baner

Wywiad

Zajączkowski: Nie mam zamiaru poddawać się

Łukasz Chmielewski
Rozmowa ze Sławomirem Zajączkowskim, scenarzystą komiksów historycznych, a także redaktorem naczelnym i wydawcą pisma komiksowego "Komiks i my".

Łukasz Chmielewski: W pierwszym numerze pisma "Komiks i my" chciałeś wyrównywać proporcje "polityczne" na polskiej scenie komiksowej. Udało się to zrobić?

Sławomir Zajączkowski: Proporcje są tak daleko zachwiane, a treści tak dalece lewicowe, że jakiekolwiek wyrównywanie proporcji jest zadaniem na wiele lat. Nie chodzi tu o jakieś proporcje polityczne. Chodzi o rynek treści i wartości.

Jednak już w drugim numerze wycofałeś się z takich wiecowych haseł. Dlaczego?

To nie było wiecowe hasło, tylko poważna refleksja na temat rynku komiksowego w Polsce. Nie wydaje mi się, żebym w drugim numerze specjalnie wycofywał się z poglądów, przyjętej koncepcji pisma czy prezentowanej w nim artystycznej linii komiksów. Nie bardzo rozumiem, skąd taka konstatacja? W pierwszym numerze jasno wyraziłem, o co chodzi, i nie widzę potrzeby powtarzania tego w każdym wstępniaku.

szajaczkowski

Sławomir Zajączkowski


Dobór twórców, a przede wszystkim tematyki - nieobecnej nigdzie indziej w polskim komiksowie - zwłaszcza religijnej nie jest takim wyrównywaniem proporcji?

Nie, to przede wszystkim pokazywanie innych spojrzeń na rzeczywistość, na świat. Spojrzeń równie uprawnionych, jak każde. Nie ograniczam się to jednego rodzaju poglądów, jestem otwarty na różne spektrum artystycznych treści. Nie chciałbym po prostu umacniać dominującej na rynku kulturowym narracji lewicowo-liberalnej, kosztem rugowania, np. takich opowieści, których autorzy są ludźmi wierzącymi i nie boją się o tym mówić.

Magazyn oparty jest na twórczości solowej Krzysztofa Wyrzykowskiego, twojej publicystyce i komiksach właściwie nieznanych Piotra Promińskiego, Grzegorza Weigta i Mieczysława Skalimowskiego. W dotychczas wydanych trzech numerach rotacja twórców jest mała - z czego to wynika?

Drukuję prace artystów, do których mam zaufanie, i wzajemnie. Nie należy też zapominać o Jerzym Ozdze, którego komiksy ukazały się w drugim i trzecim numerze.

W trzech numerach, które już za nami, drukowaliśmy komiksy o różnej tematyce. Najszerszy wybór był niewątpliwie komiksów SF („Stacja kontroli dusz”, „Mechanik nie z tej ziemi”, „Ich dwoje”, „Marionetki”, „Idioci”), ale był też krótki western („Szalony żółw”), spojrzenie na katolicką duchowość Afryki (komiksy z cyklu wspomnień siostry Dolores), humor i krótkie komiksy obyczajowo-historyczne.

Nasi autorzy czerpali inspiracje z twórczości takich polskich twórców jak: Stanisław Lem, Arkady Fiedler czy Stanisław Boy-Żeleński – na tym zresztą nie koniec, w najbliższym numerze wydrukujemy komiks inspirowany „Balladyną” Juliusza Słowackiego. Po pewnej dominacji SF w pierwszych numerach, w następnych pojawi się inna tematyka: album przygodowo-historyczny i dłuższa nowela z gatunku realizmu magicznego.

Cały czas jako autorzy szukamy nowych tematów i treści. Na pewno będzie różnorodnie – to mogę obiecać.

zajaczkowski1
Sławomir Zajączkowski (od prawej) wraz z Krzysztofem Wyrzykowskim


Złośliwi mogliby powiedzieć, że pismo skończy się wraz rezerwami szuflad tych stałych twórców... W którą stronę chcesz rozwijać pismo?

