baner

Recenzja

Vampire Knight #9 i #10

Dariusz Hallmann recenzuje Vampire Knight #10
Tak się złożyło – szczęśliwie zresztą – że tomy 9. i 10. „Vampire Knight” przeczytałem ciągiem, jeden po drugim. Wspaniałe doznanie dla fana serii, ponieważ właśnie w tych tomikach dochodzi do obiecanej przez Matsuri Hino kulminacji podcyklu, pełnej napięcia, widowiskowych scen i emocjonujących zwrotów akcji. Do tego poprawiła się jakość druku mangi wydawanej przez Waneko, a polskie tłumaczenie wciąż pozostaje na wysokim poziomie (z wyjątkiem jednej sytuacji, gdzie zamiast imienia „Hanabusa” widnieje „Akatsuki”, ale możliwe, że błąd przybłąkał się z oryginału).

Dziewiąta część zaczyna się od rozdziału „Szkoła drży w posadach” i jest to trafna zapowiedź tego, co się wkrótce wydarzy – dosłownie i w przenośni. Jednak zanim dojdzie do głównej konfrontacji, Matsuri buduje napięcie kilkoma scenami z udziałem różnych postaci, które rozmawiają, walczą bądź podejmują dramatyczne decyzje. Na planszach robi się coraz gęściej, a kadrowanie staje się coraz bardziej dynamiczne.

No i wreszcie pojedynek... Trzeba oddać autorce, że wymyśliła świetny graficzny ekwiwalent jego znaczenia i atrakcyjności, opierający się na częściowej metamorfozie ciał niektórych postaci. Do tego jeszcze większą wagę przyłożyła do dynamiki wspomnianego już kadrowania oraz pokazania bohaterów w ruchu. Przekłada się to często na tak fantastyczne kompozycje plansz, że nie można od nich oderwać oczu.

Walka rozstrzyga się jeszcze w tym tomie, ale szybko dochodzi do pewnego przetasowania na scenie zdarzeń i Matsuri Hino pozostawia czytelnika z niepokojącym zawieszeniem akcji. Na pocieszenie - zaraz potem - umieszcza dwustronicowy bonus, który między innymi odnosi się do cliffhangera z finału i rozbraja swoim krotochwilnym charakterem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby również czytelnik sięgnął po swoją tajną broń, czyli... po 10. tomik.

A tam akcja nieznacznie zwalnia, ponieważ pojawiają się retrospekcje (część z nich dotyczy początków szkoły KUROSU). Wyjaśniony też zostaje wątek tajemniczych zależności między Radą Wampirów i Stowarzyszeniem Łowców. Kiedy wracamy do wątku najważniejszego, jest to już kulminacja kulminacji, melodramatyczna, ale nie sentymentalnie przeszarżowana, potem - chwila wyciszenia, sprawy porządkowe i pewien etap losów bohaterów serii „Vampire Knight” się domyka.

W tomie 10. starczyło miejsca tylko na jeden „wieczór” – już 48. – otwierający nowy rozdział w życiu wampirów. Głównie opiera się na wspomnieniach i z pewnością zachęca do sięgnięcia po kolejną część. Wśród dodatków znalazła się ciekawostka – krótkie komiksiki Matsuri Hino, które w latach 2005-2009 były dołączone do słuchowisk rozgrywających się w świecie „Vampire Knight”, wydanych na CD. Naturalnie z komentarzem rysowniczki.

Według planów Waneko w pierwszym półroczu 2012 r. ukażą się kolejne trzy tomy, a kiedy doczekamy się tomiku czternastego, prawdopodobnie będziemy już na bieżąco z cyklem wydawniczym w Japonii. Moja córka bardzo się cieszy z tego powodu, ponieważ „Vampire Knight” to jedna z jej ulubionych mang. A ja dobrze ją rozumiem – i w tym konkretnym przypadku nie tylko dlatego, że jestem jej ojcem.

Opublikowano:



Vampire Knight #10

Vampire Knight #10

Scenariusz: Matsuri Hino
Rysunki: Matsuri Hino
Data wydania: Listopad 2011
Seria: Vampire Knight
Tłumaczenie: Magdalena Malinowska
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: 123x176 mm
Cena: 19,99 zł
Wydawnictwo: Waneko
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-