baner

Wywiad

Kowal: SzlamFest powstał z sentymentu do lat 80. i 90. XX wieku

Agnieszka Nowakowska
Agnieszka Nowakowska rozmawia z Jarosławem Kowalem o SzlamFeście 2017 i popkulturze lat 80. i 90. XX wieku.

Agnieszka Nowakowska: SzlamFest to nazwa, która na pozór nic nie mówi...

Jarosław Kowal: Można by pomyśleć, że to impreza dla pracowników zakładów utylizujących odpady [śmiech].

A tymczasem jest to impreza dla...?

Dla ludzi z ogromnym sentymentem do lat 80. i początku 90. Dla tych, którzy spędzili niezliczone godziny, grając na Atari i Commodore; wyczekiwali cotygodniowych gali wrestlingu na TNT, które nie wiedzieć czemu zawsze kończyły się w momencie kulminacyjnym; dla tych, których torrentem czy innym chomikiem była lokalna wypożyczalnia kaset wideo i dla tych, którzy nowy zeszyt „X-Menów” bezceremonialnie czytali do obiadu, zamiast przeglądać zbiorowe wydanie w białych rękawiczkach.

kowal_szlam3
Paweł Kowal


Czyli głównie dla trzydziestolatków wspominających swoją młodość.

I tak, i nie. Na pewno bazujemy na wspomnieniach po szczęśliwym, beztroskim dzieciństwie, ale to kultura wciąż żywa. Przykładów mamy mnóstwo, chociażby w Trójmieście - Łukasz Kowalczuk, jeden z kuratorów (tak to formalnie nazwijmy) imprezy tworzy znakomite komiksy utrzymane w duchu lat 80.; funkcjonuje tutaj projekt Nightrun87, którego brzmienie oparte jest o synth-wave'owe granie sprzed lat; mamy też federację Kombat Pro Wrestling, która walczy w całym kraju... Zresztą na SzlamFeście łączymy stare z nowym. Będą stoiska ze starymi maszynami do gier, gdzie rozegrany zostanie między innymi turniej w legendarne „Sensible Soccer”, będzie projekcja „Toksycznego Mściciela” - klasyki kiczu od studia Troma, ale będą także stoiska z aktualnie wydawanymi komiksami, wystawy współczesnych twórców, panele dyskusyjne z ich udziałem...

Ale skąd w tym wszystkim „szlam”? To dlatego, że wszystkie te elementy zawierają element kiczu?

Szlam to symbol. Jest dla nas tym, czym dla punk rocka jest irokez albo szpagat dla Van Damme'a. W wielu filmach z lat 80. to właśnie szlam nadawał tempa akcji. Nie byłoby Toksycznego Mściciela, gdyby Melvin nie wpadł do szlamu, nie byłoby Żółwi Ninja bez kąpieli w szlamie... Jest nawet piękny, mało znany film z 1988 roku o tytule „Slime City Massacre”, w którym ludzie przemieniają się w zombie-podobne istoty po wypiciu właśnie szlamu. W tamtych czasach dopiero zaczynała się pojawiać proekologiczna świadomość, a walka o lepsze środowisko przeniosła się do popkultury. Zresztą w Polsce wszyscy to widzieliśmy chociażby w „Kapitanie Planecie”.

Nie masz poczucia, że ludzie z zewnątrz mogą patrzeć na takie imprezy jak na sekciarskie zloty?

Elitarne, a nie sekciarskie [śmiech].

kowal_szlam1

Zastanawiam się, na ile traktujecie to wszystko na poważnie?

