baner

Felieton

Kah-Aniel, czyli utracony smak dawnego Thorgala

Piotr Kaczmarek
UWAGA NA SPOJLERY!

Chyba nikt nie wątpi, że seria o Thorgalu należy już do klasyki komiksu. Nie da się jednak ukryć, że jego przygody z kilku ostatnich albumów są mocno krytykowane. Chodzi mi o rzeczową krytykę, która swoje uzasadnienie znajduje w tym, że przyzwyczajeni do wysokiego poziomu poprzednich albumów, jako czytelnicy, mamy prawo spodziewać się po każdej nowej publikacji artystycznych rarytasów. A że „Thorgal” w tomie zatytułowanym „Kah-Aniel” nie smakuje już tak jak dawniej, jak mi się wydaje, ma swoją przyczynę w następujących kwestiach.

W moim odczuciu, pierwszym i podstawowym problemem jest scenariusz. Na pewno Yves Sente ma niemało pracy, wymyślając perypetie do głównej serii oraz pobocznego cyklu „Kriss de Valnor” realizowanej z Giulio de Vitą, ale niestety chyba nie ogarnia całości. Nie powiem nic odkrywczego, zauważając, że akcja „Kah-Aniela” jest pozbawiona tempa i w sumie to niewiele się dzieje. Kiedy wracam pamięcią do wcześniejszych odcinków (do scenariuszy Van Hamme’a), to nawet wątki poboczne potrafiły bardzo wciągać. W „Kah-Anielu” całość można właściwie zamknąć w prostym schemacie – Thorgal dopływa do Bagdadu i jest świadkiem transformacji swojego syna – tyle zdarzyło się na głównej osi zdarzeń. Pozostałe wątki są zbyt mało ważne, aby mogły na poważnie zainteresować czytelnika.

Pozostanę jednak jeszcze przez chwilę przy głównej fabule ostatnich albumów. Thorgal rzuca wszystko, zostawia resztę rodziny i cały czas podąża w ślad za porywaczami swojego syna Aniela. Wydaje się to zupełnie nieprzekonywujące, albowiem według mnie Thorgal nie zdążył jeszcze poznać swojego syna, przywiązać się do niego, a przecież Aniel pojawił się w życiu Thorgala dość nagle i to już jako mały chłopiec. Trudno więc uwierzyć w determinację Thorgala. Sama miłość rodzicielska chyba wszystkiego tu nie tłumaczy. Wygląda trochę tak, jakby Thorgal wyrwał się z domu i sobie teraz podróżuje, a to z jakiego powodu opuścił dom, nie musi być już takie dla niego ważne.

Wróćmy do przeszłości. Podobne perypetie miały miejsce, gdy Thorgal wyruszył do Krainy Qa, by ratować porwanego Jolana. Tamta historia była jednak zupełnie inaczej rozpisana, wiedzieliśmy więcej o bohaterach i o samym Jolanie, w podróż wybrała się też Arrica, by walczyć nie tylko o syna... ale i o samego Thorgala. Aniel natomiast jest zupełnie dla nas niedostępny, nie bardzo wiemy, co się w nim dzieje i jak przeżywa więź ze swoim ojcem i wreszcie kim on właściwie jest. Sam zresztą stwierdza, że Thorgala, chociaż szanuje, ledwie zna (por. s. 12). Chyba rozbicie tandemu Rosiński – Van Hamme przyczyniło się także do rozbicia konstrukcji osobowej Thorgala. Nie chodzi oczywiście o to, by zamknąć serię i nie próbować tworzyć dalszych przygód Thorgala, albo by szukać kogoś, o takiej samej wyobraźni i wrażliwości jak Van Hamme, ale chyba po prostu Thorgal nie jest już sobą, nie pasjonuje i nie porywa za serce jak dawniej.

Ponadto mam wrażenie, że Sente zaprosił nas do wejścia w dość mroczną, nieprzyjazną rzeczywistość. Świat „dawnego” Thorgala taki nie był, zło w nim tak nie przerażało, nie było dominujące. Kahilim robi wrażenie wręcz demoniczne, z tymi swoimi czerwonymi oczami (s. 15) przypomina wampira, postać, po którą tak często dzisiaj sięgają reżyserzy filmów. I wydaje się, że Bractwo Czerwonych Magów posiada siłę, z którą Thorgal nie daje sobie rady (patrz – ostatnia scena), a więc dużo większą niż mieli bogowie Asgardu. Wcześniej zło nie było tak przytłaczające i mimo czasem dramatycznych wydarzeń wplecionych w losy Thorgala dobro zawsze zwyciężało.

