baner

Recenzja

Nie masz pomysłu? Kopiuj!

Tymoteusz Wronka recenzuje Wiedźmin. Dzieci lisicy
5/10
Nie masz pomysłu? Kopiuj!
5/10
Andrzej Sapkowski stworzył niezwykle medialnego bohatera, a za sprawą gier tworzonych przez CD Projekt, zyskał światową sławę. To już nie tylko nasz, polski fenomen, ale światowa marka, która rozwija się bardziej, niż przypuszczaliśmy jeszcze kilka lat temu. Z jednej strony cieszy ta popularność, z drugiej martwi wtórność otrzymywanego przekazu.

„Dzieci lisicy” to drugi tom wiedźmińskich historii opowiadanych w komiksowej formie przez Paula Tobina. O ile „Dom ze szkła” był oryginalną, może miejscami niedopracowaną, ale mimo wszystko udaną historią, to kontynuacja po lekturze pozostawia znacznie większy niesmak. Przyczyn tego stanu jest kilka.

Po pierwsze i najważniejsze, komiksowi należy zarzucić brak oryginalności. To nie zawsze jest wadą, ale w przypadku „Dzieci lisicy” wtórność historii jest aż nazbyt widoczna. Jeśli czytaliście „Sezon burz” – wszak wcale nie najlepszą powieść Sapkowskiego – to z pewnością kojarzycie watek Aguary – lisicy potrafiącej przyjmować ludzką postać i umiejącą mamić ludzi. Cóż, amerykański scenarzysta w dużej mierze przeniósł jeden do jednego historię opowiedzianą przez polskiego autora. Problem polega na tym, że już w książce motyw ten niespecjalnie chwycił, a rozdmuchany do ponad stustronicowego komiksu nuży jeszcze bardziej.

Fabuła komiksu koncentruje się na Geralcie, który tym razem wyrusza na podróż statkiem. Wkrótce odkrywa, że na pokładzie ma za towarzyszy najemników, porywaczy i osoby zaślepione zyskiem: jednym słowem niezbyt przyjemną kompanię. Gdy na scenie pojawia się Lisica pragnąca odzyskać dziecko, sytuacja się komplikuje. Wiedźmin i jego przygodni towarzysze natrafiają na kolejne niebezpieczeństwa, które zbierają krwawy plon.

Jeśli prawdą jest to, że miejscami Tobin wzorował się na „Jądrze ciemności” Conrada… to cóż, raczej nie zrozumiał z niego zbyt wiele. Faktycznie postaci podróżują w głąb rzeki i doświadczają coraz mroczniejszych wydarzeń, ale nie idzie za tym zrozumienie czy głębszy przekaz… chyba, że w ten sposób należy rozumieć pretensjonalny morał. Brakuje w tym komiksie błyskotliwości i humoru, za który tak bardzo cenimy oryginalne teksty o Wiedźminie.

Jeszcze większe rozczarowanie przynosi strona graficzna. Już w „Domu ze szkła” miałem trochę zarzutów do wykonania, ale w tym albumie grafiki Joe Querio są jeszcze bardziej pozbawione klimatu. Cały czas ma się wrażenie, że ilustrator poszukuje właściwego stylu: raz oszczędnego i schematycznego, innym razem próbując rozmycia i pominięcia detali. Efekt nie zadowala. Jeśli już próbować takich technik, to potrzeba czegoś w stylu „Hellboya”. W obecnej formie ma się wrażenie korzystania z półśrodków.

Oceniam album surowo, co zapewne ma związek z kilkunastoletnią znajomością z Geraltem i chęcią, by historie o nim były na najwyższym poziomie. Tymczasem Tobin i Querio oferują tym razem dość miałką opowieść. Pod wieloma względami poprawną, ale taką, która nie porwie czytelnika i nie zachęci do poznania innych przygód Geralta. A fani? Cóż, tę historię już znają, w dodatku nieco lepiej podaną.

Opublikowano:



Wiedźmin. Dzieci lisicy

Wiedźmin. Dzieci lisicy

Scenariusz: Paul Tobin
Rysunki: Joe Querio
Kolor: Carlos Badilla
Okładka: Julian Totino Tedesco
Ilustracja: Patrick Brown, Yama Orce, Simone de Paolis
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2015
Seria: Wiedźmin
Rok wydania oryginału: 2014
Wydawca oryginału: Dark Horse
Tłumaczenie: Karolina Stachyra, Jacek Drewnowski
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 136
Cena: 49,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-281-1086-1
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Nie masz pomysłu? Kopiuj! Nie masz pomysłu? Kopiuj! Nie masz pomysłu? Kopiuj!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Ystad -

Nie jestem fanem fantastyki, więc "Sezonu burz" nie czytałem. Ale czytając komiks automatycznie miałem skojarzenia (tylko i wyłącznie "PIERWSZE", bo później jest już zupełnie inaczej) z "kitsune", które pojawiają się dosyć często w Usagim.

Shadowmage -

Bardzo możliwe, że Sapkowski czerpał z demonów japońskich, bo już wcześniej różne mitologie maglował.