baner

Artykuł

Peter David i kosmiczny superbohater- "Captain Marvel"

Yaqza, Yaqza
„O-WHA-TAHGOO-SIAM!!”

     Życie superbohatera nie jest proste, o nie. Każdy kto myśli że to taka fajna sprawa mieć super moce powinien zapytać Ricka Jonesa o zdanie- na pewno miałby parę rzeczy do powiedzenia. Na przykład to, że nie bardzo odpowiada mu zespolenie z międzygalaktycznym, dostrojonym do rytmu wszechświata potężnym bohaterem gotowym walczyć z każdym złem, jakie napotka (nie wspominając o tym, że przemianie w niego towarzyszy wyładowanie energii- taaak...czas znowu zmienić kafelki w łazience...). Cały dowcip polega na tym, że Rick i Kapitan Marvel (bo to o nim była mowa- chociaż uściślając sprawę należy dodać, iż nasz uroczy młody człowiek ma już pewne doświadczenie w tej sprawie, gdyż swego czasu „współpracował” na tej samej zasadzie z ojcem Marvela- Mar-Vellem...jakkolwiek pokręcone to by nie było...wojowniczy ojczulek niestety odszedł do krainy wiecznych łowów kiedy jego system nerwowy został porażony śmiertelnie niebezpiecznym gazem; Rickowi jednak nic się nie stało- ożenił się z piękną Marlo i egzystował spokojnie. Potem nastąpiło kilka tragicznych wydarzeń, m.in. paraliż nóg i sklonowanie Mar-Vella przez jego ukochaną oraz nadanie mu imienia Genis- to o przyszłym Marvelu mowa. Oczywiście wszystko się szczęśliwie zakończyło- Rick odzyskał władzę w nogach a na dodatek połączył się z Marvelem....i tyle historii. Starczy na razie.) zamieniają się miejscami gdy dwie bransolety znajdujące się na przegubach naszych ulubieńców zetkną się ze sobą (jeden z bohaterów ląduje wtedy w Strefie Negatywnej- Negative Zone-drugi zaś zajmuje jego miejsce w realnym świecie). Chyba nie muszę dodawać, że doprowadza to do wielu dziwacznych sytuacji?

”Dziwaczna biżuteria”
„Bo to nie biżuteria. To mega-bransolety. Kiedy je ze sobą zetknę znikam i zamieniam się w Kapitana Marvela”
„Jak tam sobie chcesz. Gdzie jest łazienka”?
„Musiałem ją usunąć, przeszkadzała mi w podziwianiu Wenus”


    Dla wyjaśnienia- Rick prowadzi talk show do którego zaprasza przeróżnych superbohaterów- ma wśród nich wielu przyjaciół i niejednokrotnie odbiera telefony z prośbą o pomoc w uratowaniu świata (a wszystko to dlatego, że kiedyś współpracował z samymi Mścicielami- The Avengers, a Kapitan Ameryka wyszkolił go na swego współpracownika- Rick był takim jakby Robinem).
    Rick ma też, o czym już wspominałem, żonę. No, tak jakby żonę, bo stosunki między nimi są co najmniej....dziwaczne. Nie wszystko się między nimi dobrze układa- Rick po prostu lubi ryzyko, na które Marlo nie chce mu pozwolić. Acha- ta urocza rudowłosa dziewczyna nie ma oczywiście pojęcia kto jeszcze gości w ciele jej ukochanego...

”Ale...ja jestem tym dobrym! Właśnie chronię cię przed........przed...dymiącym kraterem...w którym nie ma żadnego potwora....”

    Peter David, scenarzysta znany polskim czytelnikom dzięki takim komiksom jak „Heroes Return” (Mega Komiks 3/99) czy „Hulk” (Mega Marvel 1<6>/95) to twórca niezwykły. Z niesamowitą wręcz maestrią potrafi przejść od dowcipu do dramatu i na odwrót. W wymienionych przez mnie komiksach dowiódł swych umiejętności- pełne powagi sytuacje, głębokie dialogi i ponury nastrój kontemplacji nad światem przeplatany był żartami bohaterów i zabawnymi sytuacjami. A wszystko to w dobrym smaku- w prozie Davida te elementy się ze sobą nie gryzą, a wręcz przeciwnie: w świetny sposób uzupełniają. Jedynym komiksem, który w podobny sposób łączył podniosły nastrój i żarty jest dla mnie „Neon Genesis Evangelion” Yoshiukiego Sadamato- a dodam jeszcze że jest to dla mnie jedna z najlepszych pozycji, jakie wpadły mi w rączki.
    Tym razem Peter David wziął na tapetę „typowego” superbohatera- wiecie, latanie, super siła, szmery lasery i takie tam. Podobnie jego podwójna tożsamość to dość ograny schemat wykorzystany już niejednokrotnie przez branżę komiksową. Ale...David miał swój własny pomysł na ten komiks. I zrealizował go.

