami dla dorosłego czytelnika, literaturą piękną i popularnonaukową, publicystyką czy filmami – mierzyłem się dopiero po nich. Każdy z tych obszarów pracy translatorskiej ma swoją specyfikę, jedne lubię bardziej, inne mniej, ale nie umiem powiedzieć, który jest najtrudniejszy. Wiem, że niektórzy tłumacze nie lubią bądź nie potrafią przekładać dla dzieci lub przeciwnie, nie czują się dobrze w innych tekstach, ale sam do nich nie należę.



Postanowiłeś spolszczyć tytuł serii Jeffa Smitha i od razu posypały się kamienie na twoją głowę… Jak wpadłeś na Gnata? Gnatowo? Chwata?

Osobiście jakoś nie poczułem tego gradu kamieni. Przeglądałem w sieci kilka dyskusji na ten temat i odniosłem wrażenie, że przeważają w nich głosy zadowolonych z polskiego tytułu. Gnata, Gnatowo, Chwata itp. wymyśliłem podczas pierwszego podejścia do tłumaczenia tego komiksu. Konieczność spolszczenia znaczącego nazwiska „Bone” wydawała mi się wówczas oczywista – wiąże się z nim choćby wygląd bohaterów – i „Gnata” uznałem za rozsądną opcję. Np. rzeczownik „kość”, który ma to samo znaczenie, jest rodzaju żeńskiego i zawiera dwa polskie znaki diakrytyczne, więc pasowałby tu gorzej. Dalsze wybory były już konsekwencją tego pierwszego. Np. „Fone Bone” jako „Chwat Gnat” – jednosylabowe imię do jednosylabowego nazwiska, rymujące się i oddające, mam nadzieję, ducha oryginału.

Wspominałeś, że pierwsze przymiarki do tłumaczenia komiksu mają 15 lat. Tłumaczyłeś dla siebie? Czy też ktoś wówczas planował wydać?

Tłumaczenie to moja praca, na którą poświęcam ładnych kilka godzin dziennie, więc w czasie wolnym wolę zajmować się innymi rzeczami. Nie tłumaczę zatem dla siebie i także ten pierwszy album „Gnata” przełożyłem wówczas na zamówienie, bo komiks miał być wydany. Na jakimś późniejszym etapie z tego zrezygnowano, przyczyn nie znam. Natomiast wykorzystałem tamten przekład w obecnym wydaniu, oczywiście po wnikliwej rewizji. To jedna trzecia obecnego pierwszego tomu, który obejmuje trzy albumy.



Czym się kierujesz podczas spolszczania imion bohaterów? Czy z zasady powinno się je przekładać? A kiedy lepiej zostawić w oryginalnej wersji?

Nie znam ani nie stosuję żadnej uniwersalnej zasady. Choć mam już w tej robocie długoletnie i bogate doświadczenie, nie przekłada się ono na usystematyzowaną, podręcznikową wiedzę. Do każdego tłumaczenia podchodzę indywidualnie, a w swojej pracy zawsze kierowałem się i kieruję w znacznej mierze intuicją. Bez wątpienia mogę powiedzieć jedno: spolszczanie znaczących imion i nazw jest istotniejsze w wypadku treści skierowanych do dzieci.

Pierwszy tom „Gnata” liczy sobie ponad 450 stron. Ile trwało przetłumaczenie całości? Co nastręczało najwięcej trudności?

Kolejne pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Nigdy nie przekładam tylko jednego tekstu, zwykle pracuję na przemian nad przynajmniej dwoma w ciągu dnia i przynajmniej trzema w ciągu tygodnia, traktując każdy z nich jako oddech od pozostałych. Bardzo lubię taki płodozmian, najchętniej w miarę możliwości przeplatam pracę nad tekstami jak najróżniejszymi – np. włoskim komiksem postapokaliptycznym i amerykańską książeczką dla dzieci – tłumacząc po kilka stron i robiąc w ciągu dnia kilkanaście zmian między jednym a drugim. Nad „Gnatem” też nie siedziałem jednym ciągiem, ale wydaje mi się, że w pewnym przybliżeniu mogę określić średnie tempo pracy nad tym komiksem na 6, może 7 plansz w ciągu godziny.

Co do trudności – nie przychodzi mi do głowy nic konkretnego. Może najtrudniejsze było to, o co wcześniej pytałeś: decyzja, które imiona spolszczać, a których nie. W jednym wypadku nie jestem do końca przekonany do swojego wyboru, ale nie powiem, w którym – zobaczymy, czy ktoś to wytknie. Ogólnie „Gnata” przekłada się bardzo przyjemnie. Mam już za sobą tłumaczenie drugiego tomu, a wkrótce zabieram się za trzeci i ostatni.

Jak przygotowywałeś się do tłumaczenia?

Szczerze mówiąc, nie było jakichś szczególnych przygotowań. Pewnego dnia otworzyłem komiks, włączyłem komputer i zacząłem czytać swój przekład sprzed lat.

gnat1_p28w
plansza z "Gnata"


Czy polubiłeś głównego bohatera, za co?

Polubiłem. Jest taki, jaki powinien być bohater. Z zasadami, ale i z wadami. Jego osobowość, wybory, reakcje i emocje – zarówno pozytywne, jak i negatywne – są nakreślone bardzo przekonująco.

W „komiksowie” jest pozytywna fama wokół pozycji, czy ona jest aż tak dobra?

Czytelnicy ocenią, czy komiks dorósł do ich oczekiwań. I mam nadzieję, że nie będą zawiedzeni. W moich oczach jak najbardziej zasługuje na swój kultowy status, jakim cieszy się w komiksowym światku nie tylko w Polsce. Pod względem fabularnym jest to naprawdę ciekawa i wciągająca saga fantasy, z intrygującymi bohaterami, zwrotami akcji i zmianami nastroju, z umiejętnie wprowadzanymi dawkami przygody, humoru, niepokoju. Jest przy tym ciekawie, dynamicznie, a miejscami bardzo pomysłowo narysowana.

Czy jest to komiks dla dzieci? W jakim wieku?

W mojej opinii to komiks dla wszystkich, a zatem także dla dzieci, nawet ośmioletnich, o ile lubią czytać, idzie im to płynnie i samodzielna lektura nie sprawia im już trudności.


Zdjęcie z archiwum Jacka Drewnowskiego.

Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-