baner

Recenzja

Trup ściele się coraz bardziej gęsto

Przemysław Pawełek recenzuje Durango #04: Amos
7/10
Trup ściele się coraz bardziej gęsto
7/10
Durango jedzie coraz dalej na południe. Tym razem nie jest już tylko tajemniczym jeźdźcem, natrafiającym na kolejne sytuacje prowokujące go do interwencji. Poprzedza go list gończy z nagrodą opiewającą na kilka tysiące dolarów. Jego tropem jedzie też drużyna, która chce go dopaść, nim trafi w ręce któregoś ze stróżów prawa. Atmosfera robi się coraz bardziej gęsta. W sytuację zamieszani są nie tylko najemny zbir i żądny zemsty upokorzony szeryf, ale też detektyw z agencji Pinkertona i przemytnicy broni, którym przewodzi Meksykanin, tytułowy Amos. Na drodze rewolwerowca, o którym wciąż niewiele wiemy, stanie też kobieta, chcąca uciec od tyranizującego ją męża.

Wszystkie te wątki mieszają się w dość zwartą intrygę, gdzie miesza się wiele sprzecznych interesów. Durango nie jest jednak tym, który przetnie Węzeł Gordyjski. Nie raz przyjdzie mu ciągnąć za cyngiel, ale coraz bardziej wydaje się on być tylko doświadczonym przez życie wyrzutkiem, bez wpływu na otaczający go świat. Nie jest kowalem swojego losu – ten wydaje się raczej z niego drwić, pędząc go przez Stany Zjednoczone i pakując w problemy, z których nie może się wyplątać ani nikomu pomóc, za to jego samego zostawia poturbowanego i z jeszcze dłuższą listą wrogów. Gęstość intrygi prowadzi tu też do jeszcze większej eskalacji przemocy – trup pada średnio co parę stron, a zanosi się na to, że w kolejnym tomie czeka nas jeszcze więcej ofiar, bo finał osiąga poziom dramaturgii z końca „Imperium kontratakuje”. Swolfs gra na ciekawości czytelnika, zostawiając otwarte wątki i nie sugerując nawet, gdzie to wszystko może zaprowadzić głównego bohatera.

Seria nabrała od pierwszego tomu indywidualnego charakteru. Durango nie jest typowym kowbojem, który na białym rumaku przyjeżdża ratować uciskanych wieśniaków i prześladowane dziewice, by potem odjechać, odprowadzany pełnym wdzięczności wzrokiem tubylców. To nawet nie postać Bezimiennego z filmów Sergio Leone, który powoli realizował woje cele, radząc sobie z przeciwnościami. To antywestern, który ma w sobie coś z ducha „Dzikiej Bandy” Peckinpaha. Durango co i rusz musi omijać bądź przeskakiwać kłody rzucane mu pod nogi, a jednocześnie nie może przestać odwracać się za siebie. To ucieczka bez celu z Dzikiego Zachodu, który właściwie już dogorywa. Fascynata klasycznych opowieści o dość zmitologizowanych kowbojach może ta seria zawieść. Miłośnicy schyłkowej spuścizny gatunku, tej, w której już poza Stanami Zjednoczonymi zanegowano oczywisty i naiwny podział na dobrych stróżów prawa i złych bandytów, będą się przy tym cyklu dobrze bawić. Czwarty tom serii zapewnia godziwą rozrywkę, a jednocześnie jest obietnicą kolejnych, równie dobrych odsłon przygód Durango.

Opublikowano:



Durango #04: Amos

Durango #04: Amos

Scenariusz: Yves Swolfs
Rysunki: Yves Swolfs
Wydanie: I
Data wydania: Listopad 2014
Seria: Durango
Wydawca oryginału: Edition des Archers
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 48
Cena: 38,00 zł
Wydawnictwo: Elemental
ISBN: 978-83-938845-5-1
WASZA OCENA
6.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
6 /10
Zagłosuj!

Galerie

Trup ściele się coraz bardziej gęsto Trup ściele się coraz bardziej gęsto Trup ściele się coraz bardziej gęsto

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-