baner

Recenzja

Wikingowie nie zawsze receptą na sukces

Maciej Gierszewski recenzuje Konungowie #01: Najazdy
2/10
Wikingowie nie zawsze receptą na sukces
2/10
Wydawać by się mogło, że pomieszczenie w jednej opowieści dzielnych Wikingów, śmiertelnie niebezpiecznych Centaurów, podstępnych Celtów, bratobójczych walk o władzę, opiekę asgardzkich bogów, pradawnej magii, która ożywia krwiożerczych Berserków, to przepis na wciągającą i dynamiczną historię, która musi okazać się murowanym sukcesem. Jednakże pierwszy album serialu „Konungowie” rozczarowuje na całej linii.

Album zaczyna się od najazdu wielgaśnych Centaurów na królestwo Alstavik. W tym samym czasie celtycki lud Mog Ruith napada na ziemie Rildriga, chcą przejąć szlaki handlowe. Nordyckie królestwo jest podzielone z jednej strony na zwolenników panującego Konunga, a z drugiej na sprzyjających jego bratu. Obaj walczą o sukcesję od śmierci ojca. Trwająca od dekady bratobójcza wojna zdestabilizowała państwo. Istnieje obawa, że nadchodzące zagrożenia z zewnątrz doprowadzą do jego upadku. Sytuację próbuje ratować księżniczka Elfi, która życzy sobie pokoju między braćmi.

Scenarzystą komiksu jest Sylvain Runberg. Autor znany w naszym kraju, za sprawą całkiem oryginalnej serii science fiction „Orbital”, która wydawana była przez oficynę Taurus Media. Belgijski pisarz średniego pokolenia (ur. w 1971 roku) tym razem próbował złapać za dużo srok za ogon. Nie można powiedzieć, że narracja jest źle poprowadzona. Akcja dzieje się na dwóch, sprawnie przeplatających się, płaszczyznach czasowych. Wydarzenia wynikają z siebie, ale jest ich zbyt wiele, panuje chaos informacyjny. Brakuje dynamiki i emocji, poczucia realnego zagrożenia. Czytelnik nie uświadczy żadnego dramatycznego suspensu czy zwrotu akcji.

Za warstwę graficzną odpowiada chiński rysownik posługujący się pseudonimem Juzhen. Plansze skomponowane zostały klasycznie, w stylu dobrze znanym z komiksów frankofońskich, co trochę dziwi. Artysta ma wyraźne problemy z nadaniem dynamiki swoim postaciom. Nawet sceny walki są monumentalne i statyczne, jakby antagoniści byli figurkami, które dopiero pozują do storyboardu. Z mimiką też nie jest najlepiej, podczas większość ujęć i najazdów twarze pozbawione są jakichkolwiek zmarszczek czy bruzd, zieje z nich pustka, nic nie wyrażają. Album zaludniony jest w 99,99 % przez mężczyzn, którzy wyglądają jak biblijne olbrzymy (nefilim). Natomiast przedstawienie księżniczki Elfi ma w sobie coś mangowego: świecące, półotwarte usta, wielkie oczy, obfity biust i wąską talię. Rysownik ma niejakie problemy ze skrótami anatomicznymi, które próbuje ukryć w mroku i cieniu, bo Juzhen także odpowiada za kolory w albumie.

„Konungowie” to trylogia, której pierwszy tom wypada bardzo blado. W niewielkim stopniu zainteresuje fanów fantasy i miłośników nordyckiej mitologii. Rzecz dla wytrwałych i do jednorazowej lektury.

Opublikowano:



Konungowie #01: Najazdy

Konungowie #01: Najazdy

Scenariusz: Sylvain Runberg
Rysunki: Juzhen
Kolor: Juzhen
Wydanie: I
Data wydania: Czerwiec 2015
Seria: Konungowie
Tytuł oryginału: Konungar 1. Invasions
Rok wydania oryginału: 2011
Wydawca oryginału: Glenat
Tłumaczenie: Jakub Syty
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 215x290 mm
Stron: 48
Cena: 29,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328110106
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Wikingowie nie zawsze receptą na sukces Wikingowie nie zawsze receptą na sukces Wikingowie nie zawsze receptą na sukces

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

donT -

ufff, dzieki za recenzje i ostrzezenie!!!
juz mialem to kupic