baner

Recenzja

Skywalker vs Skywalker

Przemysław Pawełek recenzuje Star Wars Komiks #65 (5/2016): Darth Vader: Osaczony Vader
5/10
Skywalker vs Skywalker
5/10
Na konfrontację pomiędzy Lukiem a Vaderem zanosiło się na to od początku nowych serii ze świata Gwiezdnych Wojen. Równoległe cykle komiksowe w końcu się ze sobą spotykają, a w starciu wezmą udział nie tylko rebelianci i mroczny lord Sith, ale także konkurujący z nim poplecznicy Imperatora. Tylko czy to wszystko na pewno ma sens?

W "Osaczonym Vaderze" splatają się wątki, za które odpowiadali dotąd w swoich seriach Jason Aaron i Kieron Gillen. Mroczny jedi, tropiąc Skywalkera, trafia na niegościnną planetę Vrogan Vas, gdzie tymczasowe schronienie znaleźli rebelianci. Kolejne 6 zeszytów zawartych w tym zbiorku to kolejne walki pomiędzy różnymi bohaterami tego dramatu. Wyjście Vadera z nadprzestrzeni prowadzi do kosmicznej potyczki z eskadrą X-Wingów, jego rozbicie się na planecie niemal płynnie przechodzi w batalię samotnego - i pozbawionego pojazdu - mistrza mocy z atakującymi go pojazdami rebelii, a to dopiero początek mniejszych i większych pojedynków. W kolejne angażują się dobre droidy, złe droidy, dobry wookie, zły wookie, Luke i jego pomocnicy, pomocnicy Vadera, w końcu konkurująca z mrocznym lordem imperialna frakcja. Wszyscy oni po kolei w tumanach pustynnego pyłu wpadają na siebie i prowadzą w różnych konfiguracjach kolejne walki. Pewnie gdyby nie tumany piachu, to wytłukliby się nawzajem co do nogi, ale wtedy przecież nie mogłoby dojść co wydarzeń przedstawionych w "Imperium kontratakuje"...

W nowym zbiorku podejmującym wątki sagi z bardzo odległej galaktyki sporo pojazdów idzie z dymem, życie traci też sporo istnień, tylko po to, by historia nie doprowadziła w zasadzie do niczego. Spełniają się niestety ponure prognozy, które pojawiły się po ogłoszeniu informacji, że prawa do Gwiezdnych Wojen trafiły do katalogu Disneya. Jak wiemy - na granicy chłonności rynku dojone są prawa do licencji w kinach, do których raz na rok ma teraz trafiać film z uniwersum wymyślonego przez Lucasa. Także komiksy okazują się być w większości przypadków drenażem komercyjnego potencjału marki, w dodatku - jak na mój gust - to drenaż, który jest rozmienianiem się na dobre, i który psuje w efekcie rzeczonej marki wartość. Nie ma tu mowy o partactwie, ale też nie są to wyżyny ani narracyjne, ani graficzne. Zarówno Salvador Larocca, jak i Mike Deodato nie popisują się zanadto kreską, prawdopodobnie bohaterów odrysowując z konkretnych ujęć filmowej sagi (da się momentami wskazać z pamięci z których), a technikalia - z trójwymiarowych modeli z przepastnych baz Lucasfilmu. Momentami idą tu na łatwiznę - choćby pojawiający się w komiksie cyborg jest postacią w naprawdę dużym stopniu 'sklonowaną' z generała Grievousa.

Ukazująca się już jakiś czas komiksowa seria, która rozgrywa się po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci, czyli po finale czwartego epizodu, pokazuje, że Disney jest w stanie ciągnąć w nieskończoność losy lubianych bohaterów, i nie jest mu potrzebna do tego większa finezja. Wystarczy pozytywnym postaciom dobrać negatywne, lustrzane w praktyce odpowiedniki, i mnożyć kolejne konfrontacje, wymiany ognia z blasterów i ucieczki, nie wprowadzając do galaktycznego układu sił niemal nic, poza kilkoma zgonami i tak nieistotnych z perspektywy filmów w postaci. W końcu nie można namieszać za bardzo, bo komiksy muszą się lepić z kinową sagą, czyż nie? Niestety - marvelowscy, czy też disneyowscy redaktorzy, próbując budować jak najbardziej mile widziane zaskoczenia i dramatyzm, idą moim zdaniem o krok za daleko. Groza, którą budził w Gwiezdnych Wojnach Vader, była w dużej mierze grozą budzoną przez fakt, że to postać, której potęgi nie dało się do końca oszacować, a motywacji przejrzeć. Tu komiksowi scenarzyści niemal na tacy podają nam rodzące się w jego głowie plany, na ujawnienie których w filmach trzeba było niejako poczekać aż do finału pierwszej trylogii. Także konfrontacja bohaterów z obcym im lordem Sith następowała stosunkowo późno, w połowie drugiego aktu całości - tu Luke, Leia i Solo wpadają na niego kolejno pośród piasków Vrogas Vas.

Na poziomie zabiegania o wierność filmom i dostosowania się do znanej z nich dramaturgii - dzieje się tu coś dziwnego. Oczywiście moje narzekania są narzekaniami fana, który nie wszystko jest w stanie wybaczyć, ale z innej niż fana perspektywy ta seria może okazać się lekturą zupełnie daremną. To cykl tyleż samo wartki i łatwostrawny, co pusty i jadący na jałowym biegu. To wystarczy, by na jakiś czas utrzymać sprzedaż, ale na dłuższą metę może to być strzał to własnej bramki. Jak dla mnie ktoś tu za mocno poddusza kurę znoszącą złote jajka. Prędzej czy później komiksowemu działowi Disneya pozostanie już tylko i wyłącznie ugotować z niej rosół.

Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Star Wars Komiks #65 (5/2016):  Darth Vader: Osaczony Vader

Star Wars Komiks #65 (5/2016): Darth Vader: Osaczony Vader

Scenariusz: Jason Aaron, Kieron Gillen
Rysunki: Mike Deodato Jr., Salvador Larroca
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2016
Seria: Star Wars Komiks
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260 mm
Stron: 148
Cena: 19,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9771899488606
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-