Złośliwi bez przerwy mnie o te rezerwy pytają. Owszem, pierwsze trzy numery magazynu oparte były głównie na pracach już powstałych. Część z nich, jak komiksy Krzysztofa Wyrzykowskiego („Marionetki”, „Idioci”), które ukazały się po raz pierwszy z niskonakładowym fanzinie „Kontra” w wersji czarno-białej, nie były szerzej znane, co pokazały reakcje czytelników.

Zależało mi na pokazaniu publiczności innej strony twórczości Krzysztofa: autorskich komiksów SF. W sumie twórczość Wyrzykowskiego jest znana głównie z komiksów wojennych, a przywołane nowelki autorskie są rzadko wznawiane. To tak jakbyśmy znali tylko „Blueberrego” Girauda, a zapominali o komiksach Moebiusa. Podobnie z komiksem „Flain” Jerzego Ozgi – przed laty ukazał się on w niskonakładowym magazynie „Smok. Cromm Cruach”. Warto go było przypomnieć. Powtórek dobrych rzeczy nigdy nie za wiele. Klasyka to klasyka. A nowe pokolenie czytelników miało szansę je poznać dopiero teraz, dzięki magazynowi.

Komiks „Stacja kontroli dusz” Piotra Promińskiego, przez lata leżał w szufladzie i przez lata powstawał; nie sądzę, żeby jakiekolwiek wydawnictwo komiksowe go opublikowało. W magazynie podzielony na części komiks Piotra sprawdził się wyśmienicie.

Generalnie chodzi o publikację prac, które gwarantują poziom graficzny i jakość opowieści, a nie o to, kiedy powstały i czy jego autor jest znany czy nieznany.

Dotychczas publikowane komiksy wyciągnięte z szuflad - można powiedzieć - dostałem na rozruch. Ale rozpoczęliśmy prace nad zupełnie nowymi historiami. Opublikuję m.in. świeżo narysowaną nowelkę Jerzego Ozgi i Zeke’go czy mój wspólny z Krzysztofem Wyrzykowskim album awanturniczo-przygodowy z akcją w XVI wieku (w odcinkach), ponad 30-stronicową nowelę, którą robię z Jakubem Kijucem. Będę też kontynuował opowieści Grzegorza Weigta z cyklu wspomnień siostry Dolores i paski Mieczysława Skalimowskiego. Obaj wymienieni autorzy zdobyli zresztą już tymi pracami serca czytelników. Będą też autorzy nowi, choć znani, których nazwisk na razie nie zdradzę.

Nie chcę deklarować, w którą stronę będę rozwijał pismo; wiele tu będzie zależało od możliwości i posiadanego materiału.

Wydaje się, że rezygnujesz z publicystyki i mocniej stawiasz na komiksy, a pismo dryfuje w stronę antologii - to prawda?

Myślę, że ogólna koncepcja pisma jest już widoczna dla wszystkich. W trzecim numerze rzeczywiście publicystyka była krótsza o 2-3 strony niż w 1. i 2. numerze. To dlatego, że komiksy były akurat dłuższe. Ale absolutnie nie oznacza to dryfowania w stronę antologii. Stosunek komiksów dłuższych, shortów i publicystyki został już w zasadzie ustalony przez pierwsze dwa numery magazynu.

"Komiks i my" to obecnie jedyny (pomijając periodyki stricte mangowo-anime) magazyn komiksowy w kraju. Wyniki sprzedaży faktycznie potwierdzają, że Polacy nie potrzebują takich tytułów?

„Polacy” to nie jest dzikie plemię, które nie potrzebuje wyrafinowanej kultury artystycznej – a za taką uważam komiks w swym najlepszym wydaniu. Potrzebujemy duchowej pożywki i rozrywki na najlepszym poziomie. Niezależnie od wyników sprzedaży, będę ten magazyn wydawał, dopóki będę miał na to ochotę, czas i środki finansowe, i dopóki będę miał chętnych do współpracy autorów.