”-Oddawaj bransoletki. Z czego one są? Ze złota?
-Taaak.. Jestem tancerzem. A to jest mój najlepszy ruch.
KWAKOOM!!
-A teraz idź zgłosić się na policję
-Tak jest, proszę pana...”


    „Kapitan Marvel” to właściwie parodia typowego komiksu „superbohaterskiego”. David nie bawił się w utykanie na siłę poważnych wątków i zamienił ten tytuł w jedną wielką zabawę z ogranymi schematami(chociaż też nie do końca...ale o tym później). Ogromną siłą komiksu są jego dialogi- szczególnie rozmowy między Marvelem a Rickiem (są w nieustannym kontakcie, wiecie, telepatia, te sprawy) potrafią przyprawić o bolesny skurcz ze śmiechu. Uwaga dla wszystkich ortodoksyjnych wielbicieli komiksowych duetów- musicie wykazać odrobinę tolerancji dla wyobraźni Davida. Marvel jest w końcu kosmitą i typowym superbohaterem- dla niego wszystko jest bardzo proste. Rick natomiast to znacznie bardziej pragmatyczna postać- reprezentuje podejście, jakie dla wielu z nas nie jest obce. Dlatego zdarza mu się czasami nabijać ze swego towarzysza....A momentami najchętniej zapewne dałby mu w papę za flirtowanie z Marlo. Peter nie uznaje świętości- nawet taka postać jak Moondragon (bohaterka o gabarytach Pameli Wiemy O Co Chodzi Anderson i ślicznej główce pozbawionej nawet jednegio włoska dostała swoje conieco od scenarzysty- Rick pozbawił ją możliwości używania wszelkich talentów telepatycznych zakładając jej na głowę słuchawki i puszczając... muzykę zespołu Korn. A kiedy to nie wystarcza- Limp Bizkit A swoją drogą ojcem naszej nadobnej panienki jest nie kto inny jak sam Drax (znamy go z „Infinity War” drukowanego w Mega Marvel 3<4>/94)- wielki, zielonoskóry...cwierćinteligent nie uznający półśrodków. Takich jak np. drzwi, które dla niego są tylko pojęciem hipotetycznym, bo i tak zawsze wchodzi przez ścianę.


”Witaj. Jestem Drax Niszczyciel. Moja córka ma ochotę na ciasteczka miętowe. Paczkę poproszę.
-Właściwie, to te miętowe już mi się skończyły...
-NIEEEEE!!
-...Ale mam też inne ciasteczka...Te z czekoladą też są bardzo smaczne.
-(sigh)...To nie to samo...


    Ok., macie już pewien zarys tego, co David zrobił w tym komiksie. Dodajmy do tego iż Rick czyta komiksy Kevina Smitha a Marlo po incydencie w kanadyjskich lasach ma za towarzyszkę ducha martwej...hmmm....koleżanki? To zbyt mocne słowo. Raczej znajomej. Która na dodatek lubi puszczać dymki (ach, palenie, co za obrzydliwy nałóg...w jej wykonaniu) przez ranę na szyi (pamiątka po psychopacie który poderżnął jej gardło). Kapitan Marvel z kolei zostanie aresztowany przez policję by spokojnie zostać zawiezionym ich radiowozem na posterunek, w mieście pojawi się gigantyczny, wężowaty potwór podający się za...Kapitana Marvela, syna Mar-Vella, swoje pięć minut będzie miał też Hulk (chociaż „pięć minut” to trochę za mało by...pomieścić jego osobę), Marvel z Draxem wylądują na planecie, na której czci się Zielonego Olbrzyma (tyle że chodzi o tę bardziej masywną wersję Bruce’a Bannerta, nie o naszego ulubieńca Draxa..ale jak się okaże dla pewnych osób będzie to żadna różnica)- dojdzie do małego zamachu stanu gdy nasi bohaterowie pomogą w obaleniu tyrana....całkiem sporo wydarzeń, prawda? A to wszystko dzieje się w ośmiu piwerwszych numerach serii. Ale pozostaje jeszcze jedna sprawa...