Jeśli chodzi o postać Salumy, brakuje w niej konsekwencji i wyrazistości. Po wielu próbach Saluma staje się kobietą, która zdobyła serce Thorgala do tego stopnia, że ten po raz pierwszy zdradził Arricię. Nawet jeśli przeszkodził im „głos rozsądku” (por. s. 36), to w swojej intencji Thorgal złamał swoją wierność wobec żony. Jak dowiadujemy się z wcześniejszych plansz, Saluma uwodzi Thorgala. Nie mam jednak pojęcia, w jaki sposób. Właściwie o próbach Salumy jedynie słyszymy, najpierw z ust Lehli (s. 22), a potem opieramy się na obserwacji Petrowa (s. 27), któremu najpierw Thorgal enigmatycznie zwierza się ze swoich trosk, a potem już sam widzi, jak Thorgal trzyma Salumę za ramię. Swoją drogą Thorgal zachowuje się bardziej jak młody i porywczy Tjall niż dojrzały mężczyzna, a takim go do tej pory znaliśmy. Jest jeszcze krótka scena, w której Thorgal wpatruje się w Salumę i wychodzi z bólem głowy albo serca. Nigdzie nie widać, aby Saluma wykonywała jakiś gest w stronę Thorgala, gest na tyle silny, by złamał tego tak zawsze wiernego swej żonie człowieka.

Chcę zwrócić uwagę na ten wątek, albowiem potwierdza on tylko to, że Thorgal jako postać stracił swoją wyrazistość, przejrzystość, wyparł się zasady, której tak mocno zawsze się trzymał, poniekąd zabrano mu tożsamość. A co jeszcze trudniejsze do zrozumienia, po scenie w namiocie Thorgal wychodzi jak gdyby nigdy nic, żyje dalej bez żadnych wyrzutów sumienia i już do sprawy nie wraca. A wydarzenie podczas burzy piaskowej nie było bez znaczenia, bo od tamtej chwili Saluma przestaje nosić kwef, wcześniej zakrywający jej twarz. Trudno przy okazji nie zwrócić uwagi na to, że „nagie kadry” już na stałe zawitały na planszach „Thorgala” – to chyba potwierdza fakt, że komiks ten jest rysowany dla czytelników, którzy wyrośli na Thorgalach, a nie jest to już propozycja dla młodszych. Szkoda.

Jeśli chodzi o uwagi artystyczne, to znów zacznę od pochwały – jestem pewien, że koneserów komiksu nie trzeba przekonywać, że Grzegorz Rosiński wielkim rysownikiem jest, zawsze byłem pod wrażeniem jego prac, wyobraźni i rozmachu artystycznego. Plansze, które w oryginale są dużo większe, pozwalają Rosińskiemu na umieszczenie w kadrach wielu szczegółów. Gdy patrzymy na zmniejszone ilustracje wydane w formacie A4, zdumiewa nas bogactwo detali. I na pewno jest wiele takich ilustracji w „Kah-Anielu”, które zachwycają, w które można niemal godzinami wpatrywać się, śledząc każdą kreskę czy barwną plamę, jak choćby panorama Bag Dadhu (s. 6), czy innych miast, które bohaterowie odwiedzają podczas rejsu. Niezwykłe są także sceny zbiorowe (np. s. 8 i s. 29), podczas których tworzenia, Mistrz musiał niemało się natrudzić.

Natomiast zastanawiają mnie inne pejzaże, które nie spełniają chyba podstawowego wymogu, jakim Rosiński zawsze się kierował, a mianowicie, aby stworzyć z komiksu medium wyobraźni, aby przenosić czytelnika w inny świat. Na wielu bowiem kadrach, przebija faktura papieru, nieraz też da się dostrzec, jak rozmyła się farba kroplą wody. Na wielu obrazkach widzimy ślady szkicu ołówkowego i wygięcia papieru spowodowane nałożeniem mokrego podkładu farby (por. s. 25 – lecący ptak). To wszystko sprawia, że przestrzeń w Thorgalu staje się płaska, traci swą dawną wielowymiarowość. Ponadto malowany kadr nie będzie nigdy tak dokładny jak szkic stalówką czy piórkiem. Nie wiem, jak trzeba by zmniejszyć obrazek, żeby dało się ukryć dość pospieszne pociągnięcia pędzlem czy flamastrem, jakie stosuje Rosiński, co jest dość zrozumiałe dla formy artystycznej, jaką wybrał. Myślę także, że Mistrz nadużywa korektora, nakładając białe refleksy, gdzie się tylko da. Dlatego bardzo bym sobie życzył, choć wiem, że Grzegorz Rosiński porzucił już ten styl pracy, aby wrócił do czarnej kreski. Tamte prace bowiem były dużo bardziej precyzyjne i posiadały trójwymiarowość, z której nie przebijała chropowata faktura papieru. Przenosiliśmy się wtedy w inny świat, w którym trzeba było dopracować każdy detal, w nowszych albumach ukryty często pod mokrą plamą farby.

I jeszcze jedna uwaga. Wydaje mi się, że autorzy „Kah-Aniela” niezbyt zręcznie omijają kwestię islamu, który niewątpliwie jest religią postaci z 34 części Thorgala. Tym dziwniejsze jest to milczenie, że Bag Dhad, czyli Bagdad wyrósł z kultury muzułmańskiej. Trudno powiedzieć, czym się kierowali autorzy: może polityczną poprawnością? A Thorgal, żeby już zupełnie nie było wątpliwości, po śmierci kapitana daje pieniądze panu w niebieskim płaszczu i mówi w duchu postawy dialogu: „Urządźcie mu pogrzeb wedle zasad jego religii”. Dopóki Thorgal pozostawał w świecie swoich wierzeń, autorzy na prawo i lewo przytaczali opowieści z mitologii nordyckiej, w innym kręgu kulturowym, stracili głos.