Jestem przygotowany na to, że dzieła ambitne i wymagające zawsze mogą mieć trochę mniejszą widownię i sprzedaż. Tak czy inaczej nie mam zamiaru poddawać się.

zajaczkowski2
Sławomir Zajączkowski (od lewej) wraz z Krzysztofem Wyrzykowskim


Przez rok wydałeś trzy numery "Komiks i my". Traktujesz to jako sukces?

Oczywiście, że tak. Ponieważ drugiego takiego magazynu komiksowego, jak zauważyłeś, nikt w Polsce nie wydaje. To jest coś nowego, odważnego. Tak jak śmiałą i nowatorską decyzją było przed laty rozpoczęcie wydawania serii komiksowej o Żołnierzach Wyklętych („Wilcze tropy”) czy o czasach reakcji pogańskiej w czasach pierwszych Piastów („Lux In tenebris”). O to chodzi w sztuce, by być odważnym i umieć chadzać własnymi ścieżkami – nawet jeśli się idzie samemu po tej ścieżce.

Gdy dzieliłem się ze znajomymi zamiarem rozpoczęcia wydawania magazynu, wszyscy w zasadzie odwodzili mnie od tego pomysłu, argumentując, że czasy magazynów komiksowych minęły, że to będzie niedochodowy interes. Kompletnie nie kupuję takiej logiki. Chcesz coś robić? Masz pomysł? Proszę bardzo - rób. Każdy jest wolnym człowiekiem.

Będą kolejne numery "Komiks i my"? Kiedy czwórka?

Muszę zmartwić niektórych recenzentów, ale zamierzam wydać czwórkę. Powinna być w czerwcu. A artysta powinien słuchać przede wszystkim tego, co podpowiada mu serce. Wiesz, jest takie powiedzenie: „robotnik, to człowiek który pracuje rękoma, rzemieślnik to człowiek, który pracuje rękoma i rozumem, artysta to człowiek, który pracuje rękoma, rozumem i sercem”. Czasem za dużo wśród artystów kalkulowania i rozumu – czyli rzemiosła.




Zdjęcia Sławomir Zajączkowski i Łukasz Chmielewski

Opublikowano:



Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Copypaste -

"Nasi autorzy czerpali inspiracje z twórczości takich polskich twórców jak: Stanisław Lem, Arkady Fiedler czy Stanisław Boy-Żeleński..."

Padłem ze śmiechu w momencie, w którym redaktor naczelny prawackiego pisemka (jak rozumiem rzekome "wartości" to nazywanie gejów pedałami, a feministki prostytutkami?) jako inspiracje scenarzystów podaje śmietankę lewicowej myśli. Agnostyk zyskujący światową sławę w PRLu, podróżnik z tak otwartą głową i szacunkiem dla innych kultur jakiej żaden prawaczek nigdy nie posiądzie i, uwaga bo to chyba najlepsze, propagator świadomego macierzyństwa, antykoncepcji i edukacji seksualnej. Prawdopodobnie, bo w wywiadzie pojawia się Stanisław zamiast Tadeusza, ale kij tam. Przecież nie chodzi o to żeby było z sensem tylko żeby wytrzeć sobie mordę porządnymi ludźmi. Wiem, że ten apel to jak grochem o ścianę, ale polecam Panie Sławku zacząć w końcu czytać autorów, na których się powołujecie. Istnieje promyk nadziei, że coś zrozumiecie.

Tak -

A ja mam nadzieję, że kiedyś ci wszyscy postępowi sięgną do słownika, przeczytają definicje takich słów jak "tolerancja" oraz "szacunek", a następnie porównają to z tym co wypisują. Ale cóż, mój apel jest jak grochem o ścianę, gdyż ludzie chorzy z nienawiści zawsze sobie wszystko wytłumaczą...