Niektórzy pojawiają się na tego typu imprezach, żeby się pośmiać i nie ma w tym nic złego. Ja natomiast czasami irytuję się, kiedy podczas pokazu filmu klasy Z przelewają się hektolitry piwa, wszyscy gadają i panuje atmosfera wykpiwania wyświetlanego obrazu. Rozumiem, że niemal każdy aspekt tych produkcji wręcz wymusza śmiech, ale jestem pewien, że żadnych innych filmów nie realizuje się z tak ogromna pasją. Nie ma tu wielkich gwiazd aktorstwa, scenariusze bywają fatalne, a efekty specjalne przy bardzo niskich budżetach sprawiają, że kinowy „Wiedźmin” przestaje wyglądać aż tak źle, ale ja w tym widzę tak dużo serca, że nie potrafię uczestniczyć w pokazie tylko dla śmiechu. Bardziej mnie śmieszą zmanierowani aktorzy grający studentów w „Powidokach”.

A wrestling? Przecież to wszystko jest reżyserowane...

„Stranger Things” też było reżyserowane, czy to mu czegokolwiek ujmuje? Pamiętam, że kiedy do kin trafiły „Dziewiąte Wrota” Polańskiego, wiele osób było zawiedzionych, bo reklamy nastawiły ich na horror, a otrzymali dziwny, ponury, w moim przekonaniu rewelacyjny film i być może doceniliby go, gdyby nie właśnie ta myśl: „Idę na horror”. Podobnie jest z wrestlingiem - jeżeli ktoś chce w tym widzieć zmagania czysto sportowe, to faktycznie może odebrać go jako ściemę i marnowanie czasu.

kowal_szlam2

Tutaj chodzi jednak o czysto rozrywkowy aspekt, o wczucie się w fabułę, która dodatkowo zawiera element toczących pojedynki mężczyzn i kobiet. To, że nie uderzają się na serio, nie znaczy przecież, że nie trenują na serio i nie wykonują tych wszystkich akrobacji na serio. Za dzieciaka często bawiłem się z kumplami w wrestling, każdy chciał być Stingiem i czasami zastanawiam się, jak my to wszystko przeżyliśmy [śmiech]. Ważne jest więc przesłanie, które większość federacji podkreśla: „Nie róbcie tego w domu”, a reszta to czysta rozrywka.

Ale skakałeś na kolegów, wykręcałeś im ręce i tak dalej?

Raz nawet zbiłem żyrandol w pokoju rodziców kolegi za pomocą kija do hokeja. Miałem to szczęście, że byłem wyrośniętym dzieciakiem i na ogół to ja byłem wykręcającym, rzadko wykręcanym. Jak teraz o tym myślę, to trochę przeraża mnie skala naszej nieodpowiedzialności, tym bardziej, że sam jestem już ojcem i nie chciałbym, żeby mój syn skakał ze szkolnego parapetu na plecy kolegi... Oglądajcie wrestling, ale zostawcie go profesjonalistom [śmiech].

To kto i dlaczego jest twoim ulubionym zawodnikiem?

Współczesnego wrestlingu raczej nie śledzę, nie ma dla mnie tej samej magii, co wrestling sprzed lat. Moimi ulubieńcami zawsze byli mroczni, zamaskowani zawodnicy pokroju Undertakera, Stinga czy Kane'a. Im bardziej komiksowa postać, tym lepiej.

No właśnie, komiks. Przyznam, że dla mnie to najciekawsze część tej imprezy, ale idziecie trochę pod prąd, bo bez superbohaterów i bez mangi.

Od superbohaterów wszystko się u mnie zaczęło, miałem pokaźną kolekcję komiksów wydanych przez TM-Semic i do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że ją sprzedałem. Później jednak, podobnie jak w przypadku wrestlingu, coraz trudniej było mi odnaleźć się w nowych seriach. Mam wrażenie, że jest w nich więcej kalkulacji i schematyczności niż w starszych, czasem bardzo szalonych historiach. Czasami zdarzają się zaskoczenia, jak chociażby „Spider-Man: Reign”, gdzie Peter Parker nieumyślnie zabija Mary Jane swoim radioaktywnym nasieniem. Wszystko jest utrzymane w bardzo poważnym tonie, ale tak naprawdę to doskonały materiał na film Tromy. Jest nawet szlam...