Długo czekaliśmy na kolejny tom Thorgala i no cóż... będziemy czekać dalej, bo przywiązanie zostaje przywiązaniem. I pewnie kupię następny tom. Nie wiem jednak jakbym mógł przekonać kogoś poznającego dopiero komiks, aby zachwycił się światem Thorgala, bo według mnie, komiks ten stracił swój pazur. A pomysł Piotra Rosińskiego by tworzyć jak najwięcej serii pobocznych, coraz mniej zaczyna mi się podobać. Sztuka jednak nie lubi pośpiechu, co dotyczy także scenariusza, o czym autorzy zapewne nieco zapominają.

Opublikowano:



Thorgal #34: Kah-Aniel

Thorgal #34: Kah-Aniel

Scenariusz: Yves Sente
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Okładka: Grzegorz Rosiński
Wydanie: I
Data wydania: Listopad 2013
Seria: Thorgal
Tytuł oryginału: Kah-Aniel
Rok wydania oryginału: 2013
Wydawca oryginału: Lombard
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 21x29 cm
Stron: 48
Cena: 22,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-6183-9
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Kah-Aniel, czyli utracony smak dawnego Thorgala Kah-Aniel, czyli utracony smak dawnego Thorgala Kah-Aniel, czyli utracony smak dawnego Thorgala

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Mefisto76 -

"A pomysł Piotra Rosińskiego by tworzyć jak najwięcej serii pobocznych, coraz mniej zaczyna mi się podobać" - serie poboczne zostały właśnie ograniczone do Kriss, Louve i Młodości Thorgala - powstał nawet już scenariusz i próbne plansze do spin-offu o Drewnianej Stopie, ale powzięto decyzję, że to się nie ukaże (przez co powstał dyptyk "Asgard"). Ja bym bardzo chętnie poczytał jednorazowe strzały o np. Slivii, albo Alinoe.

ljc -

nie wiem, czemu odrzucili asgarda? to spoko komiks, lepszy od tego, co się obecnie dzieje w oficjalnych thorgalach

xfoster -

O ile okładka naprawdę niezła, najlepsza od lat o tyle cała reszta fatalna. Scenariusz mdły, ciągnie się to wszystko. Dużo nazwisk, zbyt dużo. Bardzo to niepotrzebne.
Cykl QA bije nazwijmy to cykl "Aniel" na głowę.

General75 -

Dlaczego ciągle ktoś krytykuje Thorgal?
Trzeba oceniać całą serię, a nie pojedynczy album.

Ystad -

General75 pisze:Dlaczego ciągle ktoś krytykuje Thorgal?
Trzeba oceniać całą serię, a nie pojedynczy album.



ale dlaczego? Ja uważam, że każdy z albumów jest autonomiczną częścią serii i jeden może się podobać a inny nie.

czyli mam rozumieć, że jeżeli podoba Ci się Rocky I, to nie skrytykujesz Rockiego VI (którego załóżmy uważasz za gniot), bo należy patrzeć na cała serię?

dziwne podejście.

ljc -

przychylam
seria jest fajna, jeśli pojedyncze albumy są fajne - jeśli stają się takie se lub słabe, to i seria taką się się staje

General75 -

Ja uważam, że każdy z albumów jest autonomiczną częścią serii i jeden może się podobać a inny nie.

No i masz rację, bo tak też trzeba oceniać.
Ale mało który album to zamknięta historia. i dopiero kilka łączą się w dłuższą.
Poza tym miałem przyjemność przeczytania w tamtym roku Thorgal od Barbarzyńca do Statek miecz.
Tyle mi się nazbierało. Wcześniej też zdarzało mi się czytać Thorgal, hurtowo.
Ja nie odniosłem wrażenia, że scenariusz jest nieciekawy. No i rysunki też są bardzo dobre.
Dlatego tą serię oceniam jako całość, a nie pojedynczo.

General75 -

"seria jest fajna, jeśli pojedyncze albumy są fajne - jeśli stają się takie se lub słabe, to i seria taką się się staje"

Ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam.
Nie uważam żeby jakieś kilka albumów, nazwijmy to mniej ciekawszych fabularnie, wpłynęło na ocenę całej serii.
Bo przecież chyba chodzi Ci o scenariusz, i nie masz zastrzeżeń do rysunków Rosińskiego.
A co z wcześniejszymi bardzo dobrymi historiami?
Trzeba o nich pamiętać, a nie zapominać.
Mi osobiście nie podoba się że Sente zrobił głównym bohaterem Jolana, przez kilka tomów.
Mogli zrobić dodatkową serię z nim. Jedna seria mniej czy więcej, jaka to różnica.
Ale nie kosztem Thorgala.
Jeżeli jest według Ciebie tak źle, to może być już jedynie lepiej. Oczywiście niekoniecznie.
Być może za dużo tych serii dodatkowych. I one wpływają na ocenę głównej serii.