baner

Recenzja

Najnowsza produkcja Brubakera to taka lepsza XIII

Maciej Gierszewski recenzuje Velvet #01: U kresu
7/10
Najnowsza produkcja Brubakera to taka lepsza XIII
7/10
Ostatnimi czasy oficyna Mucha Comics nieźle sobie poczyna. Wprowadza na krajowy rynek mainstreamowe komiksy, które za oceanem mają status pozycji kultowych, ważnych i ambitnych. Dodatkowo wyraźnie widać, że redakcja stara się być na bieżąco, a nie tylko sięgać po sprawdzone superhero. To dzięki Musze mamy możliwość kupienia w Polsce takich pozycji, jak: „Saga”, „Chew”, „Fatale” czy „Bękarty z Południa”. Niedawno do tego atrakcyjnego koszyka dorzucona została kolejna intrygująca pozycja - „Velvet”.

Serial ukazuje się w Image Comics od października 2013 roku; ma status „ongoing”, czyli wciąż jest w produkcji, do tej pory ukazało się 14 zeszytów, kolejny zapowiadany jest na lipiec. Za scenariusz odpowiada Ed Brubaker, a za rysunki Steve Epting. Pierwszego z panów nie trzeba jakoś specjalnie przedstawiać, wystarczy wspomnieć, że „Fatale” czy „Gotham Central” wyszły spod jego pióra. Natomiast rysownik nie jest w naszym kraju specjalnie znany, choć ma na swoim koncie koprodukcję z Brubakerem przy „Zimowym Żołnierzu”, która ukazała się w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Tyle tytułem wstępu, teraz zobaczymy, co ma do zaoferowania ich najnowsza wspólna produkcja.

Główną bohaterką jest niejaka Velvet Templeton, która pracuje jako sekretarka w tajnej agencji szpiegowskiej. ARC-7 jest głęboko utajoną instytucją, że o jej istnieniu wie bardzo niewielu. Akcja rozpoczyna się w 1973 roku w Paryżu, gdzie zostaje zdekonspirowany i zamordowany Jefferson Keller (pseudonim X-14), jeden z najlepszych agentów firmy. Wydarzenie stawia na nogi całą centralę agencji w Londynie. Rozpoczyna się gorączkowe śledztwo, w którym próbuje się ustalić, kto zabił Kellera i dlaczego? Wszystkie raporty przechodzą przez biurko pani Templeton, której fotograficzna pamięć przypomina, że w codziennym sprawozdaniu agenta jest jednodniowa luka. Zaczyna kopać, aby ustalić prawdę, co uruchamia lawinę zdarzeń, których nawet ona nie jest w stanie kontrolować.

Jak to bywa w tego typu szpiegowskich historiach, rozpoczyna się szaleńczy wyścig z czasem. Ktoś wyraźnie nie życzy sobie, aby Velvet rozkminiła, kto jest odpowiedzialny za wydarzenia, które miały miejsce w Paryżu. Przy okazji okazuje się, że protagonistka wcale nie jest takim zwykłym biurowym pracownikiem ARC-7, jakby się mogło wydawać, że w przeszłości całkiem nieźle radziła sobie w walce wręcz i z bronią.

Brubaker ma na swoim koncie wiele atrakcyjnych narracji. Jeśli chodzi o omawianą pozycję, to właściwie akcji nie można nic zarzucić. Konstrukcja fabuły jest poprawna, a miejscami nawet więcej niż poprawna. Intryga sprawia wrażenie zmyślnej i przemyślanej, na koniec albumu czytelnik zostaje z większą ilością pytań niż odpowiedzi, co dobrze wróży kolejnym tomom. Narracja prowadzona jest głównie przez główną bohaterkę. Na uwagę (i uznanie) zasługuje prolog, w którym warstwa literacka nie oddaje tego, co widzimy w kadrach; dostajemy w nim (niejako w bonusie) kilka dodatkowych szczegółów z feralnego paryskiego wieczoru. Docenić należy także fakt, że pierwsze skrzypce w tej historii przyznano kobiecie, silnej, samodzielnej, lojalnej i inteligentnej. Co prawda ujęcie Templeton nie odbiega od klasycznego przedstawiania kobiet w komiksie (i w literaturze): główną siłą jest jej seksapil.

Równie dobrze ze swojego zadania wywiązał się rysownik, który świetnie bawi się wizualnymi kliszami: rzecz dzieje się w mrocznych i wąskich zaułkach, wieczorami i często pada. Rysunek jest realistyczny, postaci przedstawiono z dbałością o wszelkie szczegóły anatomiczne. Nie powiem, ubawiło mnie, że Steve Epting nadał Velvet Templeton rysy twarzy Susan Sontag (z tym słynnym siwym kosmykiem). Klasyczne kadrowanie, bez większych eksperymentów. Całościowe podejście do warstwy graficznej (przedstawienie postaci, szczegółowe odwzorowanie miejsc i przedmiotów z lat minionych, klasyczne kadrowanie, staranna kreska oraz kolory) przywodzi mi na myśl europejskie produkcje z oficyny Dargaud czy Glénat.

Patrzę na album z perspektywy zakończonej lektury i myślę sobie, że jest to komiks bardziej europejski niż amerykański, śmiało mógłby pierwotnie ukazać się w którymś z wydawnictw wymienionych powyżej. Zresztą nie jest to tylko moja opinia, naczelny Alei, Łukasz Chmielewski w rozmowie przyznał, że „produkcja Brubakera to taka lepsza XIII”. Zgadzam się, chociaż dla mnie to taki amerykański miks „XIII” i „Lady S”. Tymczasem „Velvet” jawi się jako dość klasyczna opowieść szpiegowska w klimacie noir. Rzecz dobra, warta lektury, choć bez szaleństw.

Opublikowano:



Velvet #01: U kresu

Velvet #01: U kresu

Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Steve Epting
Kolor: Elizabeth Breitweiser
Okładka: Steve Epting
Wydanie: I
Data wydania: Maj 2016
Seria: Velvet
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 128
Cena: 55,00 zł
Wydawnictwo: Mucha Comics
ISBN: 978-83-61319-70-2
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Najnowsza produkcja Brubakera to taka lepsza XIII Najnowsza produkcja Brubakera to taka lepsza XIII Najnowsza produkcja Brubakera to taka lepsza XIII

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-