W każdym razie superbohaterowie trochę mi się znudzili, wolę klasyczne historie, a aktualną fabułę często sprawdzam tylko na wikipedii, żeby być na bieżąco. Jeżeli chodzi o mangę to regularnie czytam dwa tytuły, dosyć popularne zresztą - „One Punch Man” i „Atak Tytanów”. Nie chcieliśmy jednak robić ze SzlamFestu wtórnej imprezy i dlatego poszliśmy w innym kierunku, a polski komiks jest według mnie na coraz wyższym poziomie i warto go promować. „Będziesz Smażyć Się W Piekle” Prosiaka to jedna z najlepszych rzeczy, jakie czytałem.

Dla wielu osób komiks to książeczka dla dzieci. Nie masz czasem wrażenia, że znajomi krzywo na ciebie patrzą przez tę pasję?

Szczerze mówiąc, nie wiem, a nawet jeżeli tak jest, to nie robi to na mnie wrażenia [śmiech]. Komiks uważam natomiast za coś znacznie więcej niż „książeczkę dla dzieci”. Zawsze przy tego typu dyskusjach przywołuję słowa Williego Suttona, słynnego złodzieja. Kiedy po schwytaniu, zapytano go, dlaczego napadał na banki, odpowiedział: „Bo tam są pieniądze”. Z komiksem czy w ogóle z popkulturą jest podobnie - tam są ludzie. Można to wykorzystać na wiele sposobów. Niektórym zależy tylko na zarobku, ale ponownie podkreślę, że w tym środowisku jest bardzo dużo szczerej pasji, co umożliwia przemycanie istotnych treści.

Wspomniany „Toksyczny Mściciel” czy nawet „Godzilla” niosą proekologiczne przesłanie. „Nowe Przygody He-Mana” i wiele innych animacji z lat 80. zawsze na samym końcu zawierały pogaduszkę z przesłaniem, coś w stylu tak zwanej „nawijki” hardcore punkowych zespołów między utworami. Pojawiały się tam przeróżne komunikaty, od propagowania diety opartej o warzywa po nakłanianie do zapinania pasów w samochodzie. „Jonnny Quest” - bardzo zapomniana animacja... Spójrz na tę rodzinę - dwóch facetów wychowujących dwóch chłopców, w tym adoptowanego hindusa, a do tego jeszcze pies i to wszystko w latach 60.

SzlamFestglownyplakat

Zaraz się okaże, że SzlamFest to impreza edukacyjna. [śmiech]

Bo trochę jest [śmiech]. Edukacja nie zawsze musi być typowo szkolną rywalizacją o oceny, poza tym edukuje się nie tylko dzieci. Tak się składa, że kończyłem pedagogikę i stosuję ją w praktyce na synu, ale istnieje też dział zwany andragogiką, czyli kształcenie dorosłych. Krótko mówiąc, edukować się można i należy przez całe życie, a nie tylko kurczowo trzymać jedną książkę... Poza tym edukacja to nie tylko zdobywanie wiedzy, ale także umiejętności czy poglądów. Ja z któregoś z numerów „X-Factor” dowiedziałem się o istnieniu „Atlasa Zbuntowanego” Ayn Rand, a korzystne wpływy grania w gry zna już chyba każdy. Skończyła się epoka demonizowania ich. To wszystko jest wartością dodatkową, w SzlamFeście bez dwóch zdań chodzi przede wszystkim o rozrywkę, ale nie jest to rozrywka prostacka.

Będą kolejne edycje SzlamFestu?

Mam nadzieję, że tak. Sprzedaż biletów jest niezła, więc jest dla kogo podobne wydarzenia organizować.

Szlamkowalczukwystawa

szlamfest_kpw


Rozmawiała Agnieszka Nowakowska.
Foto z archiwum Pawła Kowala.

Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-