”-Kelly, twoi rodzice bardzo się o ciebie niepokoją. Boją się, że...
-...zabiję się. Nie, nie zrobię tego.
-Dobrze słyszeć
-To by było bez sensu. Niedługo i tak wszystko ulegnie zniszczeniu.
-Ahaaa..A kto to zrobi? Obcy?
-Nie.Ja.”


    Kelly na pierwszy rzut oka jest zwykłą nastolatką. Na drugi jest nastolatką z problemami. A kiedy lepiej się przyjrzeć człowieka może ogarnąć groza. Kelly nie jest tym, na kogo wygląda. „Świat ulegnie zniszczeniu”. Jej przepowiednie i okaleczanie samej siebie zmusiły jej rodziców do posłania dziewczyny do specjalisty. To tylko zaburzenia psychiczne, mówili. To można wyleczyć. Kelly objawiła lekarzowi swoje prawdziwe oblicze- i on uwierzył w jej słowa.

    Kelly może manipulować otaczającą ją rzeczywistością. Ale najbardziej przerażające jest to, jak ogromną mocą dysponuje to dziecko. I jak bardzo nieodpowiedzialna osobą może się okazać.
Wątek ten to najpoważniejsza część serii- każde pojawienie się Kelly na łamach komiksu (pojawia się w kilku krótkich epizodach, które w kolejnych odcinkach są coraz dłuższe) to popis talentu Davida. Sposób, w jaki przechodzi od zwykłych, superbohaterskich przygód do wątku nastolatki dysponującej mocą zdolną obrócić w pył świat to absolutne cudeńko narracji- każdy epizod utrzymany jest w mrocznym klimacie- czasami Kelly robi cos na pozór zabawnego, taki wybryk nastolatki,, co jednak w ostatecznym rozrachunku dowodzi tylko jak wielkim zagrożeniem jest ta dziewczyna.
    Z czasem David postanowił najwyraźniej wprowadzić do serii jeszcze inne poważniejsze wątki. W numerze siódmym Marvel staje oko w oko z zagrożeniem, jakie niesie ze sobą...Benny. Chłopczyk, syn Comet Mana obdarzony wielką mocą. Marvel wie, jak ogromnym zagrożeniem jest chłopiec, że jego nieukierunkowana siła może doprowadzić świat na skraj zagłady. Co zrobi bohater? Zapewniam, że odpowiedź nie jest prosta i zapewne zaskoczy niejednego- David udowodnił, że bohaterowie też czasami muszą wybrać „:mniejsze zło”. A teraz może co nieco o rysunkach? Rysownikiem serii jest Chris Cross, chociaż pojawiają się też Ron Lim (znamy go z historii „Silver Surfer: The Herald Ordeal <”Misja Heroldów”> w Mega Marvel 2<3>/94) i James Fry. Zdecydowanie najlepiej radzi sobie ten pierwszy- po prostu Cross jako jedyny potrafi w tak niesamowity sposób ożywić twarze bohaterów. Ich mimika to czasami kolejny powód do złapania się za brzuch i zwinięcia w kułak. Ale radzi sobie nie tylko na polu rysowania uśmiechniętych mordek- Cross to świetny rysownik, mający ogromny potencjał, idealnie wręcz pasujący do tej serii. Jego rysunki czasami przytłaczają wręcz swoim rozmachem czy ilością pracy jaką włożył w nie ich autor.

    Co jeszcze mogę powiedzieć o tej serii? Na razie nie pojawiła się w języku polskim- chętnym do jej przeczytania pozostają albo sklepy komiksowe oferujące też tytuły ze Stanów, albo...czy ja wiem...wujek z USA?
    Polecam tę serię- każdy, kto choć trochę zna talent Davida sam zapewne, bez moich namów sięgnie po „Kapitana Marvela”, innym zaś rekomenduję ten tytuł. Żeby się pośmiać, odprężyć...i zastanowić nad pewnymi sprawami. Jak już wspominałem: proza Davida to proza na najwyższym poziomie- komiks czyta się z niezwykła lekkością, ale nie jest to komis prostacki, o nie. W tej kwestii porównałbym go może do...”Wiedźmina”- „wchodzi” tak samo dobrze, a wszystko dzięki temu, że jest tak sprawnie napisany i narysowany. Polecam gorąco. Znaczek „Yaqza poleca” przyznany.

Opublikowano:



Tagi

Marvel Peter David

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-